W Polsce ostało się już tylko 1813 legalnych automatów niskich wygranych. W szarej strefie działa jednak kilka razy więcej. W sądach toczą się boje o zarekwirowany sprzęt. Legalne dochody branży spadają
Warmińsko-Mazurskie to pierwszy obszar Polski wyczyszczony z jednorękich. Jak podaje najnowszy biuletyn Służby Celnej, jest ich tam dokładnie zero. Problem w tym, że to tylko teoria. Wciąż bowiem funkcjonuje mnóstwo nielegalnych automatów.
7 lutego celnicy zatrzymali sześć maszyn w Nidzicy. Dzień później w Szczytnie zabezpieczyli 11, a w Świętajnie kolejne trzy. 7 marca jeden automat zarekwirowali celnicy w Elblągu. – Brak legalnych automatów wynika z tego, że zezwolenia powygasały, a nowych nie wydano – tłumaczy nam rzecznik Izby Celnej w Olsztynie Ryszard Chudy. I przyznaje, że wciąż wystawiane są maszyny nielegalne. – W ubiegłym roku celnicy z Warmii i Mazur zatrzymali 940 takich urządzeń, w 2013 r. podobnych zatrzymań było 250 – dodaje. Tyle samo jednorękich mazurscy celnicy zarekwirowali przez pierwsze trzy miesiące tego roku.
Podobnie jest w całym kraju. Choć z oficjalnych danych wynika, że jednoręcy są w odwrocie (w Kielcach zostało 16 sztuk, w Białymstoku – 19, w Opolu – zaledwie pięć), w rzeczywistości hazard na automatach kwitnie niemal wszędzie. Ile tych nielegalnych maszyn działa? Nie wiadomo. – Ale wystarczy spojrzeć na rosnącą liczbę zarekwirowanych automatów, które są tylko częścią procederu, by mieć o tym pewne wyobrażenie – tłumaczy jeden z celników. W 2012 r. zatrzymano 3,3 tys. maszyn, w 2013 r. prawie 6 tys., a w 2014 r. – jak się dowiedzieliśmy – służby zajęły już 14 257 nielegalnych maszyn.
Tym samym rządowy plan, przedstawiony przy okazji nowelizacji ustawy hazardowej w 2010 r., który zakładał stopniowe wygaśnięcie zezwoleń na prowadzenie punktów z automatami do gry o niskie wygrane i nieprzyznawanie nowych, tak by do końca 2015 r. zniknęły wszystkie automaty z dworców, barów i punktów gier, okazuje się mało prawdopodobny. Owszem, liczba tych legalnych maszyn spadła – i to drastycznie – z ponad 55 tys. w 2009 r. do zaledwie 1813 obecnie. Ale Ministerstwo Finansów, zapytane przez nas, czy ma szacunki, ile jednorękich zostanie w Polsce pod koniec tego roku, odpowiedziało, że takich wyliczeń nie ma.
Nie ma również dlatego, że branża hazardowa walczy o zatrzymane automaty w sądach, próbując celnikom udowodnić, że zabierając je, łamali prawo.
– Do tej pory odbyło się już jakieś 15 tys. rozpraw – chwali się Stanisław Matuszewski, prezes Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych, zrzeszającej właścicieli automatów do gier. – I ciągle te procesy wygrywamy, bo przecież celnicy działają w oparciu o ustawę, która nie została notyfikowana w UE, a więc jest bezprawna – twierdzi.
Chodzi o zasadę, zgodnie z którą projekty aktów prawnych zawierające przepisy techniczne należy notyfikować w Komisji Europejskiej. Wymóg nałożono, by zapobiegać powstawaniu w ustawodawstwach państw Unii nowych barier w swobodnym przepływie towarów, świadczeniu usług i prowadzeniu działalności. Według branży hazardowej takie bariery powstały. Inaczej przedstawia tę sprawę resort finansów, według którego większość sądowych wyroków jest po myśli urzędników. I tak ministerstwo niedawno pochwaliło się wyrokami z Białegostoku, Poznania i Suwałk odrzucającymi skargi przedsiębiorców, którym zarekwirowano sprzęt.
Nie po myśli branży wypowiedział się też przed kilkoma dniami Trybunał Konstytucyjny. Ustawa została do niego zaskarżona właśnie ze względu na brak unijnej notyfikacji. Trybunał jednak orzekł, że jest konstytucyjna.
– W naszym przypadku to niczego nie zmienia. Nadal walczymy przed sądami i czekamy na glosę do wyroku, bo być może ustawę trzeba będzie zaskarżyć do Naczelnego Sądu Administracyjnego – zarzeka się Matuszewski.
Jedno jest pewne. Ustawie hazardowej udało się skutecznie zmniejszyć obroty i zyski całej legalnej branży. W 2009 r. miała ona łącznie 2,6 mld zł obrotów, a w 2014 r. już tylko 1 mld zł. Brak danych, jeśli chodzi o zarobki szarej strefy.