Ustawa o redukcji niektórych obciążeń administracyjnych, czyli deregulacja ma w swojej trzeciej już odsłonie ułatwić życie przedsiębiorcom. Jednak jest już pewne, że z przygotowanych przez Ministerstwo Gospodarki założeń, które zostały przedstawione do konsultacji międzyresortowych niewiele się ostanie.
Ministerstwo Finansów zapowiedziało weto do tych propozycji, które mają bezpośrednie przełożenie na ubytki w budżecie. A to oznacza, że przedsiębiorcy muszą pożegnać się z wprowadzeniem kasowej metody rozliczeń VAT, skróceniem do 90 dni terminu przy uldze na złe długi, skróceniem do 30 dni terminu na zwrot VAT. Nie będzie też podwyższenia limitu małego podatnika do 2 mln euro, zniesienia 50-proc. ograniczenia przy odliczaniu straty podatkowej, podniesienia do 6 tys. zł limitu dla środków trwałych zaliczanych bezpośrednio do kosztów.
Koniec marzeń na lepsze życie na naszej małej zielonej wysepce. Liczy się kasa, a nie dobre samopoczucie przedsiębiorców. Żelazna ręka ministra Rostowskiego nie pozwoli na odstępstwo od przyjętej linii. Firmy, które są na krawędzi wyczerpania finansowego będą musiały zarobić na siebie i fiskusa. A to jest o wiele trudniejsze, gdy nie ma środków na sfinansowanie inwestycji i następuje ograniczenie rynków zbytu.
Zniechęcenie, które dosięga przedsiębiorców za sprawą niesprzyjających przepisów podatkowych może doprowadzić nie tylko do załamania nerwowego, ale i gospodarczego. W końcu to oni pracują na wzrost PKB. A przecież najgorszy okres przed nami. Apatia jesienna może dopaść dużo więcej podmiotów, czego pierwsze sygnały już widać teraz. I nie chodzi tu o pogodę. Trzeba pamiętać, że wtedy rozstrzygają się najważniejsze głosowania w Sejmie, które zaważą na kondycji firm w następnym roku.