Dzięki przeciekom wiadomo, że co najmniej 80 proc. kontroli ma kończyć się domiarem podatku. Nie ma wyjścia. Aby założony cel osiągnąć, trzeba prawo giąć, naciągać, niekiedy łamać, wkładać do przepisów to, czego w nich nie ma, by kiedy indziej wyjąć to, co akurat zawadza. Słowem panta rhei – wszystko płynie. Niżej kilka przykładów z życia wziętych.
Koszty uzyskania przychodu? Z woli ustawodawcy, nadzwyczaj klarownie sformułowanej, o zaliczeniu wydatku do koszów uzyskania przychodów rozstrzyga wyłącznie cel wydatkowania. I wyłącznie cel ma znaczenie prawne, a nie np. skutek wydatkowania czy cokolwiek innego. Ale np. dyrektor Izby Skarbowej w Katowicach dopatrzył się dodatkowego kryterium, o którym ustawa milczy. Zdaniem organu wydatek ma być wydatkiem nie tylko celowym, lecz także racjonalnym. A tego ostatniego kryterium nie spełnia – zdaniem dyrektora – czynsz najmu, który trzeba płacić mimo nieużywania lokalu w związku z likwidacją placówki handlowej (vide: interpretacja indywidualna z 25 marca 2015 r., nr IBPBI/2/423-1563/14/MS). Konkretnie nieracjonalność działań podatnika wynika z tego, iż nie przewidział on plajty swego biznesu, a powinien był, rozbrajająco argumentuje dyrektor.
Nie wolno przesłuchiwać strony bez jej zgody? Nic nie szkodzi. Praktyka wykształciła na to patent, zależnie od stopnia skomplikowania sprawy. Jeżeli sprawa jest złożona, wielowątkowa, to wzywa się petenta (w żargonie urzędniczym pieszczotliwie zwanego klientem) w innej, równolegle prowadzonej sprawie, na przesłuchanie w charakterze świadka. A świadek odpowiedzi na zadane pytania, przynajmniej co do zasady, odmówić nie może. Na wszelki wypadek petent zostanie potraktowany odpowiednio spreparowanymi formułkami o odpowiedzialności karnej. Następnie protokół z przesłuchania ,,świadka’’ włącza się, jako dowód z dokumentu, do akt sprawy głównej, w której petent jest już stroną mającą, w ramach teoretycznej gwarancji procesowej, prawo niewyrażenia zgody na przesłuchanie. Ale jeśli sprawa zalicza się kategorii jednowątkowych, to wtedy, w razie potrzeby, organ działa, jak to się mówi, ,, po bandzie’’. W wezwaniu stronę nazywa się po prostu świadkiem i pisze się, że jako świadek ma się stawić tu a tu, o tej i o tej godzinie. Zamieszcza się stosowne pouczenie, z którego wynika, co grozi w razie niestawiennictwa. Opisana tu patologia dotyczy członków zarządów spółek kapitałowych.
A skoro członek zarządu został wywołany, to warto poświęć chwilę zagadnieniu jego odpowiedzialności jako osoby trzeciej. W wypaczonej praktyce członek zarządu ,,z automatu’’ odpowiada za zaległości podatkowe spółki. Gwarancje procesowe, które mają uchronić od odpowiedzialności, są czystą fikcją; swego rodzaju ustawodawczą licentia poetica. A to dlatego, że interpretując stosowne przepisy ordynacji podatkowej, organy bez wyjątku łamią, do tego za przyzwoleniem sądów, wydawałoby się powszechnie szanowany w kulturze prawa stanowionego zakaz wykładni synonimicznej (różnym pojęciom nie wolno nadawać tych samych znaczeń). Członek zarządu może się bowiem uwolnić od odpowiedzialności, jeżeli wykaże, że wniosek o ogłoszenie upadłości został złożony „we właściwym czasie”. Według organów „właściwy czas” to „termin dwóch tygodni” od momentu niewypłacalności. Ale przecież między pojęciem „właściwego czasu”, którym posługuje się ordynacja podatkowa (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 749 ze zm.), a pojęciem „termin dwóch tygodni”, którym posłużył się ustawodawca w przepisach prawa upadłościowego, jest różnica. I to zasadnicza – łatwo wykazać, że pierwsze jest pojęciem szerszym.
Interpretując przepisy ordynacji podatkowej, organy bez wyjątku łamią, do tego za przyzwoleniem sądów, wydawałoby się powszechnie szanowany w kulturze prawa stanowionego zakaz wykładni synonimicznej