Od 1 marca 2028 r. cło ma być pobierane od każdego pozaunijnego towaru, również o wartości niższej niż 150 euro. Powstanie jednolita unijna administracja celna oraz unijna baza celna, w której będą odprawiać się importerzy.

Zmiany mają wchodzić w życie stopniowo – od 2028 r. aż do 2038 r.

Komisja Europejska zaproponowała je w opublikowanym w ubiegłym tygodniu pakiecie zmian do przepisów celnych i podatkowych. Składają się na to dwa projekty rozporządzeń celnych oraz projekt nowelizacji unijnej dyrektywy VAT. Będą one teraz przedmiotem prac Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej. Konsultować je będzie również unijny komitet ds. ekonomicznych i socjalnych.

Bruksela tłumaczy, że zmiany są niezbędne głównie z uwagi na rosnącą liczbę pozaunijnych przesyłek o zaniżonej wartości (poniżej 150 euro), które korzystają ze zwolnienia celnego. Ponadto – jak zwróciła uwagę w komunikacie – każdy importer musi dziś kontaktować się z 27 krajowymi administracjami celnymi i ponad 111 odmiennymi systemami informatycznymi. To na dłuższą metę jest nie do utrzymania – twierdzi KE.

Zniknie limit 150 euro

Od dłuższego już czasu Komisja zdaje sobie sprawę z tego, że limit wartości przesyłek 150 euro, poniżej którego nie trzeba płacić cła (zgodnie z unijnym rozporządzeniem 1186/2009), jest nadużywany przez oszustów. Jego likwidacja będzie oznaczać, że od marca 2028 r. każda pozaunijna przesyłka będzie oclona.

– To krok w dobrym kierunku, bo obecne reguły były tworzone w czasach, gdy sektor e-commerce dopiero raczkował. Skutki finansowe zwolnienia były wtedy mniejsze niż ewentualne koszty poboru cła. Obecnie sytuacja jest diametralnie inna i zmiany są niezbędne, jeżeli UE chce walczyć o konkurencyjność swojej gospodarki – komentuje Piotr Sienkiewicz, dyrektor zarządzający w agencji celnej Rusak Business Services.

W ramach VAT-IOSS

Konsekwencją likwidacji limitu 150 euro w przepisach celnych są też projektowane zmiany w dyrektywie VAT.

Od marca 2028 r. import wszystkich przesyłek pozaunijnych byłby co do zasady opodatkowany na granicy. KE proponuje jednak wprowadzenie pojęcia uznanego importera. W praktyce wiązałoby się to z rozszerzeniem obowiązującego już od lipca 2021 r. domniemania zawartego w art. 14a dyrektywy VAT. Przepis ten stanowi dziś, że „jeżeli podatnik ułatwia – poprzez użycie interfejsu elektronicznego, takiego jak platforma handlowa, platforma, portal lub podobne środki – sprzedaż na odległość towarów importowanych z terytoriów trzecich lub państw trzecich w przesyłkach o rzeczywistej wartości nieprzekraczającej 150 euro, uznaje się, że podatnik ten otrzymał i dokonał dostawy tych towarów samodzielnie”.

Różnica polegałaby na tym, że zniknąłby limit 150 euro. Wskutek tego w ramach procedury VAT-IOSS można byłoby zapłacić podatek od każdej przesyłki, niezależnie od jej wartości.

Przypomnijmy, że obecnie rejestracja w VAT-IOSS jest dla internetowych platform dobrowolna, ale od 1 stycznia 2025 r. stanie się obowiązkowa. Mają wtedy wejść w życie zmiany zaproponowane w innym pakiecie reform, określanym jako VAT w erze cyfrowej (z ang. VAT in Digital Age , w skrócie VIDA).

Łatwiejsze odprawy…

Kolejną nowością ma być utworzenie od 1 stycznia 2028 r. unijnej bazy celnej, w której deklarowany byłby cały import do UE. Nie trzeba byłoby więc już odprawiać się w poszczególnych 27 krajowych administracjach celnych.

Początkowo, od 2028 r., baza ma zostać otwarta (najpierw na zasadzie dobrowolności) dla importu w sektorze e-commerce, w 2032 r. – dla wszystkich importerów, a w 2038 r. stałaby się już obowiązkowa.

Importerzy nie będą więc składać krajowych deklaracji celnych, a jedynie wprowadzać wymagane informacje do unijnej bazy celnej. Ci, którzy będą dokonywać powtarzalnych transakcji (na podobnych warunkach), mieliby taki obowiązek tylko raz.

– Trudno jest mi to sobie wyobrazić, bo w każdym zgłoszeniu celnym jest wiele zmiennych, np. wartość towaru, kurs waluty, warunki dostawy – mówi ekspertka celna dr Izabella Tymińska.

KE liczy na to, że uruchomienie unijnej bazy pozwoli celnikom sprawować nadzór nad rozliczeniami importerów w czasie rzeczywistym i dzięki temu trafniej typować do kontroli.

– Obawiam się, że uruchomienie unijnej bazy celnej może nie być takie proste. Administracje poszczególnych krajów członkowskich będą zapewne protestować, bo zmiany odbędą się kosztem ich uprawnień. Trudno sobie też wyobrazić nowelizację bez wcześniejszego ujednolicenia regulacji okołocelnych, które obecnie są bardzo zróżnicowane w każdym z członków UE – komentuje Piotr Sienkiewicz.

…i obliczanie cła

Zmiany mają też uprościć obliczanie cła. KE chce dać importerom wybór pomiędzy obecnymi zasadami a metodą uproszczoną, opartą na czteropoziomowym systemie podziału towarów na kategorie z odpowiednimi stawkami celnymi ad valorem (od wartości).

Byłyby to stawki:

  • 5 proc. (np. dla zabawek, parasoli),
  • 8 proc. (np. dla wyrobów z jedwabiu, ceramiki),
  • 12 proc. (np. dla skórzanych torebek, odzieży),
  • 17 proc. (właściwa dla obuwia).

Podobny system obowiązuje już np. w Kanadzie i – co podkreśla KE – dobrze się tam sprawdził.

Zdaniem Piotra Sienkiewicza jest to krok w dobrym kierunku. – Należy dążyć do sytuacji, w której w ramach tego samego kodu HS (pierwszych sześciu cyfr kodu CN) obowiązywałyby jednolite stawki cła. Wyeliminowałoby to różnego rodzaju nieporozumienia i patologie – mówi ekspert.

Wątpliwości ma natomiast dr Izabella Tymińska. – Stawki cła na ten sam rodzaj towaru są już obecnie powtarzalne aż do momentu wprowadzenia ewentualnego cła antydumpingowego lub odwetowego na dany kraj pochodzenia. Wyliczamy je prosto, od wartości towaru – wskazuje ekspertka.

Superzaufani

KE proponuje też wprowadzenie od 2032 r. nowego statusu zaufanego importera, który zastąpiłby obecny system „upoważnionego przedsiębiorcy” (z ang. Authorized Economic Operator, w skrócie AEO).

Przedsiębiorcy, którzy zyskaliby status „zaufany i sprawdzony”, mogliby importować towary spoza UE bez interwencji celników i płacić cło raz w danym okresie rozliczeniowym (a nie przy każdej odprawie towaru). Musieliby jednak spełniać surowe warunki, tj. nie mieć zaległości w daninach publicznoprawnych i innych problemów z prawem, dostarczać celnikom informacje o przesunięciach magazynowych i regularnie wprowadzać do unijnej bazy celnej inne informacje.

– Nowa instytucja, nazywana potocznie AEO PLUS czy też SUPER AEO, odpowiada w swych założeniach temu, czym pierwotnie miał być status AEO. Powstaje w związku z tym pytanie o sens takiej gradacji, skoro już obecnie status AEO miał oznaczać najwyższą formę uprzywilejowania – zauważa Piotr Sienkiewicz.

Doktor Izabella Tymińska zwraca z kolei uwagę na jeden z warunków uzyskania takiego statusu – brak problemów z prawem.

– Posiadacz AEO czy też w przyszłości SUPER AEO nie zawsze ma na to wpływ – mówi ekspertka. Podaje przykład agencji celnej, która jest głównym zobowiązanym w tranzycie towaru. Mimo przekazanej kierowcy informacji, że procedura tranzytu ma być zamknięta, kierowca udaje się do firmy, która rozładowuje towar bez odprawy celnej. Odpowiedzialność w takiej sytuacji ciąży na głównym zobowiązanym, czyli na agencji.

– Pamiętajmy również o zwykłych ludzkich błędach, których skutki może wyeliminować złożenie tzw. czynnego żalu. Mam więc nadzieję, że Bruksela przemyśli jeszcze zaproponowane warunki – mówi ekspertka.

Jeden urząd, jedna analiza ryzyka

Pakiet zakłada również powstanie Europejskiej Agencji Celnej, która będzie odpowiedzialna za zarządzanie ryzykiem oraz analizę danych z unijnej bazy celnej. Nowa agencja wysyłałaby poszczególnym krajom rekomendacje co do tego, które towary powinny podlegać szczególnemu zainteresowaniu unijnych celników. Ona też kontaktowałaby się z innymi właściwymi agencjami.

Rekomendacje agencji celnej oraz informacje gromadzone przez unijny urząd antykorupcyjny (OLAF), europejską prokuraturę, Europol i Frontex pozwoliłyby stworzyć wspólny unijny standard analizy ryzyka. Dzięki temu kontrole importowanych towarów byłyby bardziej trafne i ustandaryzowane.

– To powinno być już dawno wprowadzone ze względu na ujednolicenie działań służby celnej na rynku 27 krajów UE. Wszystkie kontrole celne powinny się odbywać na podstawie tych samych zasad i reguł – uważa dr Tymińska.

Z kolei Piotr Sienkiewicz zauważa, że w praktyce standaryzacja analizy ryzyka już istnieje. – Być może planowana reforma zmierza do nałożenia jakiejś czapy administracyjnej, ale de facto usankcjonuje tylko istniejący stan rzeczy – puentuje ekspert.©℗