Ograniczenie importu nawozów z Rosji i Białorusi pomogłoby polskim producentom, ale rząd mało zdecydowanie upomina się o działania Unii w tej sprawie.

Dzisiaj Grupa Azoty opublikuje wyniki finansowe za III kw. 2023 r., ale już wiadomo, że kondycja finansowa spółki jest daleka od oczekiwań – według szacunków strata netto wyniosła 743 mln zł.

Nawozy mineralne z Rosji

Ministerstwo Aktywów Państwowych – które nadzoruje właścicielsko spółki z Grupy Azoty – przyznaje, że negatywny wpływ na sytuację finansową grupy oraz na realizację jej programu naprawczego ma obecna skala importu nawozów ze Wschodu. „Postępująca od 2020 r. ekspansja rosyjskich i białoruskich nawozów na polskim rynku przyczynia się do znaczącego spadku konkurencyjności polskich firm nawozowych i może prowadzić do konieczności ograniczenia produkcji przez krajowe zakłady” – informuje nas MAP.

Od początku wojny Unia Europejska zasiliła reżim rosyjski kwotą ponad 20 mld zł, płacąc za zakup nawozów mineralnych. Polska wydała na ten cel ok. 2,5 mld zł.

Przedstawiciele Grupy Azoty tłumaczą, że choć część rosyjskich producentów nawozów jest objęta sankcjami, również osobowymi, nałożonymi na oligarchów, to skutecznej tamy postawić się nie udało, bo zakazy są omijane. – Osoby fizyczne zbywają udziały lub tworzą nowe podmioty pod zmienionymi nazwami. Dużo nawozów trafia do Polski tranzytem z Białorusi z deklaracjami pochodzenia z Uzbekistanu, Turkmenistanu czy Kazachstanu – wskazują nasi rozmówcy. Skuteczne ograniczenie importu rosyjskich i białoruskich nawozów na rynek unijny, m.in. polski, poprawiłoby sytuację rynkową naszego giganta chemicznego.

Embargo na towary ze Wschodu

Wprowadzenie embarga lub obniżenie obowiązujących kontyngentów na te towary wymagałoby jednak jednomyślności państw członkowskich UE i – jak przyznaje resort rolnictwa – w obecnej sytuacji politycznej jest to mało realistyczne. Można bowiem z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że zgody na nałożenie kolejnych sankcji gospodarczych na Moskwę i Mińsk nie udzieliłyby rządy Węgier i Słowacji.

Wyjściem awaryjnym jest zatem wprowadzenie przez UE ceł, do czego wystarczy jedynie większość kwalifikowana w głosowaniu państw członkowskich. Ta opcja wydaje się akceptowalna dla polskiego rolnictwa, bo wzrost cen środków produkcji roślinnej – wskutek takiego ruchu – byłby umiarkowany. Jak oceniają w przesłanym nam komentarzu przedstawiciele resortu rolnictwa, takie rozwiązanie pomogłoby zrealizować cel, jakim jest ochrona krajowych producentów nawozów, a jednocześnie pozostawiłoby możliwość zakupu nawozów rosyjskich i białoruskich w sytuacji niedoborów na rynku krajowym.

Za cłami, które ograniczyłyby import, optuje też MAP. W resorcie słyszymy, że niezbędne jest podjęcie na poziomie krajowym i unijnym zdecydowanych działań, które zahamowałyby napływ rosyjskich nawozów oraz dalsze uzależnianie gospodarek państw UE od ich dostaw. „Minister aktywów państwowych popiera postulowane przez producentów nawozów wprowadzenie ceł na nawozy na poziomie minimum 30 proc. jako najszybsze i najbardziej skuteczne” – informuje DGP resort.

Czy zatem polski rząd wykonuje już odpowiednie ruchy, by lobbować na forum unijnym za cłami? Ministerstwo Rolnictwa informuje, że „temat ten jest obecnie dyskutowany na poziomie zaangażowanych resortów”. MAP zwróciło się z kolei do Ministerstwa Rozwoju i Technologii – mającego kompetencje dotyczące zasad wymiany handlowej z krajami trzecimi – o podniesienie tematu wprowadzenia ceł w rozmowach z Dyrekcją Generalną ds. Handlu w Komisji Europejskiej (DG TRADE). Jak się dowiedzieliśmy, obecnie trwają prace „adresujące problem”, ale z uwagi na ich charakter nie wszystkie są komunikowane publicznie.

Resort rozwoju w krótkim komunikacie poinformował nas, że popiera konieczność ograniczenia napływu rosyjskich i białoruskich nawozów na rynek europejski, a Polska „pozostaje w dialogu z instytucjami europejskimi w zakresie nakładania dodatkowych ceł na import produktów z Rosji”.

Restrukturyzacja Grupy Azoty

Ograniczenie importu nawozów nie ma być jednak lekiem na całe zło toczące Azoty. W przesłanym nam komentarzu MAP zwraca uwagę, że nie jest to kluczowy element restrukturyzacji spółki, a szef resortu Jakub Jaworowski oczekuje od jej zarządu „zdecydowanych działań w obszarach operacyjnych”.

Spółka zapowiedziała wdrożenie programu „Azoty Business”, obejmującego wszystkie sfery działalności, w tym tworzenie nowej, efektywnej struktury zarządczej i organizacyjnej, optymalizację kosztową we wszystkich spółkach grupy, konsolidację i poprawę efektywności podmiotów zależnych. Spółka zapowiada też ścisłą kontrolę wydatków inwestycyjnych oraz wycofanie się z inwestycji niezwiązanych z podstawową działalnością.

Łukasz Prokopiuk, analityk Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska, zauważa, że chociaż spółka podała plan działań naprawczych, to nie znamy ich konkretnych celów. – Azoty potrzebują całościowej restrukturyzacji. Przede wszystkim trzeba dokonać konsolidacji – za dużo jest małych spółek rywalizujących między sobą, nie wiadomo po co trzy różne spółki z grupy są notowane na giełdzie. Wydaje się, że z zarządu płynie przekaz, że chce on działać w tym kierunku – mówi. Podkreśla jednak, że nie wiemy, kiedy te działania przyniosą oczekiwane efekty. – Naprawa Azotów na pewno będzie długotrwałym procesem – uważa. ©℗

ikona lupy />
Wyniki finansowe Azotów / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe