Komentarz tygodnia
Przed wielu laty w pewnej szwajcarskiej wiosce zapytano mieszkańców, czy zgodziliby się na utworzenie nieopodal składowiska odpadów radioaktywnych (Szwajcaria oprócz licznych elektrowni wodnych ma też jądrowe). Większość odpowiedziała „tak”. Kiedy powtórzono pytanie, informując, że w zamian rząd jest skłonny płacić obywatelom roczną rekompensatę za niemile widziane sąsiedztwo, proporcje bardzo się zmieniły: zdecydowana większość powiedziała, że składowiska sobie nie życzy (ankietowani podkreślili, że nie są przekupni). Paradoks? Niekoniecznie. Szwajcarski eksperyment został przypomniany w książce Michaela Sandela „Czego nie można kupić za pieniądze”, w której wyjaśnia on – przywołując wiele jeszcze bardziej pouczających przykładów – że wbrew poglądom ekonomistów i powszechnej opinii motywacja finansowa (nagroda bądź kara pieniężna) w odniesieniu do wielu kwestii nie jest ani najbardziej skuteczna, ani pożądana. Jej rezultaty mogą być odwrotne do spodziewanych, nawet jeśli w zamian za oczekiwane zachowanie proponuje się – jak mieszkańcom wspomnianej wioski – naprawdę dużą kwotę.
Za radą Banku Światowego wybrane izby skarbowe wysłały niedawno listy do podatników, w których poprosiły o zapłatę podatku i zwróciły w tym kontekście uwagę na obywatelskie obowiązki. Efekty były znacznie lepsze niż po nadaniu typowych urzędowych pism z pogróżkami dotyczącymi egzekucji, odsetek bądź odpowiedzialności karnej skarbowej.
Wprawdzie inaczej niż w przywołanym na wstępie przykładzie adresatom nie oferowano pieniędzy, lecz upominano się o nie, ale w obu wypadkach chodzi w gruncie rzeczy o to samo: o właściwą motywację, odwołanie się do określonych wartości oraz dobór i sposób sformułowania argumentów. I wynikającą z tego przewagę – w pewnych okolicznościach – nieoczywistych bodźców nad innymi, także tak wydawałoby się niezawodnymi jak finansowe (obojętnie, czy mają być nagrodą, czy karą). Można by rzec, że w wybranych izbach skarbowych model biurokracji rodem jeszcze z czasów zaboru rosyjskiego został eksperymentalnie zastąpiony bardziej szwajcarskim. I sprawdził się. Tak u Helwetów, jak i u nas większość jest skłonna wysłuchać normalnego komunikatu, a nie urzędniczego bełkotu, i rozważyć przywołane w nim racje społeczne.
Zawsze będą też oczywiście cwaniacy, oszuści, przestępcy itd. – ale w mniejszości. Nie jesteśmy gorsi od Szwajcarów. Tylko jeszcze kultura obywatelska oraz urzędowa trochę nie ta. Dlatego mówimy o eksperymencie Banku Światowego, a nie o powszechnie obowiązującym u nas standardzie. Na razie?