Nie mam wątpliwości, że w administracji podatkowej, od urzędów skarbowych poczynając, a na Ministerstwie Finansów kończąc, nie brak osób kompetentnych (świadczą o tym m.in. nasze rozmowy z urzędnikami i ich teksty, które publikujemy) i pełnych najlepszych chęci. Dostrzegają więc i one, że system podatkowy ma wady, a w przepisach pełno jest luk i bubli – choćby te, które opisywaliśmy w podsumowanym tydzień temu cyklu (który nie miał, bynajmniej, charakteru wyczerpującego).
Dlaczego więc sprawy mają się źle? Nie są pozbawione podstaw zastrzeżenia i wątpliwości co do tego, czy niezbędnych zmian w ustawach nie można by dokonywać szybciej (żywotność niektórych bubli jest zatrważająco długa, liczona w latach). To jeden problem. Jest też poważniejszy: bubli przybywa. Na ich listę moglibyśmy wpisać regulacje przyjęte w ostatnim czasie lub dopiero proponowane (obowiązkowa korekta kosztów uzyskania przychodów w związku z brakiem zapłaty w określonym terminie, ulga na złe długi w VAT, niektóre pomysły dotyczące zmian w CIT – przy czym nie chodzi nawet o idee, które przyświecają poszczególnym rozwiązaniom, lecz o wykonawstwo, konkretne zapisy). Dzieje się tak... No, właśnie. Właściwie nie wiadomo, jakie są przyczyny.
Najwyższa pora zrobić dogłębną analizę, rodzaj audytu przepisów podatkowych, którego efektem byłaby nie tylko pełna lista bubli, ale przede wszystkim zestawienie koniecznych środków zaradczych. Powinno temu towarzyszyć badanie, gdzie i jak buble powstają– na jakim etapie ścieżki legislacyjnej (już u autorów projektów regulacji, w toku nanoszenia poprawek po konsultacjach, w czasie parlamentarnej lub innej obróbki?). Chodzi o ustalenie, gdzie leży prawdziwa ich przyczyna i kto za to odpowiada (prawnicy w resorcie, niekompetentni urzędnicy czy doradcy, parlamentarzyści itd.) oraz co można zrobić, aby nie mnożyły się tak łatwo. Taki audyt może wykonać MF, mogą firmy doradcze czy duże kancelarie podatkowe. Mógłby być podstawą do zmiany prawa i procedur.
Doraźne zmiany ustaw w celu wyeliminowania jednego czy drugiego absurdu są konieczne, ale to leczenie – często zresztą spóźnione i niepełne – objawów. Warto pomyśleć o diagnozowaniu i leczeniu przyczyn. Niestety, tego nikt chyba, jeśli chodzi o nasze podatki, nie robi. A powinien.