Opłata reprograficzna to nie nowy podatek. Jest to forma zryczałtowanej jednorazowej rekompensaty oddawanej artystom przez producentów i importerów sprzętu elektronicznego umożliwiającego tzw. dozwolony użytek osobisty”.

Ustawa o uprawnieniach artysty zawodowego wywołała liczne kontrowersje. Wybrzmiało już bardzo dużo opinii i pojawiło się wiele wątpliwości, dlatego warto pochylić się nad tym, co zostało powiedziane i – o ile to możliwe – rzetelnie odpowiedzieć na kluczowe pytania.

Czy to nowy podatek?

Analizując opłatę reprograficzną od strony prawnej, na zadane pytanie należy odpowiedzieć negatywnie. Zgodnie bowiem z definicją podatku zawartą w art. 6 Ordynacji podatkowej „podatkiem jest publicznoprawne, nieodpłatne, przymusowe oraz bezzwrotne świadczenie pieniężne na rzecz Skarbu Państwa, województwa, powiatu lub gminy, wynikające z ustawy podatkowej”. Opłata jest jednak świadczeniem nieodpłatnym, co oznacza, że jej uiszczanie nie daje osobie płacącej podstaw do żądania czegoś w zamian. Jest także przymusowym, co oznacza, że jest możliwe zastosowanie przymusu jej ściągania, jak i bezzwrotnym, co oznacza, że opłata reprograficzna w wysokości nienadpłaconej nie podlega zwrotowi. Bez wątpienia jest to także świadczenie pieniężne, którego egzekucją mają zająć się urzędy skarbowe.

Tym samym, rzeczona opłata podatku różni ją jedynie tym, że „wpływy z niej nie zasilają i nie będą zasilać budżetu państwa ani samorządów terytorialnych. Jest formą zryczałtowanej jednorazowej rekompensaty oddawanej artystom przez producentów i importerów sprzętu elektronicznego umożliwiającego tzw. dozwolony użytek osobisty”. Dla nabywcy różnica pomiędzy podatkiem, a nową opłatą pozostaje jedynie różnicą symboliczną.

Czy opłata reprograficzna doprowadzi do wzrostu cen?

Jak czytamy na oficjalnej stronie projektu ustawy opłata „Z reguły nie podnosi cen detalicznych urządzeń – poziom cen wynika z uwarunkowań rynkowych i polityki cenowej wielkich koncernów technologicznych Azji i Stanów Zjednoczonych”. Czytamy tam także, że „[…] w Niemczech, gdzie ściągalność opłaty od urządzeń audio-video wynosi ponad 330 mln EUR rocznie (jest blisko 200 razy wyższa niż Polsce, gdzie wynosi jedynie 1,7 mln EUR), cena wielu popularnych urządzeń elektronicznych jest o kilka do kilkunastu procent niższa niż w Polsce”. Uzasadnienie projektu ustawy nie dostarcza szerszego potwierdzenia powyższych twierdzeń, poza ogólnym odniesieniem: „[…] opłaty reprograficzne są nałożone na sprzęt elektroniczny również w innych krajach, nie powinno ono wpłynąć na poziom cen elektroniki w sklepach”.

Powyższe ciężko ocenić jako przekonujący argument, zaś ostatnie doświadczenia związane (np.) z wprowadzeniem podatku cukrowego, sugerować mogą wniosek odwrotny do założeń ustawodawcy. Prawdą jest przy tym, że tworzenie polityk cenowych nie ogranicza się jedynie do spojrzenia na osiąganą marżę (metody kosztowe ustalania ceny). Nie zawsze zatem nałożenie opłaty skutkować będzie wzrostem ceny, co wynikać może z wielu elementów, choćby elastyczności cenowej (metody popytowe ustalania ceny) czy wartości dla odbiorcy końcowego (metody wartościowe ustalania ceny). Przykładowo, użytkownicy urządzeń płacący „za markę” wiążącą się z określonym statusem społecznym będą bardziej skorzy przyjąć wzrost ceny, niż użytkownicy szukający urządzeń najtańszych. Ci ostatni mogą w ogóle zrezygnować z nabycia nowego urządzenia lub nabyć je od dystrybutora zagranicznego (np. z Chin). Prawdą jest jednak to, że opłata reprograficzna może, ale nie musi doprowadzić do wzrostu cen. Odpowiedź na to pytanie poznamy dopiero za jakiś czas.

Czy opłata reprograficzna znajduje uzasadnienie w cenie elektroniki użytkowej?

W dyskusji podnoszone jest, że opłata reprograficzna ma też swoje uzasadnienie w cenie elektroniki użytkowej. Jest to prawda, zgodnie z danymi Eurostatu za 2019 roku Polska plasuje się 9% poniżej średniej europejskiej. Prawdą jest jednak także to, że Polacy zarabiają poniżej średniej europejskiej. Na podstawie wartości podawanych przez Eurostat dla szacowanych godzinowych kosztów pracy wartość tą można estymować na około 40% (2019). Powoływanie się na argument dotyczący ceny elektroniki bez wskazania na realną siłę nabywczą konsumenta jawi się jako nieadekwatny. Cenowo bowiem w Polsce urządzenia elektroniczne są jednymi z najtańszych w Europie, jednak nabywczo – nie. Ciężko jest zatem doszukiwać się uzasadnienia opłaty reprograficznej w tym kontekście, albowiem sama cena jest parametrem niemiarodajnym.

Czy jest to wsparcie artystów?

Na tak postawione pytanie nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Kluczowym elementem nowej ustawy jest utworzenie „funduszu wsparcia składek na ubezpieczenie społeczne zdrowotne dla najmniej zarabiających osób mających uprawnienia artysty”. Dopłaty te mają wynieść od 20 do 80% wysokości składek. Oczywiście, nie wszystkie środki pozyskiwane z opłaty reprograficznej „przekazane zostaną” do funduszu. Ustawa ustanawia bowiem parytet determinując to, ile środków zostanie przekierowanych do funduszu, a ile do organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi.

Niezależnie od częściowego przekazywania środków do organizacji powyższe oznacza, że z założenia opłata ma częściowo służyć pokryciu zobowiązań względem ZUS. Sama idea finansowania osłony socjalnej budzi kontrowersje, albowiem finalnie środki nie są przeznaczane faktycznie dla artysty, lecz zasilają system ubezpieczeń. Oznacza to, że „codzienna” sytuacja artystów nie ulegnie zmianie, chyba że uzyskają oni środki za pośrednictwem organizacji zbiorowego zarządzenia. Artyści początkujący, lokalni oraz zajmujący się niepopularnymi dziedzinami sztuki, tj. ci, którzy wymagają wsparcia, w większości przypadków nie mogą na to liczyć.

Czy wzrost cen odczuje każdy nabywca elektroniki?

Częstym stwierdzeniem pojawiającym się w debacie dotyczącej opłaty jest to, że w przypadku wzrostu cen (co nie jest pewne) dotknie on wszystkich. Przykładowo, mając na uwadze to, że zgodnie z danymi UKE ponad 75% Polaków ma i korzysta ze smartfona, stwierdzenie takie jest bardzo prawdopodobne. Urządzenia objęte projektem ustawy są bowiem urządzeniami powszechnie stosowanymi. Tym samym, potencjalny wzrost cen dotknie tak osoby w trudnej sytuacji majątkowej, jak i osoby zamożne. Co ciekawe, wzrost ten dotknie samych artystów będących użytkownikami urządzeń objętych projektem ustawy. Sam wzrost może także skłonić nabywców do poszukiwania rozwiązań omijających rzeczoną opłatę, poprzez częstszy zakup urządzeń (np.) z Chin.

W kontekście tego pytania pomijany jest często jeszcze jeden element: fundusz wsparcia składek na ubezpieczenie społeczne zdrowotne jest funduszem, który może być zasilany dotacjami celowymi od ministra właściwego do spraw kultury i ochrony dziedzictwa. Taka sytuacja jest możliwa w przypadku dysproporcji pomiędzy ilością beneficjentów dopłat z funduszu, a wpływami uzyskiwanymi przez ten fundusz. W takim wypadku składki artystów zostaną zatem sfinansowane z kieszeni podatnika.

Tym samym, jeśli dojdzie do wzrostu cen to najprawdopodobniej dotknie on wszystkich.

Czy opłata reprograficzna znajduje uzasadnienie w sytuacji artystów?

Jest to najtrudniejszy element dyskusji dotyczącej opłaty reprograficznej, które z założenia musi pozostać bez odpowiedzi. W dyskusji podnoszone jest bowiem to, że sytuacja artystów w Polsce jest bardzo trudna i wymaga podjęcia działań ze strony państwa. Sugeruje to także stanowisko strony rządowej. Jak można przeczytać na stronie internetowej projektu „60 proc. z nich znajduje się w trudnym położeniu (zarobki poniżej średniej krajowej), zaś 30 proc. w bardzo trudnym (zarobki poniżej płacy minimalnej, przy konieczności samodzielnego opłacania składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne)”. Są to dane skłaniające do refleksji. Pozostawiają one jednak pewną lukę w zakresie ich odniesienia do statystyk ogólnych. W 2018 roku GUS podał bowiem medianę płac. Wyniosła ona wówczas 4.094,95 złotych brutto, czyli ok. 11% poniżej ówczesnej średniej krajowej. Oznacza to, że ponad połowa osób w Polsce zarabiała o 11% poniżej średniej krajowej, a tym samym „znajduje się w trudnym położeniu”. Z braku aktualnych danych ciężko odnieść powyższe do sytuacji bieżącej. Można jednak stawiać dalsze pytania o adekwatność tego argumentu z uwagi na ogólną sytuację w kraju.

Oczywiście, trzeba zastanowić się także nad innymi czynnikami, które nie pozostają obojętne dla oceny projektu. Przykładowo, jak podaje oficjalna strona internetowa projektu ustawy, „tylko niecałe 7 proc. artystów można zaliczyć do osób względnie zamożnych. Ponadto większość, bo aż 54% twórców pracuje w ramach umowy o dzieło, 30% pracuje bez żadnej umowy, a jedynie ok. 14% może liczyć na umowę o pracę na czas nieokreślony”. Powyższe implikuje co najmniej dwa istotne wnioski: po pierwsze, żadna ustawa nie doprowadzi do wzrostu zarobków artystów. Jest to tylko redystrybucja środków, która następuje nie tylko pomiędzy „bogatymi a ubogimi”, ale także – z uwagi na to, że obecnie niemal każdy jest użytkownikiem urządzeń objętych opłatą – między „ubogimi a ubogimi”. Wzrost zarobków możliwy jest tylko w przypadku wzrostu zapotrzebowania i legalnej konsumpcji kultury w Polsce. To może zostać wykreowane dzięki działaniom informacyjnym dotyczącym legalnych źródeł, a nie poprzez nakładanie opłat i redystrybucję środków.

Po drugie, praca bez żadnej umowy jest zazwyczaj pracą w szarej strefie. Oznacza to brak osłony socjalnej, ale także brak podatków. Uzyskiwanie osłony socjalnej w ramach rozwiązań przewidzianych projektowaną ustawą może zatem skłaniać artystów oraz, przede wszystkim, osoby korzystające z ich usług do poszukiwania oszczędności podatkowych w postaci pracy bez umowy. Może to przyczynić się do wzrostu szarej strefy.

Co teraz?

Obecnie trwa etap konsultacji, którego wynik zadecyduje o ostatecznym kształcie projektowanych regulacji.

Wojciech Piwowarczyk doktor nauk prawnych, radca prawny
Artykuł powstał we współpracy z Legalnakultura.pl