Od czasu do czasu w przestrzeni medialnej pojawiają się doniesienia o tekstach umów międzynarodowych, błędnie przetłumaczonych z oryginału na polski. Niedawno stwierdzono rozbieżności w różnych wersjach językowych umowy polsko-litewskiej.

MAREK BYTOF
doradca podatkowy w kancelarii Taxways
Jeden z przedstawicieli Ministerstwa Finansów powiedział wówczas, że urzędnicy powinni stosować wersję angielską, przynajmniej do czasu wydania stosownych oświadczeń rządu.
To dość wygodne rozwiązanie. Problem jednak w tym, że jak na razie urzędnicy nie mają prawnego obowiązku znajomości takiego czy innego języka obcego. Oczywiście, wielu zna różne języki. Pewnie w aparacie urzędniczym znajdą się też znawcy takich języków, o których istnieniu ja sam nie słyszałem. Rodzą się tylko pytania, kto ma weryfikować tę znajomość? Któremu tłumaczeniu nadać walor mocy dowodowej w postępowaniu podatkowym czy sądowym? Może zatrudnić tłumacza przysięgłego - kto jednak jak nie tłumacz opracował polską wersję umowy, co do której pojawiły się wątpliwości? Oprócz tego jest jeszcze jedna, ważniejsza kwestia - prawo jest dla ludzi, a nie dla urzędników.
Na przestrzeni dziejów tak się złożyło, że są to ludzie mówiący (jak również czytający oraz piszący) przeważnie po polsku. Rozumieli to doskonale twórcy naszej konstytucji, która stanowi, że jedynym językiem urzędowym Rzeczypospolitej jest język polski. Tak, w Polsce - czy to na targu, czy to w urzędzie - z zasady mówi się po polsku. Stąd też, jeśli gdzieś ustawa wprowadza domniemanie takie, że sąd zna prawo, to jest domniemanie znajomości prawa spisanego po polsku. Jeśli ustawa zasadnicza powiada, że źródłem prawa jest umowa międzynarodowa, to jest to umowa ogłoszona po polsku.
Rzecz chyba oczywista, bez potrzeby komentarza. W końcu tylko tak można zapewnić realizację jednej z kluczowych zasad każdego państwa prawnego - zasadę pewności prawa. Brak możliwości przeczytania treści prawa sprowadza ową zasadę jedynie do rangi sloganu. Twórcy konstytucji to jednak nie to samo, co autorzy aktów niższego rzędu. Ci ostatni bowiem przeforsowali ustawę o ogłaszaniu aktów normatywnych. Na podstawie zaś ustawy - rozporządzenie nakazujące ogłaszanie umowy międzynarodowej także w języku obcym. Zresztą ustawę uchwalono dopiero w 2000 roku. Wiele umów weszło w życie wcześniej, w tym i przywołana na wstępie umowa z Litwą. Ciekawe zatem, na jakiej podstawie urzędnik Ministerstwa Finansów doradził stosowanie wersji angielskiej? Otóż na podstawie samej umowy.
Według przepisów tej umowy w razie wątpliwości językowych rozstrzyga wersja napisana po angielsku. Jednak stosowania tego przepisu w odniesieniu do obywatela (podatnika) jest błędem. Urzędnik zaskoczony przez dziennikarza w połowie korytarza mógł tego nie dostrzec. Nie będę tu dogłębnie analizował zasad prawa międzynarodowego. Poprzestanę na konstatacji, że adresatem przedmiotowego przepisu nie jest obywatel. Adresatem jest państwo. Przepis jest stosowany w razie sporu między dwoma państwami, a nie w razie sporu między państwem a obywatelem.
(EM)
DGP