Opodatkowanie spółek komandytowych i komandytowo-akcyjnych wydaje się przesądzone.
Od 1 stycznia zostaną zrównane z osobami prawnymi i obłożone CIT, co dla ich właścicieli oznacza zasadniczo podwójne obciążenie, analogicznie jak w przypadku spółek akcyjnych, które same płacą daninę od zysku, i które dodatkowo muszą potrącać podatek należny od akcjonariuszy z tytułu wypłaty im dywidendy.
Projekt został zaakceptowany przez rząd. Ale to nie znaczy, że nic się w nim nie zmieni. Warto popracować nad szczegółami. Jak wiadomo, nierzadko to one są najważniejsze.
Nie wnikając ani w powody (głównie fiskalne), ani skutki zmiany (ograniczenie agresywnej optymalizacji z jednej strony i zaburzenie normalnej działalności gospodarczej z drugiej), zauważmy, że rykoszetem oberwie branża inwestycyjna. SKA – ze względów podatkowych – to częsta forma działalności funduszy venture capital i private equity. Fundusze te co do zasady odgrywają niebagatelną rolę w gospodarce. W naszej też coraz większą i z reguły pożyteczną. Pełnią one funkcję specyficznych instytucji zbiorowego inwestowania, czyli zbierają kapitał wśród zainteresowanych, np. osób fizycznych, i lokują go w przedsiębiorstwa, w tym rozpoczynające działalność. Brak opodatkowania nie jest w tym wypadku zły, biorąc pod uwagę, że są one tylko pośrednikami. Spółka, np. akcyjna, w którą inwestują, płaci przecież daniny (jeśli zarabia), inwestorzy też, gdy zyski z udanego projektu są im za pośrednictwem SKA wypłacane.
Inne instytucje zbiorowego inwestowania również korzystają z preferencji, np. fundusze zarządzane przez TFI.
Apel, jaki branża na naszych łamach wystosowała, aby venture capital działające w formie SKA zwolnić z podatku dochodowego, jest więc zrozumiały i co do istoty uzasadniony. Ustawodawca, pracując nad zmianami w ustawie o CIT, powinien go wnikliwie rozważyć.
Tylko na marginesie można dodać, że branża inwestycyjna ma duży udział w tym, że sprawa opodatkowania SK i SKA stała się tak pilna z punktu widzenia cierpiącego na niedostatek fiskusa. Masowe i modne stało się przekształcanie firm (np. spółek akcyjnych) w SKA, w których dotychczasowy właściciel pozostawał akcjonariuszem – ale już nie bezpośrednio, lecz za pośrednictwem funduszu inwestycyjnego (zarządzanego przez TFI i zwykle w tym celu utworzonego). W efekcie jego przekształcona firma przestawała – jako spółka osobowa – płacić CIT. Uiszczając dywidendę, również nie musiała potrącać i odprowadzać daniny, bo ten specyficzny akcjonariusz, jakim jest fundusz, też jest zwolniony z opodatkowania.
Właściciel funduszu mógł więc obracać pieniędzmi, w tym reinwestować, skutecznie unikając obciążeń fiskalnych. Zresztą nawet po zmianach podatek pojawi się w tym mechanizmie tylko na jednym etapie funkcjonowania, a nie dwóch, jak w przypadku innych właścicieli SKA, którzy nie korzystają z dobrodziejstwa zwolnień podatkowych.
Tak czy inaczej fiskus w końcu zareagował, zwłaszcza że zjawisko przybrało na sile, a jednocześnie potrzeby państwa drastycznie wzrosły. Można by więc rzec, że kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Oczywiście to zły punkt widzenia. Nie chodzi o to, by ktokolwiek ginął, w tym np. venture capital, ile raczej by wyważyć interesy. Dla dobra gospodarki, rzecz jasna.