Fundacja Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości pozwala zaoszczędzić na kosztach działalności nie tylko studentom. Choć same inkubatory zostały powołane właśnie dla nich.

Uczelnie mogą tworzyć akademickie inkubatory przedsiębiorczości, by wspierać działalność gospodarczą pracowników uczelni, doktorantów i studentów. Mówi o tym ustawa o szkolnictwie wyższym i nauce. Dziś na rynku mamy jednak podmioty, które odwołując się wprost do owych inkubatorów, oferują optymalizację kosztów podatkowych dla wszystkich, niezależnie od wieku i profilu działania. Eksperci mówią, że to rozwiązanie wykorzystujące istniejące przepisy. Złośliwie dodając, że jeśli taka opcja istnieje, to czemu z niej nie korzystać. Kluczowa jest skala, czyli ile osób po nie sięga, ale tej nikt w kraju nie zna.

Rozwiązanie nie tylko dla młodych

Nie płacisz składek na ZUS, a podatki są niższe (PIT 6 proc.), nie masz obowiązków biurokratycznych, konto w AIP możesz w każdej chwili zamknąć bez dodatkowych kosztów i otworzyć nowe, kiedy stwierdzisz, że czas na nowe rozdanie – to oferta ze strony fundacji Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości (AIP).
Spytaliśmy o nią Ministerstwo Finansów oraz ZUS. Resort przekierował nas w tej sprawie do Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Od tej z kolei usłyszeliśmy, że nie zajmuje się AIP, w związku z czym nie ma o niej wiedzy. Podobnie w ZUS, który tłumaczy, że nie prowadzi takich statystyk. – Każdy podmiot powinien działać w granicach prawa i je respektować – ucina tylko Grzegorz Dyjak z Centrali Zakładu.
Dzwonimy na infolinię fundacji, pytając o szczegóły. – Kiedyś było to rozwiązanie dla młodych przedsiębiorców, by nie musieli ponosić nie wiadomo jakich kosztów. Natomiast teraz działamy obszernie. Na rynku jesteśmy 18 lat. I mamy wśród użytkowników osoby po 30. roku życia i znacznie starsze – mówi obsługująca ją osoba. Informuje, że opłata miesięczna to 300 zł netto. To koszty za to, że osoba wchodzi pod parasol fundacji. – W zamian dostaje pani możliwość dwa razy w tygodniu wypłat z subkonta AIP na inne prywatne konto. Można to robić w formie umowy o dzieło i dzięki temu jest od nich odprowadzany mniejszy podatek dochodowy. A składki ZUS? Możemy podpisać umowę zlecenia na 50 zł brutto. I wtedy od tego są odprowadzane. To jest optymalizacja pani kosztów – podkreśla, zaręczając, że podpisanie z fundacją umowy jest banalnie proste. Zajmuje kilka minut.
Co na to prawnicy? Zwracają uwagę, że 6-proc. PIT nie obowiązuje w Polsce. Piotr Leonarski, adwokat i doradca podatkowy w kancelarii B2RLaw Jankowski Stroiński Zięba i Partnerzy, ma jednak wytłumaczenie, skąd taka stawka PIT wzięła się w ofercie fundacji. – Zapewne chodzi o 12-proc. PIT w zestawieniu z 50 proc. kosztami uzyskania przychodów – dodaje.
Paulina Wyrostek z B2RLaw dodaje, że inkubator działa więc de facto jak zleceniodawca, który jednak swojemu wykonawcy daje większą swobodę działania, a po zakończeniu współpracy pozwala „zabrać” ze sobą klientów. Koszty ponoszone przez pomysłodawcę są niższe niż przy prowadzeniu własnej działalności gospodarczej, ale w obliczu konieczności płacenia składek do ZUS już nie znacząco niższe. Państwu co należne founder oddaje, bo rozwiązania cudowne, w których te obciążenia nie mają zastosowania, nie istnieją.

Akademickie korzenie

Fundacja w nazwie odwołuje się do swoich akademickich korzeni. – Wydaje się, że obecnie nie ma nic wspólnego z instytucją akademickich inkubatorów przedsiębiorczości powoływanych na podstawie ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym. Korzystając z dobrej marki nazwy „AIP”, prowadzi głównie działalność polegającą na świadczeniu na rzecz początkujących przedsiębiorców wszystkich niezbędnych dla nich usług. Działa na podstawie przepisów ogólnych (w tym ustawy o fundacjach, kodeksu cywilnego), a także na zasadzie swobody zawierania umów – zauważa Paulina Wyrostek. I dodaje, że przepisy ustawy o szkolnictwie wyższym nie wprowadzają szczególnych udogodnień dla akademickich inkubatorów przedsiębiorczości, nie określają też szczegółowo, jak powinny one działać. To, jak te instytucje funkcjonowały i funkcjonują, zostało wypracowane w praktyce przez powołujące je uczelnie, które również ustalały ich regulamin.
– Na takim modelu działania opiera się obecnie fundacja, nie ma jednak przepisów, które wprost by tego nie dopuszczały. Podważenie sposobu działania fundacji mogłoby więc teoretycznie zostać dokonane w oparciu o ogólne zasady prawa, ze względu na to, że efektywnie powoduje on nieuzasadnione obniżenie należności publicznoprawnych (np. składki ZUS) i w ten sposób uszczupla budżet, ale nie byłoby to zadanie łatwe – zaznacza.
Jak pokazuje nasza sonda wśród uczelni publicznych, nie ma dziś takiej, która współpracowałaby z fundacją. I tak np. dr Anna Modzelewska, rzecznik UW, opisuje, że tutejszy inkubator działa od 2017 r. Pomaga w rozwoju projektów biznesowych i społecznych znajdujących się w różnych fazach dojrzałości rynkowej. Poprzez organizację warsztatów, szkoleń, spotkań z ekspertami, a także udostępnianie infrastruktury i przestrzeni do pracy start-upów. Z kolei osoby z konkretnym pomysłem na biznes mogą skorzystać z oferty preinkubacji, która odbywa się poprzez spółkę celową Uniwersytetu Warszawskiego UWRC.
Także Łukasz Gacek, koordynator AIP UJ, opisuje, że inkubator Uniwersytetu Jagiellońskiego to całkowicie odrębna od fundacji AIP, niezależna jednostka. – Zbieżność nazwy bywa często myląca i ze względu na te podobieństwa trafiają do nas także zapytania o usługę preinkubacji, której nie oferujemy – opisuje. Dodaje, że uczelnia współpracowała z fundacją AIP, ale w 2020 r. wygasła umowa między uczelnią a fundacją. – Kwestią, która spowodowała, że nie kontynuujemy współpracy z fundacją, była zmiana kierunku naszych działań, m.in. rozbudowanie własnej oferty wsparcia merytorycznego, poszerzenie współpracy z jednostkami uczelnianymi oraz zacieśnienie współpracy z partnerami zewnętrznymi, także międzynarodowymi.
Na Politechnice Krakowskiej jest inkubator przeznaczony tylko dla społeczności akademickiej. Podobnie na Politechnice Wrocławskiej i Uniwersytecie Zielonogórskim. W kolejnych uczelniach słyszymy, że nie działają tam inkubatory. Są konsultacje, dodatkowe przedmioty, ale z fundacją nie współpracują lub zakończyli działalność. Uniwersytet Szczeciński opisuje np., że stało się tak ze względu na zmianę modelu biznesowego działalności fundacji.
To oficjalne stanowisko. Nieoficjalnie słyszymy w uczelni, że rozwiązanie, które miało dotyczyć wspierania młodych naukowców i ich pomysłów, zostało skomercjalizowane i przyjęło formę optymalizacji podatkowej dla każdego, na co uczelnie przystać nie chciały.

Okiem fundatora

Inaczej na sprawę patrzy Dariusz Żuk, pomysłodawca i inicjator fundacji Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości. – Ustawa o szkolnictwie wyższym wprowadziła definicję inkubatora na uczelni. Ale niewiele wnosiła ponad to. Myślę nawet, że wyrządziła pewne szkody w myśleniu. Uczelnie uznały, że każda zrobi swój inkubator i mają na to idealny pomysł. Działały inaczej niż my, dając tylko doradztwo, bez produktu, usługi. Dziś to my mamy produkt do startowania w biznesie – przekonuje. Na pytanie, dlaczego wyszedł z ofertą poza środowisko akademickie, mówi o dwóch powodach. – Jeden to uczelnie. Chciały lokować w inkubatorach swoich pracowników, narzucać nam sposób działania. Drugi – zaczęliśmy rozszerzać się na innych, bo dostawaliśmy pytania: dlaczego ktoś, kto skończył 27 lat, ma być gorszy niż ten, który ma 22? Doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu się ograniczać. Dodatkowo uczelnie wymagały od nas, by inkubator był dedykowany tylko ich studentom.
Uczelnie protestują. – Nie rozumiem, jak może działać inkubator dla wszystkich? Jeśli umówiliśmy się jako społeczeństwo, że pewna część dóbr i usług jest dostępna w ramach odprowadzanych podatków i składek, to powinniśmy być zainteresowani tym, by tego rodzaju rozwiązania były reglamentowane, a nie ogólnodostępne. To luka prawna – ocenia profesor jednej z krakowskich uczelni.
Dariusz Żuk opisuje, że dziś fundacja ma ok. 1 tys. subkont rocznie, które zarabiają ok. 50 mln zł. – Kiedyś istniało czasowe ograniczenie takiego działania do dwóch lat, ale zrezygnowaliśmy z niego. Średni czas, przez jaki dana osoba jest pod naszymi skrzydłami, to 18 miesięcy, choć są i okresy dłuższe – tłumaczy. Pytany o skalę, mówi, że chętnych, jest tylu, co ok. 1 proc. firm, które rocznie zakładają działalność gospodarczą w Polsce. Przekrój jest olbrzymi: od inicjatyw prowadzonych przez raperów, przez agencje rekrutacyjne, po produkty kosmetyczne czy katalizatory chemiczne. I od razu zaczynają zarabiać. – Nie rejestrują firm, a dopóki nie wypłacą z subkonta, nie płacą podatków. Nie muszą obawiać się urzędów, kontroli skarbowej, ZUS. W tej formie dana osoba nie ma działalności gospodarczej, nie ma więc tytułu do płacenia podatków. My bierzemy odpowiedzialność za faktury, za umowy, które podpisuje.
Zdaniem Żuka to właśnie jest ryzyko fundacji. – Jeden ze start-upów wplątał nas w karuzelę vatowską. To zachwiało naszą działalnością. Ale na 16 tys. projektów tylko kilkanaście okazało się nieuczciwymi – podkreśla. A zyski? – Oprócz inkubatorów robimy też fundusze inwestycyjne angażujące się w start-upy. Traktuję to jako model szukania projektów, w które później można zainwestować.. ©℗
Rozwiązanie zostało skomercjalizowane w formę optymalizacji podatkowej