Z zawodowego punktu widzenia doradcy podatkowi żyją w ciekawych – jak sądzę – czasach. To, co zwykliśmy uważać za przekleństwo, w ich przypadku chyba jednak nim nie jest. Jesteśmy w Polsce przyzwyczajeni do częstych i głębokich zmian w prawie podatkowym, ale w ostatnich latach ich tempo jeszcze wzrosło. Fiskusowi trudno dotrzymać kroku nawet przy najlepszych chęciach.
A jakość – odwieczne nasze utrapienie – stanowionego i wdrażanego w pośpiechu prawa też tego nie ułatwia. Dzieje się tyle, że bez pomocy ekspertów liczni przedsiębiorcy nie tylko nie mogliby optymalizować danin, ale też zwyczajnie mogliby się pogubić. Nie ma wątpliwości, że pod znakiem intensywnych zmian i dalszego uszczelniania podatków upłyną też kolejne miesiące. Przed nami m.in. rewolucja podzielonej płatności (split payment). Nie mniejszą rewolucją, choć o innym charakterze, będzie też zapowiadane od pewnego czasu wprowadzenie (pytanie – czy dla doradców, czy dla podatników) obowiązku raportowania o strukturach (optymalizacjach) podatkowych.
W tej sprawie interesy fiskusa i doradców wydają się nie do pogodzenia. Ciekawe czasy także więc przed nami. Z drugiej strony luka w VAT w Polsce stopniała w ciągu dwóch lat o 10 pkt proc., do ok. 14 proc. na koniec 2017 r. Uszczelnienie podatków, w tym zwłaszcza od towarów i usług, nie jest już tylko intencją, ale też faktem, co – wraz z dobrą koniunkturą gospodarczą – zaowocowało bardzo dobrym stanem finansów publicznych. To bardzo dobre wiadomości, w tym także dla firm działających zgodnie z prawem, a odczuwających osłabienie presji konkurencyjnej ze strony nieuczciwego biznesu. Zastanawiam się, czy nie doprowadzi nas to do pewnej fundamentalnej zmiany w postrzeganiu systemu podatkowego, a przy okazji roli i zadań doradców. Może akcent zostanie przeniesiony z oczekiwań, by zapłacić jak najmniej, na to, by rozliczyć się jak najlepiej.

RANKING: Największe i najlepsze firmy doradztwa podatkowego w 2017 roku >>