Wojna o sprzedaż nielegalnego alkoholu trwa w Polsce od lat. Teraz ruszył jej nowy front – walka z lokalnymi producentami nalewek. I jak to na wojnie bywa, co najmniej dwóch przeciwników toczy bój o swoje racje.
Z jednej strony armaty ustawiły służby administracji skarbowej. Odwiedzają regionalne festyny i koła gospodyń wiejskich, rekwirując nalewki i nakładając mandaty za ich sprzedaż. Urzędnicy twierdzą bowiem, że nalewki te robione są na bazie skażonego alkoholu, a ich konsumpcja zagraża zdrowiu. Podziękowania za takie działania płyną ze strony legalnej branży alkoholowej, która cierpi przez nieuczciwą konkurencję. Po przeciwnej stronie stoją lokalni wytwórcy, którzy twierdzą, że niewielka domowa produkcja trunków oraz ich sprzedaż na lokalnych festiwalach gastronomicznych nie są zagrożeniem dla branży spirytusowej. Co więcej, to element polskiej tradycji i dziedzictwa kulturowego. Zamiast z nim walczyć, warto go wspierać. Tym bardziej że sprzedawca, który zdecyduje się handlować regionalnymi nalewkami na festynie, musi spełnić warunki określone w kilku ustawach.
W praktyce oznacza to, że osoby fizyczne, które chcą samodzielnie produkować alkohol i legalnie częstować nim klientów, obowiązują te same wymogi, co przedsiębiorców z branży spirytusowej . Przydałyby się więc jakieś ułatwienia. Może zatem warto zaprzestać walki i poszukać dobrego rozwiązania. W przypadku żywności to się już udało. Obowiązujące od początku bieżącego roku przepisy pozwalają rolnikom na sprzedaż żywności wyprodukowanej we własnym gospodarstwie w ramach rolniczego handlu detalicznego. Bez konieczności płacenia podatku do wyznaczonego limitu. Być może na okazję nie trzeba będzie długo czekać. Polskie Stronnictwo Ludowe przygotowuje bowiem projekt ustawy, która ureguluje te kwestie podobnie jak te związane ze sprzedażą bezpośrednią rolników.