Wkrótce dowiemy się, jaka jest różnica między wpływami podatkowymi, jakich oczekiwano i które uwzględniono w budżecie państwa na 2012 r., a tymi, które rzeczywiście zaksięgowano. Możemy być pewni, że różnica jest i, niestety, że jest duża. Ekonomiści szacują ją na ponad 20 mld zł. Nie jest to wyraz nadmiernego pesymizmu. Na koniec listopada wynosiła ponad 37 mld zł. W największym stopniu odpowiadały za to niższe przelewy podatników VAT.
Oczywiście, skala niedoborów robi wrażenie – dość przygnębiające. Rząd przyjął w budżecie optymistyczne założenia, a życie je zweryfikowało. Niepokojący rozziew między wpływami oczekiwanymi a realnymi był widoczny już po kilku pierwszych miesiącach 2012 r. Z upływem czasu było tylko gorzej: tempo rozwoju gospodarki spadało, zmniejszać musiały się więc także wpłaty z tytułu podatków dochodowych, akcyzy i wreszcie VAT. Logika jest tu nieubłagana i zadziałała na niekorzyść państwa.
Najprawdopodobniej jednak nawet gdyby spowolnienie gospodarcze nie było tak dotkliwe, jak na to wskazują liczby z ostatnich miesięcy (dotyczące m.in. produkcji, sprzedaży detalicznej, bezrobocia czy wreszcie malejącego tempa wzrostu PKB), budżet i tak nie otrzymałby od podatników tyle, na ile liczył. Nie ma precyzyjnych danych na temat tego, ile w zeszłym roku wyniosła luka podatkowa w przypadku kluczowego źródła pieniędzy, czyli VAT. Chodzi o różnicę między rzeczywistymi wpływami z tytułu podatku od towarów i usług a tymi, które byłyby do uzyskania, gdyby wszyscy regulowali VAT, jak Pan Bóg przykazał – i prawo nakazuje. Innymi słowy, luka to ta część podatków, której fiskus nie dostaje, choć powinien. Można jednak iść o zakład, że z roku na rok się powiększa, a w grę wchodzą – na co wskazują dane z poprzednich lat – miliardy złotych (i to raczej nie kilka, a kilkadziesiąt). Świadczą o tym sygnały płynące z branż wyjątkowo wrażliwych, czyli takich, w których dokonuje się najwięcej oszustw podatkowych (np. handel paliwami, złomem, ostatnio także słynnymi prętami stalowymi), czy opisywany przez nas zalew fikcyjnych faktur. Na dokładkę nie brakuje luk w prawie, które pozwalają stosować tzw. agresywną optymalizację podatkową, tzn. unikać płacenia danin poprzez wykorzystanie rozmaitych wehikułów inwestycyjnych, struktur kapitałowych (w tym międzynarodowych) czy po prostu różnorodnych konstrukcji prawnych.
Spowolnienie gospodarcze się utrzymuje i – jakkolwiek niemal wszyscy oczekują odbicia w drugiej połowie roku – nie jest pewne, że się nie pogłębi i nie przedłuży, zwłaszcza gdyby w Unii Europejskiej i u innych naszych zagranicznych partnerów handlowych utrzymała się marna koniunktura. Ustrój podatkowy jest poprawiany i uszczelniany, ale powoli. W podatkach dochodowych nowe rozwiązania są wprowadzane z poślizgiem (na szczęście dla niektórych podatników; przykład spółek komandytowo-akcyjnych), w sprawie VAT – jeśli chodzi o systemowe rozwiązania, a nie doraźne kontrole – kończy się na dyskusjach. Na co czekamy? Jeśli na ożywienie gospodarki, które osłabi znaczenie dziur i luk podatkowych, to, niestety, możemy się srodze zawieść.