Już trzeci raz w ciągu ostatnich kilku tygodni poseł Łukasza Gibała interweniuje u Ministra Finansów. Tym razem chodzi o wprowadzenie „klauzuli ogólnej” przeciw unikaniu opodatkowania, co – jak wynika z informacji zamieszczonych na stronach rządowych – planuje Jacek Rostowski. Poprzednie interwencje dotyczyły radykalnego zmniejszenia limitu obrotu, zobowiązującego do używania kasy fiskalnej oraz propozycji wprowadzenia solidarnej odpowiedzialności kupującego i sprzedawcy za odprowadzenie VAT-u.

Co to dokładnie oznacza? Ni mniej, ni więcej, tylko to, że urzędnik będzie decydował, czego potrzebuje przedsiębiorca do prowadzenia działalności gospodarczej. To już druga próba wprowadzenia „klauzuli ogólnej”. Pierwszą zablokował Trybunał Konstytucyjny w 2004 roku, uznając, że „klauzula” jest niezgodna z art. 2 Konstytucji. Celem ministerstwa – tak samo, jak w przypadku poprzednich „znakomitych” pomysłów – jest zwiększenie wpływów z podatków. Czyli łatanie dziurawego budżetu.

Poseł Łukasz Gibała skierował w związku z tym kolejną interpelację do Ministra Finansów, w której sprzeciwia się zezwoleniu urzędom skarbowym na sprawdzanie i weryfikowanie biznesowej celowości transakcji dokonywanych przez przedsiębiorców. Jeśli ministerialne plany wejdą w życie, to urzędnik skarbowy będzie decydował, czy dany zakup był potrzebny przedsiębiorcy do prowadzenia działalności gospodarczej, czyli – czy może zostać wliczony w koszty. Jeśli urzędnik skarbowy uzna, że zakup był bezcelowy będzie miał prawo „wyrzucić z kosztów” dany zakup. Co wtedy?

Oczywiście przedsiębiorca zapłaci większy podatek, prowadzenie działalności stanie się mniej opłacalne, za to budżet państwa - na pozór - będzie w lepszym stanie. A minister będzie zadowolony.

- Zadajmy sobie pytanie, czy chcemy żyć w kraju, w którym urzędnik ma pełną władzę nad przedsiębiorcą. Czy to rozsądne, że przedsiębiorca, żeby wliczyć sobie w koszty zakup drukarki, musiałby pytać urząd o zgodę? – mówi Łukasz Gibała. Zdaniem posła Ruchu Palikota już w tej chwili prawo pozwala na zbyt dużą arbitralność decyzji urzędników, którą ci skwapliwie wykorzystują. Czym to grozi? Film Bugajskiego jest świetnym przykładem. „Układ zamknięty” pokazuje patologię, opartą niestety na faktach autentycznych. Wprowadzenie w życie najnowszego pomysłu ministerstwa finansów tę patologię jeszcze bardziej pogłębi.

Trudno wyobrazić sobie, w jaki sposób przebiegał będzie urzędowy proces oceny celowości danej transakcji. Jak pracownicy urzędu mają oceniać zasadność zakupu np. pistoletu malarskiego przez firmę remontową albo stwierdzić, czy dentyście rzeczywiście potrzebne są kleszcze, wiertła i kolorowe gumki do aparatów stałych? Równie zaskakująca dla urzędnika może być liczba kilometrów przejechanych przez pracowników agencji reklamy, bo gdzie i po co tyle po Polsce jeżdżą? W zasadzie w każdym przypadku możliwa jest dyskusja, czy dany koszt to konieczna składowa np. procesu produkcyjnego, czy może służy tylko do obniżania podatków. Niestety należy się spodziewać, że urzędnik w każdej niejasnej dla siebie sytuacji podejmie decyzję nie na korzyść przedsiębiorcy, ale na korzyść fiskusa. Między innymi dlatego, że tak działo się do tej pory.