Tylko ten, kto rządzi podatkami, ma rzeczywistą władzę. To nie tylko prawda stara jak świat. To także powód, dla którego wielkie organizacje ponadpaństwowe, z Unią Europejską na czele, mają kłopoty z budową własnych systemów podatkowych, a w konsekwencji także, i własnych, niezależnych źródeł finansowania.
Żaden kraj nie chce oddać władzy nad podatkami. Żaden też nie powinien. Jednak to, że tego nie chcemy, nie znaczy, że nie możemy być do tego wkrótce zmuszeni.
Można powiedzieć więcej. To już się dzieje. Grecja, by móc zmienić stawki VAT, musiała najpierw uzyskać zgodę inspektorów UE, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Europejskiego Banku Centralnego. Wiele wskazuje na to, że takiej zgody będzie też potrzebować w przypadku innych dyskutowanych w greckim parlamencie zmian podatkowych. Jest bardzo prawdopodobne, że bez tej zgody Grecy musieliby zagryźć zęby i pogodzić się z tym, że żadnych zmian nie będzie. To oczywiście skutek przejścia zbankrutowanego państwa na garnuszek tych instytucji. Zastanawiające jest jednak nie to, że takie procedury się pojawiły. Dziwne jest to, że fakt ten nie stał się ani przedmiotem jakiejś szerszej debaty, ani głębszych analiz. Tymczasem sprawa wcale nie jest błaha.
Już dziś warto w związku z tym zapytać, czy oddanie decyzji dotyczących systemu podatkowego w obce ręce oznacza utratę niepodległości, czy to tylko drobna niedogodność, z którą łatwo będzie się pogodzić. Pierwszymi, którzy będą musieli sobie odpowiedzieć na to pytanie, są oczywiście Grecy. Ich kłopot polega jednak na tym, że niezależnie od tego, jakiej udzielą sobie odpowiedzi, nie bardzo będą mieli jak zamachowi na swoją suwerenność podatkową się przeciwstawić. Na własne zresztą życzenie.
Inne kraje, również Polska, mają jednak czas na wyciągnięcie wniosków z greckiej lekcji. Nie tylko w obszarze skutków beztroskiego zadłużania kraju. Także w zakresie skutków, jakie powoduje to w sferze suwerenności. Jeśli to nie rządy lokalne decydują o tym, jakie płacimy podatki, to także my tracimy kontrolę nad ich wysokością. Kontrolę, którą w mniejszym lub większym stopniu, ale jednak dają nam demokratyczne wybory. Dylemat, przed którym stajemy, wydaje się w związku z tym dziecinnie prosty. Albo godzimy się na zaciskanie pasa i rezygnację z przywilejów, albo też godzimy się z tym, że nadal będziemy kroczyć grecką ścieżką. Z wszystkimi konsekwencjami tego.
Obawiam się jednak, że konformizm współczesnych społeczeństw może sprawić, że stosunkowo łatwo kolejnym krajom będzie się pogodzić z utratą państwowej niezależności. Dziś dużo ważniejsze jest to, co się ma w misce, niż jaki powiewa nad głową sztandar. Przyzwyczailiśmy się do życia na kredyt. I jesteśmy gotowi zrobić dużo, by związany z tym błogostan przedłużyć.