Polskie regulacje, które uzależniają prawo sprzedawcy do samodzielnego zwrotu VAT podróżnym od osiągnięcia przez niego obrotu powyżej 400 tys. zł, są niezgodne z dyrektywą rady 2006/112/WE z 28 listopada 2006 r. w sprawie wspólnego systemu podatku od wartości dodanej (Dz.Urz. UE z 2006 r. L 347, s. 1; dalej dyrektywa o VAT). Stwierdził to TSUE w wyroku wydanym 28 lutego w sprawie polskiego przedsiębiorcy (sygn. C-307/16). W przepisach unijnych w odróżnieniu od ustawy z 11 marca 2004 r. o podatku od towarów i usług (t.j. Dz.U z 2017 r. poz. 1221 ze zm.; dalej: ustawa o VAT) nie ma bowiem mowy o jakimkolwiek limicie obrotów sprzedaży, poniżej którego przedsiębiorca nie może korzystać z procedury tax free – wynika z wyroku unijnego trybunału.
Uwaga! Dziś w Polsce jest tak, że obroty poniżej 400 tys. zł uprawniają sprzedawcę do zwrotu VAT konsumentowi, ale nie bezpośrednio, a jedynie za pośrednictwem firmy (pośrednika), z którą ma podpisaną umowę na zwrot tego podatku podróżnym. A jeśli takiej umowy nie ma, to – zgodnie z polskim prawem (abstrahując od jego niezgodności z dyrektywą i opisywanym wyrokiem TSUE) sprzedawca, mimo że jest zarejestrowany w systemie tax free, nie może sprzedawać produktów z zerową stawką VAT. Tyle teoria. W praktyce bowiem, po wyroku TSUE, jesteśmy w nieco innej rzeczywistości prawnej. Ale o tym, czy i jak bardzo się ona zmieniła i na ile mogą pozwolić sobie teraz sprzedawcy działający w procedurze tax free, piszemy dalej. Niemniej skutek przełomowego orzeczenia TSUE jest pewien – jak najszybciej musi być zlikwidowany ustawowy limit. Przy czym zmian w procedurze tax free powinno być jeszcze więcej, bo zarówno fiskus, jak i przedsiębiorcy oraz eksperci przyznają, że polski system zwrotu VAT podróżnym spoza Unii Europejskiej jest dziurawy. Jednak każda z tych grup gdzie indziej widzi problemy i w inny sposób chce naprawiać prawo.