Jedni nazywają to zdrowym rozsądkiem, inni profiskalną wykładnią, jeszcze inni bezceremonialnym sprzyjaniem Ministerstwu Finansów.





Trybunał Konstytucyjny określał to niegdyś (trudno powiedzieć jak dziś) zasadą dbałości o równowagę i stabilność finansów publicznych. Nie jest ona dosłownie w ten sposób zapisana w konstytucji, ale – jak podkreślał TK – konieczna dla normalnego funkcjonowania państwa jako całości.
Naczelny Sąd Administracyjny – nawet jeśli nie odnosi się wprost do tej reguły – wyraźnie ma ją na uwadze. Najnowszy przykład to orzeczenia dotyczące odliczania VAT od samochodów służbowych wynajmowanych pracownikom. Niby można odjąć cały podatek, bo jest przepis, który na to pozwala przy spełnieniu określonych warunków (regulamin użytkowania aut, ewidencja przebiegu, VAT-26). Za pełnym odliczeniem stoi też argument wysuwany często przez doradców podatkowych – skoro firma odpłatnie wynajmuje auto pracownikowi i odprowadza od tego VAT, to czyni to w ramach działalności opodatkowanej. Wszystkie więc jej działania (zarówno statutowe, jak i polegające na odpłatnym wynajmie) przemawiają za odjęciem całego podatku. W przeciwnym razie dochodziłoby do podwójnego opodatkowania – zwracają uwagę eksperci.
Nie mówiąc już o tym, że fikcją jest zakładanie, iż firmowy samochód nigdy, nawet raz, nie zostanie wykorzystany do celów innych niż działalność gospodarcza. Dopóki mamy do czynienia z tzw. czynnikiem ludzkim, zawsze istnieje ryzyko, że pojazd zostanie wykorzystany do celów innych niż związane z działalnością gospodarczą spółki – podkreślają sądy wojewódzkie.
A jednak NSA orzeka inaczej. Dlaczego? Bo gdyby potwierdził prawo do pełnego odliczenia VAT, to tym samym przyzwoliłby na zawieranie fikcyjnych umów najmu. Cóż byłoby trudnego w tym, żeby umówić się z podwładnym na niewielką zapłatę, jeżeli firmie miałoby to dać prawo do odliczania znacznie wyższych kwot z faktur potwierdzających zakup paliwa, części zamiennych, samego auta.
Firma brałaby od pracownika 100 zł, a odliczała VAT na kilkanaście tysięcy złotych. Pracownik nadal, przy okazji spraw służbowych, załatwiałby prywatne sprawy (jeździł do sklepu, odwoził dzieci do szkoły i przedszkola, wyjeżdżał na długi weekend), ale pracodawca i tak byłby zawsze „do przodu”.
NSA wyraźnie postawił interes fiskalny ponad interes podatnika. Ale to tylko dowód na to, jak często nieżyciowe są przepisy uchwalane przez Sejm.