Wprowadzanie dodatkowych podatków na jedzenie typu fast food, aby walczyć z otyłością, jest złym pomysłem. Podatki nie rozwiążą problemów społecznych.
Niedawno władze Tajwanu zapowiedziały, że wprowadzą dodatkowe podatki na jedzenie typu fast food. Ma to ograniczyć otyłość m.in. wśród dzieci. Czy podobne rozwiązania można wprowadzić w Polsce? Zdaniem ekspertów można, tylko nie spełnią one zakładanego celu.
Według Arkadiusza Michaliszyna, prawnika, partnera w CMS Cameron McKenna, ilekroć przedmiotem szerszej debaty stanie się jakiś problem społeczny, mający swe źródło we wrodzonej niedoskonałości społeczeństwa, tylekroć ktoś zgłosi pomysł rozwiązania problemu w drodze ustawowej, najlepiej poprzez regulację podatkową. Dzięki temu prawo jest skomplikowane bardziej niż potrzeba.
– Problem nadwagi wśród dzieci jest zjawiskiem negatywnym i należy z nim walczyć, ale nie przez zmiany w podatkach – stwierdza Arkadiusz Michaliszyn.
Podkreśla też, że regulacja taka nic by nie zmieniła. Pomijając przypadki chorobowe i genetyczne, przyczyną nadwagi wśród dzieci nie jest niska cena hamburgera, ale zwykle brak możliwości lub chęci zdrowego odżywiania dzieci.
Rafał Ciołek, dyrektor w spółce KPMG Tax M. Michna, również uważa, że kształtowanie modelu zdrowej konsumpcji za pomocą podatków w przypadku fast foodów nie jest dobrym pomysłem. Nie mogłoby to być żadne rozgraniczenie podmiotowe, gdyż taki mechanizm byłby niekonstytucyjny. Nie wspominając już o problemach praktycznych, jak wyodrębnienie punktów ze zdrową żywnością od oferujących produkty uznawane za niezdrowe.
Wprowadzenie dodatkowego podatku na fast foody byłoby trudne. Według Rafała Ciołka musiałby to być podatek pośredni, ale VAT mógłby być zwiększony o 3 proc., gdyż górną stawkę w wysokości 25 proc. narzucają przepisy UE. Można obłożyć niezdrową żywność akcyzą, tak jak wyroby alkoholowe oraz tytoniowe.
– Lepszym pomysłem jest finansowanie budowy powszechnie dostępnych obiektów sportowych i zwalczanie otyłości tą drogą – podsumowuje ekspert.