Nawet najdrobniejsza zmiana w systemie podatkowym polegająca na zamianie jednego słowa na drugie może znacząco wpłynąć na obciążenia fiskalne obywateli. Przez lata ustawy obrosły orzecznictwem i komentarzami. Przepisy podatkowe nie są więc proste, ale w większości nauczyliśmy się je stosować. Niektóre partie jednak o tym zapominają i chcą wywrócić wszystko do góry nogami.
Zmiany w podatkach są konieczne, ale nie potrzeba nam rewolucji podatkowej. Najdalej w swych postulatach zmian w podatkach idzie niewątpliwie Prawo i Sprawiedliwość. Nie twierdzę, że te zmiany są złe, bo nie przeprowadziłem ich wnikliwej analizy. Gdy widzę jednak stos kartek, którymi są nowe ustawy podatkowe, mam mieszane uczucia. Pierwsze to przerażenie, bo jeśli nowe ustawy zaczęłyby obowiązywać, to trzeba je będzie punkt po punkcie przeczytać, przeanalizować i zastosować. Z drugiej strony takie propozycje powinny cieszyć ekspertów. Przez kolejne 5 – 10 lat, jeśli nie dłużej, doradcy podatkowi, księgowi i prawnicy będą analizować artykuł po artykule, paragraf po paragrafie. Ministerstwo Finansów wyda kolejne setki tysięcy interpretacji indywidualnych, a sądy setki wyroków. Jedno wiem na pewno: byłoby ciekawie. Nie chciałbym jednak, jako podatnik, tracić gruntu pod nogami i uczyć się choćby rozliczania PIT od nowa.
Kolejne partie zastanawiają się z kolei nad zwiększeniem lub zmniejszeniem podatków po wyborach. Propozycja PO dotycząca zmniejszenia stawki VAT do 22 proc. od 2014 roku to żadna zmiana, bo wynika z obecnych przepisów.
Premier twierdzi również, że nie można obniżyć podatków. Oczywiście problemy budżetowe, rosnący deficyt i potrzeby pożyczkowe państwa skłaniają do takiej tezy. Nikt jednak nie przedstawił żadnych wyliczeń, z których wynikałoby, że zmniejszenie obciążeń podatkowych nie przyczyni się do większego pobudzenia gospodarki i zwiększenia wpływów.
Mam jedną radę dla wszystkich partii politycznych: zmieniajmy podatki, ale szanujmy dotychczasowy dorobek fiskusa, sądów, komentatorów i przede wszystkim czas podatników.