Jakiekolwiek próby przekonania dziś społeczeństwa, że podatki to nie zło konieczne, ale nasz wkład w rozwój kraju, który przekłada się na nasze przyszłe bogactwo, są z góry skazane na niepowodzenie. Mimo to nie brak chętnych do porywania się z motyką na słońce.
„Będziemy rozwijać edukację podatkową i sprzyjać ugruntowaniu obywatelskiej etyki rzetelnego podejścia do obowiązków podatkowych jako warunku uczciwego bogacenia się i rozwoju naszego kraju, który służy wszystkim” – zapowiada w swym nowym programie PiS. Tej jakże ciekawej deklaracji towarzyszy także zapowiedź zastąpienia obecnej represyjności systemu podatkowego wysoką efektywnością fiskalną. Inaczej mówiąc, łagodnie i z uśmiechem, podatki mają być jednak ściągane dużo bardziej skutecznie, czyli również bardziej bezwzględnie.
Zakładając, że PiS dostanie szansę na realizację tych deklaracji, szczerze wątpię w to, że odniesie ono na tym polu jakieś większe sukcesy. Przyczyn jest co najmniej kilka. Podstawowy problem polega na tym, że w Polsce nie ma dziś w ogóle czegoś takiego jak etyka rzetelnego płacenia podatków. Ze szkodą dla nas wszystkich.
Brutalna prawda dnia codziennego jest dziś taka, że rzetelnie płacą podatki tylko ci, którzy nie mają pola manewru i nie bardzo mogą sobie pozwolić na stosowanie kreatywnych metod planowania podatkowego. Głównie pracownicy najemni i emeryci, za których podatki odprowadzają odpowiednie instytucje. Wszędzie tam, gdzie jakiś podatek musimy zapłacić sami, zaczyna się już radosna twórczość obywatelska zmierzająca do rozgrzeszenia się z tego, że coś tam przed pazernością fiskusa jednak ukrywamy. Im więcej zaś ukrywamy, tym większa jest pazerność fiskusa. Im bardziej pazerny jest fiskus, tym większy jest nasz słuszny opór przed tym, by dzielić się z nim pieniędzmi, które, jak pokazuje doświadczenie, w dużej części nadal są marnotrawione.
Zaskakujące jest jednak nie to, że podatków płacić nie lubimy i tego przykrego obowiązku staramy się uniknąć, gdy tylko to możliwe. To akurat jest zupełnie normalne, naturalne i usprawiedliwione. Zaskakujące jest natomiast nasze przyzwolenie na podatkowe oszustwa. Nie pochwalamy, gdy ktoś okrada naszego sąsiada. Ale zupełnie bez oporów potrafimy rozgrzeszyć sklepikarza, który otrzymanych od nas pieniędzy nie zapisuje w kasie fiskalnej, unikając w ten sposób zapłaty podatku. Nie budzi to ani naszego zniesmaczenia, ani nawet odrobiny wzgardy. Mimo że jest to faktycznie okradanie nas samych, ze szkodą nie dla jakiegoś abstrakcyjnego tworu, jakim jest budżet państwa, ale dla nas samych. I dla innych sklepikarzy, którzy uczciwie partycypując razem z nami w kosztach utrzymania państwa, nie są w stanie zaoferować równie atrakcyjnych cen jak podatkowi oszuści.