Samorządy ograniczą deficyt nie dlatego, że chcą, ale dlatego, że wymuszają to obowiązujące przepisy ustawy o finansach publicznych - mówi Ryszard Grobelny, prezydent Poznania, prezes Związku Miast Polskich.
Deficyty planowany i wykonany w samorządach różnią się co roku o kilka miliardów złotych. Czy samorządy mają problem z planowaniem?
Dla samorządów różnica między kwotą deficytu zaplanowaną oraz wykonaną na koniec roku jest czymś oczywistym. W deficycie samorządów znajdują się pozycje, które sprzyjają temu zjawisku. Dotyczy to np. obowiązkowej rezerwy, która jest planowana jako wydatek na zarządzanie kryzysowe. Na ten cel co roku przeznaczamy 0,5 proc. budżetu. W efekcie, jeśli nie wydarzy się nic, co uzasadniałoby uruchomienie tych środków, to nie są one wydatkowane. Kolejną sprawą, która wpływa na powstanie rozbieżności w deficycie planowanym i wykonanym, są przesunięcia inwestycji.
Różnica między planowanym a zrealizowanym deficytem to jednak w ostatnich latach kilka miliardów zł, które musiał brać pod uwagę minister finansów. Czy jest to podstawa uzasadniająca tezę o wzroście zadłużenia samorządów?
Minister finansów powinien wiedzieć, jakie są przyczyny powstawania różnic w deficycie samorządów. Jeśli nie wie, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby zaczerpnąć taką informację u źródła, czyli w samorządach. My możemy wprost powiedzieć, że deficyt jest wykonywany mniej więcej na poziomie 60 proc. deficytu zaplanowanego.
Czyli obecny system sprzyja tej sytuacji?
Nie tylko sprzyja, ale zmusza nas do tego. O tym, jaki będzie deficyt i sytuacja finansowa samorządów, poinformowaliśmy trzy lata temu. Mam na myśli to, że w wyniku decyzji o zmianie systemu podatkowego w PIT nastąpią problemy z finansami w samorządach. Informowaliśmy o tym ministra finansów krótko po tym, jak te zmiany zostały uchwalone.
Między ministrem Jackiem Rostowskim i samorządami jest spór o deficyt i sposoby jego ograniczania. Czy ten spór może zakończyć się korzystnie dla samorządów?
Uważam, że ten spór nie ma sensu. Samorządy ograniczą deficyt nie dlatego, że chcą, ale dlatego, że obecne przepisy ustawy o finansach publicznych na nas to wymuszają. Niektóre gminy i miasta będą musiały już w przyszłym roku wykazać nadwyżkę budżetową. Możliwość zaciągnięcia długów będzie bowiem powiązana z nadwyżką operacyjną wypracowaną przez trzy kolejne lata. Aby móc się zadłużać, trzeba tę nadwyżkę operacyjną wypracować. W związku z tym musimy podjąć bardzo daleko idące działania oszczędnościowe w naszych budżetach.
W dyskusji o ograniczaniu zadłużenia i deficytu zapomina się jednak o nowym wskaźniku zadłużenia, który ma wejść w życie od 2014 roku.
Nowy wskaźnik odnosi się do nadwyżki z trzech lat wypracowanej w 2012, 2013 i 2014 roku. A więc od przyszłego roku tę nadwyżkę musimy generować. Co prawda wskaźnik wchodzi w życie od 2014 roku, ale zaczyna działać od roku 2012.
Samorządy zwracały uwagę na wady nowego wskaźnika. Czy jednak nie jest to korzystniejsze rozwiązanie od tego, które proponuje minister Rostowski?
Problem nowego wskaźnika zadłużenia, ustalanego indywidualnie dla każdej jednostki, polega na tym, że został opracowany w innym systemie, a więc gdy dochody samorządów z PIT były dużo wyższe. Jego działanie jest jednak podobne do obecnych sztywnych wskaźników. Natomiast do dziś nie wiemy jak ma wyglądać wskaźnik, o którym mówił minister Jacek Rostowski. Z informacji medialnych wiemy, że wskaźnik byłby nielogiczny, ponieważ deficyt jest czymś innym niż zadłużenie. Minister finansów mówił o zdolności do zaciągania nowych długów. A zatem w zasadzie nie dotyczy on jednostek, które wcześniej się zadłużyły. Dotyczy tych, które czekały z inwestycjami. Nowy wskaźnik z ustawy o finansach publicznych dotyczy natomiast wszystkich jednostek, a więc on jest bardziej zrozumiały i sprawiedliwy.
Kiedy nastąpi rozwiązanie sporu o deficyt samorządów?
Myślę, że to powinno nastąpić w czerwcu, jeszcze przed wakacjami. Jesteśmy umówieni z panem premierem, ale nie mamy wyznaczonego jeszcze terminu.