O tym, że fiskus to nieugięty gracz, nie trzeba nikogo przekonywać. Stara paremia łacińska – twarde prawo, ale prawo – pasuje idealnie do zasady, którą kierują się organy podatkowe.
Obywatele w sporze z fiskusem muszą dokonać nie lada woltyżerki interpretacyjnej, by uchronić się od przykrych konsekwencji. Odpowiedzialność na zasadzie ryzyka jest powszechnie stosowana. Czy jednak tak powinno być?
Myślę, że nie, skoro chcemy mieć nowoczesną administrację skarbową. Co roku organizowany jest konkurs, w którym wybierane są urzędy skarbowe przyjazne przedsiębiorcy. W praktyce natomiast podatnicy są karani za nie swoje przewinienia, a to już nie jest takie przyjazne ze strony fiskusa. Jednym z takich działań jest pozbawienie odliczenia VAT z faktur wystawionych przez oszustów. Uczciwy przedsiębiorca ponosi odpowiedzialność za działania kontrahenta. Nie jest to jednostkowy przypadek takiego podejścia do rozliczeń podatkowych. W takim przerzucaniu na przedsiębiorców odpowiedzialności za działania partnerów handlowych przoduje ustawa o VAT. Bo i w uldze na tzw. złe długi i przy odbiorze faktur korygujących jednym z warunków jest potwierdzenie otrzymania odpowiednich dokumentów przez drugą stronę.
Podobny problem pojawia się też przy sprzedaży oleju opałowego, gdy nabywca oświadcza, że użyje go zgodnie z przeznaczeniem, a nie jako paliwa do samochodów. Sprzedawca naliczy niższą akcyzę na podstawie tego, co obieca mu kupujący. Gdy urzędnicy dopatrzą się błędów w oświadczeniu albo co gorsza znajdą ten olej w baku auta, zamiast w piecu grzewczym, odpowie sprzedawca.
Kara ma być adekwatna do winy, i to na tym schemacie powinna się opierać również odpowiedzialność w prawie podatkowym. Co prawda zasada ta obowiązuje w prawie karnym, ale sprawdzone i dobre wzorce należy naśladować.