Fiskus nie planuje ulg podatkowych dla producentów takich pojazdów i ich potencjalnych klientów. Potrzebę ich wspierania dostrzegają tylko niektóre samorządy. Zdaniem ekspertów straci na tym gospodarka.
Albo system dopłat dla kupujących samochody hybrydowe i elektryczne, albo zastąpienie akcyzy podatkiem ekologicznym, który mógłby skłaniać Polaków do przesiadania się ze starych aut do nowych. To propozycje niezależnych ekspertów i przedstawicieli rynku motoryzacyjnego. Ministerstwo Finansów nie myśli jednak o zmianach.

Słabo ze sprzedażą

– Na razie sprzedaż w naszym kraju samochodów z napędem hybrydowym jest znikoma i nie przekracza tysiąca sztuk rocznie, samochodów elektrycznych – co najwyżej kilkadziesiąt sztuk (30–40), gdy cały wolumen sprzedaży samochodów wynosi ok. 270 tys. rocznie – podaje Mirosław Michna, partner w KPMG w Polsce.
Tymczasem samochody elektryczne i hybrydowe to przyszłość rynku motoryzacyjnego – tak wynika z globalnego badania KPMG (KPMG’s Global Automotive Executive Survey 2013). Ponad 60 proc. zarządzających z branży motoryzacyjnej uważa, że ten sektor jest kluczowy w najbliższych dziesięciu latach. – Polska również powinna skorzystać na jego rozwoju – mówi Mirosław Michna. Dodaje, że byłaby to ogromna szansa nie tylko z punktu widzenia nowych miejsc pracy, lecz także innowacyjności gospodarki. Co więcej, mogłyby na tym skorzystać także inne branże – elektryczna, elektroniczna czy chemiczna. Właśnie dlatego warto pomyśleć, jego zdaniem, o specjalnym programie wsparcia publicznego dla inwestycji związanych z elektromobilnością. Chodzi o to, że producenci aut i części do nich przyjdą do nas, jeśli dostrzegą tu atrakcyjne warunki działalności, a co najważniejsze – perspektywiczny rynek.

Kolejny argument „za”

Raport na temat niezbędnej stymulacji produkcji i sprzedaży nowych aut w Polsce ogłosi 25 czerwca Instytut Studiów Podatkowych Modzelewski i Wspólnicy. Potwierdzi on, iż Polska pozostaje jednym z nielicznych państw, w których nie funkcjonują żadne istotne – zarówno prawne, jak i podatkowe – rozwiązania wspierające produkcję i sprzedaż nowych, bezpiecznych dla środowiska oraz użytkowników dróg, pojazdów. Zdaniem ekspertów, konieczna jest modyfikacja danin publicznych, polegająca nie tylko na możliwości pełnego odliczania VAT płaconego przy zakupie aut i kosztów ich eksploatacji. Niezbędne jest też wdrożenie podatku ekologicznego dla pojazdów, którego wysokość byłaby uzależniona od normy ochrony środowiska Euro.

Stoimy w miejscu

Obecnie brak jest na poziomie państwa jakichkolwiek ulg dla producentów samochodów elektrycznych i hybrydowych czy dla ich nabywców. O wprowadzeniu takich rozwiązań nie myślą ani Ministerstwo Ochrony Środowiska, które powinno podejmować inicjatywy w tym zakresie, ani Ministerstwo Finansów, do którego konsekwentnie odsyła Ministerstwo Gospodarki, mające wspierać przedsiębiorców.
Pod przewodnictwem reprezentanta Ministerstwa Gospodarki funkcjonuje wprawdzie już od 2008 r. Międzyresortowy Zespół ds. Wzrostu Konkurencyjności Przemysłu Motoryzacyjnego, jednak ostatnie posiedzenie odbyło się dawno – 21 marca br. A pytani przez nas urzędnicy nie pamiętają, kiedy zespół zajmował się kwestią ekologicznych pojazdów.

Ulgi, dopłaty i podatki

Eksperci są zgodni, że kluczową rolę mają do odegrania nie tyle zachęty dla producentów – które mogą tylko nieznacznie obniżyć koszt wytworzenia aut – stosunkowo wysoki w porównaniu z samochodami o napędzie konwencjonalnym – ile rozwiązania skierowane do nabywców. Stymulować popyt można przynajmniej na dwa sposoby. Po pierwsze dopłatami. Na przykład w Belgii, Wielkiej Brytanii, Austrii, Francji, Portugalii, Hiszpanii, Czechach, Niemczech, Włoszech, Holandii, Danii, Irlandii, Szwecji czy Rumunii stosuje się dopłaty do zakupu samochodów elektrycznych i hybrydowych. W Niemczech dodatkowo ich użytkownicy zwolnieni są z podatku drogowego na okres 5 lat od daty pierwszej rejestracji.
Według Tomasza Pałki, eksperta rynku automotive w Deloitte, trudno jednak spodziewać się, aby MF przy prezentowanym dotychczas sceptycznym podejściu do jakiejkolwiek pomocy bezpośredniej znalazło środki na wprowadzenie takich mechanizmów. Jego zdaniem, bardziej realne jest pobudzenie popytu w inny sposób – poprzez wprowadzenie opłaty za korzystnie ze starych lub mało ekologicznych pojazdów. Mógłby to być np. podatek ryczałtowy płacony przy zakupie samochodu lub w ujęciu rocznym, w kwocie uzależnionej od wieku pojazdu czy emisji spalin (normy Euro). Pojazdy hybrydowe czy elektryczne mogłyby w takim przypadku być obciążone preferencyjną stawką albo wyłączone z opodatkowania.
– Dyskusja nad wprowadzeniem takiej daniny byłaby burzliwa, ale i pożądana – stwierdza Tomasz Pałka. Tłumaczy, że średni wiek pojazdów to kilkanaście lat (według różnych źródeł od 12–14 lat), a użytkownikami najstarszych są osoby najmniej zamożne, dla których zbyt wysoka danina mogłaby oznaczać konieczność pozbycia się samochodu i ograniczenie mobilności.

Zamiast akcyzy

Taki podatek mógłby jednak zastąpić akcyzę. Jej stawka wynosi obecnie 18,6 proc. dla samochodów z silnikiem powyżej 2 l, a dla aut z mniejszym 3,1 proc. i jest płacony przed pierwszą rejestracją w Polsce. Nie zależy więc w żaden sposób od tego, czy pojazd jest bardziej lub mniej ekologiczny.
– Akcyza jest raczej wyłącznie elementem fiskalnym, ustalonym z założeniem, iż drogie, nowe samochody wyższych klas często posiadają duże silniki i tu skutek podatkowy jest większy – ocenia Tomasz Pałka. – Dlaczego jednak mamy płacić większy podatek tylko dlatego, że został zamontowany większy silnik?
Rząd, jak zgodnie twierdzą eksperci, powinien nagradzać tych kierowców, którzy poruszają się po drogach autami ekologicznymi (w tym elektrycznymi czy hybrydowymi). Można to zrobić, znosząc akcyzę na pojazdy z napędem alternatywnym, albo zastępując ją zróżnicowanymi stawkami podatku ekologicznego.

Przywileje od gmin

Można też w inny sposób próbować wpływać na decyzje konsumentów. Zainteresowanie rozwojem elektromobilności wyraziły już Katowice, Szczecin, Tarnów czy Tychy. Wprowadziły ulgi dla właścicieli samochodów elektrycznych i hybrydowych w postaci tańszego lub bezpłatnego parkowania. – Takim modelowym rozwiązaniem jest np. ograniczenie opłaty za parkowanie do minimum, dzięki czemu właściciel oszczędza nawet do 1,5 tys. zł rocznie – mówi Mirosław Michna.