Działające na Węgrzech duże sieci handlowe nie zapłacą już 6 proc. od obrotu za urzędową kontrolę żywności. Zmiany wymusiło dochodzenie, które Komisja Europejska prowadzi w tej sprawie od lipca. - Wbrew niektórym głosom taka decyzja nie ma prostego przełożenia na naszą rzeczywistość, co nie oznacza jednak, że projekt PiS nie wymaga udoskonalenia - uważa Mieczysław Gonta z PwC.

Bruksela zakwestionowała progresywność stawek tzw. podatku Tesco czyli opłaty za urzędową kontrolę żywności, którą rząd „bratanków” wprowadził w 2014 r. Zastąpiła ona obowiązujący wcześniej podatek od handlu detalicznego w sklepach. Ten z kolei zlikwidowano na skutek wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 5 lutego 2014 r. (sygn. akt C 385/12). Trybunał uznał wtedy, że taka danina naruszała prawo unijne, gdyż najmocniej obciążała sklepy należące do zagranicznych koncernów (m.in. płaciły podatek płacony był od obrotów nie tylko z rynku węgierskiego). Rząd „bratanków” odpowiedział wprowadzając „parapodatek” czyli opłatę za urzędową kontrolę „szybko psujących się produktów” – w praktyce chodziło o żywność. Stawka nowej daniny była progresywna i uzależniona od obrotów sieci handlowej. Najmniejsze podmioty w ogóle jej nie płaciły, większość uiszczała ją według stawki 0,1 proc., a największe sieci płacić miały aż 6 proc.

Niebezpieczna progresywność

Takie zróżnicowanie stawek nie spodobało się Brukseli, która w lipcu 2015 r. rozpoczęła dochodzenie. Zarzutem było m.in. to, że za tę samą usługę (kontrola żywności) podmioty płaciły tak bardzo różne stawki nowej daniny. W ten sposób zdaniem Komisji Europejskiej mogły zostać naruszone unijne przepisy o pomocy publicznej.
Parlament „bratanków” nie czekając na jego wyniki zmienił przepisy i zrezygnował z progresywności stawek. Teraz wszystkie sieci (także te wcześniej zwolnione) zapłacą daninę według stawki 0,1 proc.

Decyzja TSUE a sprawa polska

Nasz rząd chce już w 2016 r. wprowadzić podatek od handlu wielkopowierzchniowego, który oparty ma być na doświadczeniach węgierskich. W projekcie zaproponowano dwa warianty opodatkowania: pierwszy to liniowa stawka 2 proc. od obrotu, drugi to podobna do węgierskiej progresja. Zdaniem projektodawców nowa danina nie zostanie zakwestionowana przez TSUE, bo dla wszystkich podmiotów spełniających warunki podmiotowe podatek ma być identyczny.

- Taka decyzja nie ma prostego przełożenia na naszą rzeczywistość – mówi Mieczysław Gonta, dyrektor w PwC. Projekt nowego podatku od handlu wielkopowierzchniowego do pewnego stopnia uwzględnił już doświadczenia węgierskie i problemy, które dotykają tamtejszy rząd nie muszą wystąpić w Polsce – uważa ekspert. Po pierwsze zakwestionowana w lipcu opłata za kontrolę żywności nie jest podatkiem, a daniną administracyjną - w przeciwieństwie zatem do podatku jest uiszczana za pewnego rodzaju świadczenie zwrotne ze strony organów państwa. Wobec tego, trudno nie przyznać racji argumentowi, że jej stawki mogły być zbyt zróżnicowane wobec dość standardowej usługi jaką jest kontrola żywności – wyjaśnia Mieczysław Gonta. Jeśli chodzi o wcześniej zakwestionowany podatek obrotowy, to polski projekt nie powiela do końca tamtejszych rozwiązań (chodzi m.in. o wpływ obrotów na rynkach zagranicznych na sposób kalkulacji i w konsekwencji wysokość podatku). W ten sposób węgierskie problemy nie muszą wcale dotknąć Polski, jeśli nowy podatek wejdzie tu w życie. Nie oznacza to jednak tego, że zaproponowany przez PiS projekt nie wymaga udoskonalenia – podsumowuje ekspert.

Branża apeluje

O to właśnie do rządu zaapelowała dziś Polska Izba Handlu. Organizacja uważa, że w obecnym kształcie nowa danina nie tylko nie pomoże, ale wręcz przeszkodzi w działalności małym i średnim przedsiębiorstwom handlu detalicznego. A w tym działa ok 340 tys. sklepów małoformatowych, które zatrudniać mogą nawet 600 tys. osób.
PiH zgadza się na progresję stawek nowej daniny, ale chce, aby o podstawie opodatkowania decydował tylko obrót realizowany „na jeden numer NIP”. Podatek powinien też objąć handel internetowy, aby nie wytworzyć nieuczciwej dysproporcji – uważa organizacja. Obawia się również, że w obecnym kształcie nowy podatek doprowadzi do tego, że „duże sieci będą wywierać presję na producentów, aby to oni „sfinansowali” ten podatek”. Oni zaś podwyższą ceny wszystkim w tym małym sklepom. Konsumentów nie będzie stać na zakupy w takich sklepach więc przerzucą się na tańsze produkty marek własnych wielkich sieci. Na tym zaś stracą zarówno polscy detaliści jak i producenci. Bez zmian wzrośnie więc zarówno inflacja jak i bezrobocie – podsumowuje PiH.