Kiedy mogą być stosowane odmienne stawki VAT przy sprzedaży produktu w restauracji i np. w sklepie? Czy Ministerstwo Finansów powinno zareagować na najnowszy wyrok TSUE? Na pytania odpowiada Agnieszka Tałasiewicz, partner zarządzający w EY i jeden z pełnomocników w sprawie rozstrzygniętej przez TSUE.
Trybunał potwierdził, że niedopuszczalna jest dyskryminacja w postaci opodatkowania różnymi stawkami VAT podobnych towarów wyłącznie na podstawie kryterium podmiotowego. Obecnie obowiązujące przepisy nie pozwalają placówkom gastronomicznym na zastosowanie najniższych stawek VAT przy dostawie określonych produktów (tj. napojów mlecznych) wyłącznie z uwagi na klasyfikację działalności prowadzonej przez te placówki (PKWiU 56 – usługi związane z wyżywieniem).
TSUE nie przesądził natomiast o opodatkowaniu VAT sprzedaży konkretnego produktu. Dyskusja przeniesie się więc teraz z powrotem do polskiego sądu. Jego rolą będzie rozstrzygnięcie o podobieństwie (lub jego braku) towarów oferowanych przez podatnika prowadzącego działalność gastronomiczną z produktami sprzedawanymi przez sklepy i innego rodzaju placówki prowadzące działalność w zakresie handlu detalicznego. W praktyce oznacza to, że organy podatkowe nie powinny odmawiać stosowania niższej stawki VAT wyłącznie w oparciu o literalne brzmienie matrycy stawek VAT. Należy rozważyć także warunki wskazane przez unijny trybunał.
Zdaniem TSUE różnicowanie stawek jest możliwe gdy: towary lub usługi nie są podobne, a więc nie wykazują analogicznych właściwości i nie zaspokajają tych samych potrzeb konsumenta; nie są wzajemnie zastępowalne w oczach przeciętnego konsumenta; różnice pomiędzy danymi środkami spożywczymi wpływają w istotny sposób na decyzję przeciętnego konsumenta o zakupie.
Jeśli zatem konsument kupuje np. zimny napój mleczny (milk shake), to stawka będzie zapewne taka sama, bez względu na to, czy kupimy go w sklepie, czy w kawiarni. To oczywiście najprostszy przykład, wyrok trybunału zwraca uwagę na rozmaite niuanse z tym związane. Z własnego doświadczenia wiemy, że często ta sama potrzeba jest zaspokajana w różny sposób i drobne różnice nie mają wpływu na nasze decyzje jako konsumenta. Ilustracją tego może być mój rodzinny spacer w ostatni słoneczny weekend, kiedy syn jadł lody na patyku ze sklepu, a ja gałki lodów w wafelku z kawiarni. Oboje w tym samym czasie zaspokoiliśmy tę samą potrzebę zjedzenia loda podczas spaceru.
Nie wydaje mi się, żeby na poziomie regulacyjnym możliwe było jedno „cudowne” rozwiązanie. Na szczęście katalog produktów podobnych, sprzedawanych w ramach różnych form działalności, nie jest nieskończony. Myślę, że praktyka zweryfikuje, które produkty są do siebie tak podobne, że powinny korzystać z tych samych warunków opodatkowania, a w przypadku których różnice – choć niewielkie – sprawiają, iż konsument nie traktuje ich ekwiwalentnie. ©℗