Prezydent Biden w Warszawie wygłosił mocne przemówienie, porównywalne z Kennedym i Reaganem, w którym jasno określił Putina w kategoriach XX-wiecznego tyrana - powiedział PAP Daniel Fried, były ambasador USA w Polsce. Dodał jednocześnie, że wolałby jaśniejszej deklaracji, że Ameryka pomoże wygrać Ukrainie wojnę.

Zdaniem byłego dyplomaty wystąpienie Bidena w Warszawie miało przede wszystkim jeden cel: przedstawienie argumentów za "wolnym światem" i dalszą współpracą w celu pokonania rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie.

"To było mocne przemówienie: Biden zrobił to, co do niego należało. Przeciwstawił demokrację autokracji, postawił na zasady i był to silny kontrapunkt dla wcześniejszego zgorzkniałego przemówienia Putina" - powiedział Fried. Jak zauważył, prezydent USA zwrócił się też do Rosjan, zaznaczając, że nie są oni wrogami, a Ameryka im nie zagraża.

Zdaniem byłego wiceszefa dyplomacji USA wystąpienie Bidena i wcześniejsza wizyta w Kijowie miały porównywalną historyczną wagę, jak pamiętne przemowy Johna F. Kennedy'ego, czy Ronalda Reagana w Berlinie.

"To było pryncypialne przemówienie, które określiło Putina - zasłużenie - w kategoriach XX-wiecznego tyrana" - powiedział. Zaznaczył jednak, że samo "dobre przemówienie nie wygra wojny".

"Wciąż pozostaje pytanie, czy nasze wsparcie dla Ukrainy jest odpowiednie do stawki, jaką wyłożył w przemówieniu" - zauważył dyplomata. Jak stwierdził, chciałby, by Biden użył swojego pobytu w Polsce do ogłoszenia nowego przełomu, jeśli chodzi o pomoc dla Kijowa, przede wszystkim jeśli chodzi o artylerię dalekiego zasięgu. Podkreślił jednak, że wciąż uważa, że do takiego przełomu dojdzie.

Fried przyznał, że to wizyta w Kijowie okazała się "emocjonalnym szczytem" podróży Bidena w przeddzień rocznicy inwazji. Jednocześnie stwierdził, że przyjazd do Warszawy miał kluczowe znaczenie.

"Zobaczyliśmy amerykańskiego prezydenta, który w ciągu 36 godzin pojechał w strefę wojenną, a potem pojechał do Polski, wykładając argumenty na rzecz wspierania Ukrainy jako walki między tyranią i wolnością. To mocna rzecz" - skonkludował ambasador.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)

osk/ tebe/