USA walczą z unijnymi pomysłami daniny cyfrowej. Nasze rozwiązanie wciąż się tworzy, ale projekt prawdopodobnie wróci dopiero po wyborach.
Już pobieżna analiza wypowiedzi przedstawicieli USA pokazuje, że administracja Trumpa zamierza wszelkimi metodami zwalczać rodzące się w niektórych państwach unijnych pomysły na opodatkowanie gospodarki cyfrowej. Danina uderzy bowiem w największe amerykańskie koncerny technologiczne. O twardym stanowisku Stanów Zjednoczonych przekonała się właśnie będąca w awangardzie wprowadzania digital tax Francja, która już zderzyła się z USA.
Waszyngton zapowiedział wszczęcie dochodzenia, twierdząc, że danina może nieuczciwie i arbitralnie uderzać w amerykańskie korporacje. Także w Polsce entuzjazm wobec podatku, którego gorącym orędownikiem jest premier Mateusz Morawiecki, powoli słabnie. Zapewne do wyborów projekt nie zostanie poddany konsultacjom i nie wiadomo, czy tak jak planował rząd, firmy zaczną go płacić w przyszłym roku.
– Zakładamy, że Polska nie będzie się spieszyła z wprowadzeniem podatku i poczekamy na kolejne kroki w tej sprawie ze strony Komisji Europejskiej. Tym bardziej że podatek cyfrowy jest na liście priorytetów nowej szefowej KE Ursuli von der Leyen – mówi nasz informator z rządu.
Źródła z Ministerstwa Finansów, w którym projekt ustawy jest pisany, wskazują z kolei, że jeszcze kilka dni temu obowiązywał wariant, że dokument zostanie przekazany do konsultacji publicznych do końca lipca. – Na razie ma jednak zostać w konsultacjach wewnątrz resortu. Czekamy na sygnał polityczny, co dalej – twierdzi nasz rozmówca.
Oficjalnie MF informuje, że „jest za wcześnie na przekazanie szczegółowych informacji” i zapewnia, że konstrukcja daniny zostanie skonsultowana z zainteresowanymi stronami.
Punktem wyjścia dla polskich rozwiązań, podobnie jak i tych we Francji, Włoszech, w Hiszpanii, Wielkiej Brytanii czy Austrii, jest projekt dyrektywy dotyczącej podatku od usług cyfrowych, który KE zaproponowała w marcu 2018 r. Nie znalazł on jedna akceptacji wszystkich państw członkowskich zarówno na poziomie rozwiązania docelowego, jak i tymczasowego. Co nie znaczy, że poszczególne kraje nie mogą pracować nad swoimi wersjami daniny.
Mateusz Morawiecki od początku był zwolennikiem opodatkowania cyfrowych gigantów, a Polska aktywnie włączała się w prace zarówno na forum Unii, jak i OECD. Podatek cyfrowy miał być także jednym ze źródeł finansowania pakietu obietnic wyborczych PiS. Kilka miesięcy temu kancelaria premiera podała, że można się z niego spodziewać nawet 1 mld zł wpływów. Z naszych ustaleń wynika, że kwota ta jest mało realna i nie podpisuje się pod nią resort finansów. Skąd się wzięła? To szacunki grupy niezależnych ekspertów, kierowanej przez dr. Grzegorza Kolocha. W raporcie opublikowanym na stronie internetowej Ministerstwa Cyfryzacji zespół wyliczył, że możemy liczyć na ok. 1 mld zł dochodu z podatku, a tym samym znajdziemy się na szóstej pozycji w UE, jeśli chodzi o wielkość wpływów, chociaż pod względem rozwoju gospodarki i społeczeństwa cyfrowego zajmujemy odległe, dopiero 24. miejsce.
Zupełnie inaczej przedstawiają się wyliczenia MF. Chociaż resort nie podaje wysokości stawki podatku czy podstawy opodatkowania, to w oficjalnym dokumencie, który wysłaliśmy do Brukseli, pojawiła się kwota 217,5 mln zł, które chce z niego zebrać w przyszłym roku fiskus. Do tej sumy też jednak nie warto się przywiązywać, bo dwa tygodnie temu wiceminister finansów Leszek Skiba mówił w radiu Tok FM już o ok. 0,5 mld zł.
– Wszystko zależy od tego, jaka zapadnie decyzja polityczna. Można powiedzieć, że wpływy z podatku powinny zamknąć się w przedziale 0,2–0,5 mld zł. Zakładamy, że nasze rozwiązanie będzie rozsądne – twierdzi nasz rozmówca z MF, ale nie precyzuje, co słowo „rozsądne” oznacza.
Wytyczne KE wskazywały, że stawka powinna zawierać się w przedziale 1–5 proc. przychodów, a dodatkowo dotyczyć spółek o globalnych przychodach przekraczających 750 mln euro, które minimum 25 mln euro osiągają w kraju, gdzie będzie wprowadzony podatek. Francuzi postawili na stawkę 3 proc. i oszacowali, że w pierwszym roku ich budżet dostanie ok. 400 mln euro. Wiadomo, że podatek zapłaci ok. 30 podmiotów, ale najmocniej uderzy on w GAFA, czyli Google, Amazon, Facebook i Apple.
Opóźnienie we wdrażaniu daniny w Polsce należy łączyć z oporem, jaki stawiają właśnie USA. Na przełomie sierpnia i września przyleci do nas z dwudniową wizytą Donald Trump. Wtedy też znany będzie projekt przyszłorocznego budżetu. Znalezienie się w nim podatku byłoby zgrzytem dyplomatycznym. Zwłaszcza że negocjujemy z Amerykanami stałe bazy żołnierzy USA w Polsce i zakup samolotów F-35. Na początku maja przed podatkiem ostrzegał nas Kevin Hassett, szef Rady Doradców Ekonomicznych Trumpa (w ciągu kilku tygodni odejdzie z tego stanowiska). – Jest ryzyko, że Polska idzie w złym kierunku, jeżeli zacznie odstraszać inwestycje zagraniczne, które stanowią siłę napędową kraju. Jako przykład posłużyć może dyskusja o podatku cyfrowym. Dlaczego uderzać w amerykańskie firmy internetowe dokuczliwym podatkiem cyfrowym, który na dodatek jest trudny w egzekucji? – mówił Hassett podczas wizyty w Warszawie.
Amerykanie blokują też prace nad daniną na forum światowym, m.in. w OECD i w ramach G20. Zwolennicy opodatkowania technologicznych gigantów nie ustają jednak w staraniach, aby uczynić tę kwestię elementem międzynarodowej debaty. Minister finansów Francji Bruno Le Maire powiedział w wywiadzie dla brytyjskiego dziennika „The Guardian”, że jego kraj nie podda się presji USA i dopóki nie będzie globalnych ram dla opodatkowania firm czerpiących zyski z gospodarki cyfrowej, Paryż będzie miał własne rozwiązania. Minister liczy, że odbywający się w tym tygodniu we Francji szczyt G7 będzie okazją do wypracowania kompromisu w sprawie podatku, który mógłby być podstawą do dalszych prac w OECD.
Polska zapewne zdecyduje się na razie działać pod parasolem UE z nadzieją, że nowa szefowa KE podejmie próbę wypracowania w tej sprawie jakiegoś stanowiska akceptowalnego np. dla Irlandii, która ze względu na niskie podatki przyciąga do siebie globalne koncerny.
– Będę się starała o sprawiedliwe podatki zarówno dla biznesu, który ma tradycyjne siedziby, jak i funkcjonującego w świecie cyfrowym. Gdy technologiczni giganci osiągają ogromne zyski w Europie, to jest w porządku, mamy otwarty rynek i lubimy konkurencję. Ale jeśli osiągają te zyski, korzystając z naszego systemu edukacji, naszych wykwalifikowanych pracowników, naszej infrastruktury i naszego zabezpieczenia społecznego. Jest niedopuszczalne, aby osiągali te zyski, ledwie płacąc podatki. Jeśli chcą skorzystać, muszą dzielić ciężar – mówiła tuż przed głosowaniem swojej kandydatury w Parlamencie Europejskim Ursula von der Leyen.