Zmniejszenie lub zniesienie obciążeń dla prasy, obniżenie maksymalnej stawki daniny i korekty w zakresie redystrybucji wpływów z nowej opłaty – takie opcje rozważa gabinet premiera Morawieckiego.

Wygląda na to, że rząd ugnie się pod naciskiem protestujących mediów i części opinii publicznej w sprawie nałożenia nowej daniny na wydawnictwa prasowe, telewizję, radio i „cyfrowych gigantów”.
Z naszych ustaleń wynika, że zasadnicza zmiana może dotyczyć tradycyjnej prasy. Na razie projekt przewiduje, że jej wydawcy zapłacą 2 proc. do 30 mln zł przychodów, a 6 proc. powyżej tego progu (kwota wolna to 15 mln zł). – Albo odejdziemy od nałożenia podatku, albo ustawimy progi przychodowe tak wysoko, że mało kto będzie nimi objęty – mówi nam osoba z rządu.
Zmiana miałaby oddalić największe zarzuty wobec szykowanej ustawy, że choć według zapewnień premiera Morawieckiego wycelowana jest w cyfrowych gigantów takich jak Google czy Facebook, to jednak w praktyce w większej mierze nowa danina uderzałaby w polskich, dużo mniejszych graczy. Bo niezależnie od skali obrotów największe obciążenia dotyczą radia, telewizji, kina i reklamy zewnętrznej ‒ do 50 mln zł wpływów reklamowych zapłacą 7,5 proc., a powyżej tego progu 10 proc.
Kolejna zmiana może dotyczyć stawek podatkowych, zwłaszcza tej 15-proc. dotyczącej reklamy towarów kwalifikowanych, czyli farmaceutyków lub napojów słodzonych. – To przesada, w innych krajach europejskich jest ona na poziomie 5‒7 proc. – wskazuje nasz rozmówca z rządu.
Wątpliwości budzi też propozycja, by 35 proc. wpływów z nowej daniny trafiało do nowo powołanego funduszu i zostało spożytkowane na „kreację i produkcję nowoczesnych projektów medialnych, w tym budowę i rozwój kanałów i platform informacyjnych (m.in. audycji radiowych i telewizyjnych, portali internetowych)”, realizację „projektów służących analizie treści pojawiających się w mediach, w szczególności cyfrowych” czy „promowanie dziedzictwa narodowego”. Nie wiadomo jeszcze, czy rząd zaproponuje odejście od tego rozwiązania czy jego modyfikację (np. wpisanie bardziej transparentnych kryteriów dzielenia pieniędzy).
Niewątpliwie wrażenie na rządzących zrobił przede wszystkim zeszłotygodniowy, bezprecedensowy protest pod nazwą „Media bez wyboru”, ale niewykluczone, że znaczenie mogła mieć też reakcja amerykańskiego rządu. – Propozycja podatku dla mediów w Polsce budzi wątpliwości. Stoimy na stanowisku, że niezbędne jest zapewnienie społeczeństwu dostępu do różnych źródeł informacji oraz opinii, do wolnych mediów – skomentował wydarzenia w Polsce rzecznik Departamentu Stanu USA Ned Price.
Sprawa podatku medialnego urasta do rangi poważnego problemu natury politycznej dla Zjednoczonej Prawicy. Sceptycznie o projekcie wypowiadają się politycy Porozumienia, którzy m.in. uznają, że nie można nakładać nowych podatków w dobie kryzysu pandemicznego. Z kolei ziobryści, choć również dystansują się od projektu, to nie wykluczają jego poparcia. Choć, jak słyszymy, nie za darmo. Jak wynika z naszych ustaleń, Solidarna Polska będzie naciskać, by PiS w zamian dał zielone światło dla przygotowanego przez ziobrystów projektu ustawy o wolności słowa w internecie. – Dotąd słyszeliśmy narzekania, że nasze regulacje będą trudno egzekwowalne, zwłaszcza wobec zagranicznych graczy. No więc teraz, gdy premier przygotował projekt dotyczący ich opodatkowania, łatwiej będzie tę odpowiedzialność egzekwować. Dlatego uważamy, że oba projekty – podatku medialnego i o wolności słowa w internecie – trzeba potraktować jako jeden pakiet – argumentuje współpracownik Zbigniewa Ziobry.
Z kolei opozycja przeciwna nowej daninie szykuje spotkanie w gronie ekspertów i przedstawicieli mediów, które mogą zostać nią dotknięte. Chce wykorzystać sprawę do osłabienia PiS. Rząd ma świadomość, że nawet jeśli ustawa zostanie uchwalona w Sejmie, to w Senacie poczeka 30 dni.
Jak słyszymy, podatek medialny nie trafi do porządku obrad najbliższego posiedzenia Sejmu, planowanego na 24‒25 lutego. – My naprawdę chcemy to skonsultować. Dziwi nas, że podniosło się takie larum już na tym etapie – przyznaje osoba z otoczenia premiera.
W politycznych kuluarach pojawiła się ostatnio teoria, że podatek medialny to pomysł Mateusza Morawieckiego, który chciał zaimponować Jarosławowi Kaczyńskiemu po tym, jak prezes Orlenu Daniel Obajtek przejął grupę medialną Polska Press. Wersji tej zaprzeczają osoby z otoczenia premiera. – To był pomysł ministra Kościńskiego, a punktem wyjścia jest kwestia podatku cyfrowego, która wciąż nie może rozstrzygnąć się na poziomie unijnym. Problem w tym, że minister finansów ostro przeszarżował z pomysłami – przyznaje nasz rozmówca. Wskazuje jednak, że intencją jest znalezienie dodatkowych kanałów dla uszczelnienia podatków (wyjściowo danina medialna miałaby dać 800 mln zł wpływów dla budżetu) i powstrzymania transferowania zysków za granicę. – Jak to jest, że taka Grupa TVN odnotowuje 4 mld zł przychodów CIT, a płaci jedynie 33 mln zł podatku, a Telewizja Polsat ma 2,5 mld zł przychodu, a płaci ponad 91 mln zł CIT? – dopytuje nasz rozmówca z rządu.