Osoba, która chce uniknąć przykrych konsekwencji za naruszenie przepisów podatkowych, może zgłosić chęć dobrowolnego poddania się odpowiedzialności.
Niektórzy wychodzą z założenia, że za błędy trzeba płacić. Ale nie zawsze to wychodzi na dobre. Dobrowolne poddanie się odpowiedzialności to niebezpieczne narzędzie, które może się odwrócić przeciwko podatnikowi. Uczciwemu, który chce odkupić winy, przyznając się do mniej lub bardziej celowego np. zaniżenia podatku.
Bo jak się okazuje, przyznanie się do błędu jest błędem. Raz to zrobisz, to i fiskus, i sąd administracyjny ci tego nie zapomną. Dobrowolne poddanie się odpowiedzialności niby ma zakończyć sprawę karną, a jest dopiero początkiem absurdu. Przyznasz się sam, nierzadko za namową urzędnika, to sprawy podatkowej już nie wygrasz. Skoro zapłaciłeś grzywnę, to znaczy, że w tej samej sprawie nie powinieneś szukać już nigdzie ratunku. Jeden sąd przyklepie karę zaproponowaną przez skruszonego podatnika, a drugi uzna to za fakt oczywisty. Sam podatnik skazuje się na bycie przestępcą, bo pokornie wyraża chęć zapłaty za pomyłki skarbowe. Niby uniknie odnotowania w Krajowym Rejestrze Karnym, ale już się dostaje w tryby urzędniczej machiny. A ta, jak ruszy, to trudno się z niej wykaraskać. To tylko dowodzi, że najlepiej wychodzą na tym ci, którzy unikają odpowiedzialności karnej, uparcie udając skrzywdzonych przez los.