Wobec tego programu pojawiło się sporo krytycznych uwag. Mowa przede wszystkim o ryzyku pobudzenia popytu (przecież ortodoksyjnym sposobem dławienia inflacji jest jego duszenie, a nie jego nakręcanie). Tylko czy w reakcji na redukcję stawek VAT ceny w sklepach i na stacjach paliw rzeczywiście spadną?

Głównym elementem tarczy anty inflacyjnej 2.0, która wejdzie w życie 1 lutego, są obniżki kilku kluczowych stawek VAT. Przede wszystkim na podstawowe produkty żywnościowe, które obecnie obciążone są stawką 5 proc. Od lutego VAT od tej kategorii towarów spadnie do zera. Poza tym bardzo wyraźnie obniżona zostanie stawka na paliwa – z 23 do 8 proc.
Wobec tego programu pojawiło się sporo krytycznych uwag. Mowa przede wszystkim o ryzyku pobudzenia popytu (przecież ortodoksyjnym sposobem dławienia inflacji jest jego duszenie, a nie jego nakręcanie). Tylko czy w reakcji na redukcję stawek VAT ceny w sklepach i na stacjach paliw rzeczywiście spadną? Chociaż premier zaapelował do konsumentów, żeby dokładnie sprawdzali, ile co kosztuje, a nawet postraszył sprzedawców inspekcją handlową i UOKiK, to formalnie rzecz biorąc, handlowcy nie mają obowiązku zmieniać cen w ślad za malejącym podatkiem. Równie dobrze mogą podwyższyć swoje marże, inkasując większość korzyści z reformy, choć oczywiście ryzykują przy tym odejście części klientów.
Kiedy klient nie jest panem
W ostatnim czasie podatek od towarów i usług stał się ważnym tematem w całej Europie. Nie tylko Polska próbuje za pomocą jego stawek wpływać na pandemiczną rzeczywistość. Już w 2020 r. Niemcy obniżyły VAT, chcąc pobudzić konsumpcję w czasie lockdownów, czyli z zupełnie innych powodów niż obecnie robi to Polska. Parlament Europejski opublikował więc dokument „VAT gap, reduced VAT rates and their impact on compliance costs for businesses and on consumer”, w którym zebrano najważniejsze rady dla państw członkowskich przymierzających się do podjęcia podobnych działań.
W szacowaniu skutków redukcji VAT kluczowy jest wskaźnik przeniesienia (pass-through), obrazujący skalę dopasowania cen do zmiany stawek. Gdy wskaźnik przyjmuje wartość 100 proc., ceny są w pełni dopasowane do zmian w przepisach, a więc całość korzyści trafia do konsumentów. Im jego wartość jest niższa, tym więcej zachowują dla siebie przedsiębiorcy, podwyższając marże (w bardzo rzadkich przypadkach wskaźnik ten może też osiągnąć więcej niż 100 proc. – dotyczy to zwykle pojedynczych przedsiębiorców, którzy próbują zaszachować konkurencję, obniżając ceny w większym stopniu, niż wynikałoby to z samej zmiany stawki).
Autorzy publikacji PE wskazują kilka czynników, które mają największy wpływ na zachowanie się cen w reakcji na zmianę stawki VAT. Kluczowy jest poziom konkurencji na danym rynku. Jeśli jest marny, a przedsiębiorstw mało, najprawdopodobniej dopasowanie cen będzie bardzo niskie i większość korzyści trafi do sprzedawców. Mogłoby się wydawać, że handel podstawowymi artykułami żywnościowymi w Polsce to rynek wysoce konkurencyjny – sklepów jest co niemiara, tylko wybierać. Trzeba tu jednak poczynić dwa duże zastrzeżenia. Po pierwsze, sytuacja nie jest wszędzie taka sama. W ośrodkach wiejskich zwykle jest jeden duży sklep i kilka mniejszych, często zresztą zamkniętych. Po drugie, w całym kraju niezwykle mocna jest pozycja dyskontów. Według danych firmy analitycznej PMR na koniec 2020 r. ich cztery największe sieci odpowiadały za prawie jedną trzecią sprzedaży produktów pierwszej potrzeby w Polsce. Z tych dwóch powodów dopasowanie cen żywności do nowych stawek VAT może być mniejsze, niż byśmy chcieli.
Jak ukryć wzrost marży
Według autorów publikacji PE na tymczasową redukcję stawek sprzedawcy reagują w ograniczonym stopniu. Znaczące obniżenie cen mogłoby wywołać wzrost popytu, a w konsekwencji m.in. skutkować koniecznością zwiększenia zatrudnienia. W krótkiej perspektywie może to być nieopłacalne. Tarcza antyinflacyjna 2.0 ma zaś funkcjonować przez zaledwie pół roku. Według analizy Banku Pekao jest bardzo prawdopodobne, że zostanie ona przedłużona do końca 2022 r., wciąż jednak mówimy tylko o 11 miesiącach.
Zdaniem komentatorów politycznych PiS nie będzie ryzykować przywrócenia wyższych stawek przed wyborami w 2023 r. Taki okres trwania reformy mógłby już skłonić sklepy do większego dopasowania cen, jednak rządzący musieliby to najpierw wprost zadeklarować – albo przynajmniej dać do zrozumienia gdzieś między wierszami.
Istotna jest także skala obniżki VAT. Im większa, tym wskaźnik przeniesienia jest wyższy. W przypadku paliw, gdzie stawka spadnie aż o 15 pkt proc., możemy więc oczekiwać sporego dopasowania cen. W przypadku podstawowej żywności spadek wyniesie tylko 5 pkt proc. (bardziej niż do zera nie może), więc reakcja cen też powinna być słabsza.
Poza tym ważny jest stopień skomplikowania reguł VAT w danym kraju. Gdy jest wysoki, konsumenci nie potrafią odróżnić produktów podlegających obniżce, więc łatwiej ukryć przed nimi zachomikowanie części korzyści z reformy. Z tego też powodu o wiele lepiej dopasowują się ceny objęte stawką podstawową (w Polsce 23 proc.), a nie jedną z obniżonych na starcie. I tu znów punkcik dla paliw. W przypadku żywności konsumenci najczęściej nie mają pojęcia, które artykuły są obciążone niższą stawką, co sklepy będą mogły wykorzystać.
Wreszcie dochodzimy do ostatniego czynnika, czyli… kosztu wymiany cenników. W niektórych branżach może on być istotny. Mowa przede wszystkim o restauracjach, w których wskaźnik pass-through często jest zerowy. Tak właśnie było na Węgrzech, gdy w 2017 r. bardzo wyraźnie obniżono stawkę VAT na posiłki w restauracjach – z 27 do 18 proc. – a ceny praktycznie nie drgnęły. Na szczęście w przypadku stacji benzynowych i większych sklepów spożywczych nie powinno mieć to żadnego znaczenia. Stacje paliw po prostu zmienią liczby na swoich wyświetlaczach, natomiast dla dyskontów oraz dużych i średnich sklepów spożywczych wymiana cennika to koszt zupełnie nieistotny na tle obrotów. Poza tym ceny zmieniają się w nich regularnie. Za to w przypadku małych sklepów osiedlowych może to być czynnik zniechęcający do dopasowania cen.
Obniżka elementem podwyżki
Z przeglądu badań dotyczących efektów redukcji VAT wynika, że całkiem dobrze na tego typu działania reagują ceny podstawowych usług dla ludności. Przykładowo obniżka podatku od usług fryzjerskich w Holandii w 2000 r. w 88 proc. trafiła do gości salonów. Nieco mniej, bo w 77 proc., skorzystali rok wcześniej klienci francuskich mechaników samochodowych. W obu przypadkach mówimy jednak o dużych zmianach – o kilkanaście punktów procentowych. Za to ceny w restauracjach praktycznie nie reagują na zmiany stawek VAT. Zapewne z powodu mniejszej konkurencji między restauracjami, które rywalizują między sobą raczej jakością, a nie ceną. A także wyżej opisanego kosztu wymiany cennika.
Najlepiej reagują ceny żywności właśnie. Obniżenie VAT na artykuły spożywcze w Norwegii w 2001 r. w całości przełożyło się na ceny, a w niektórych przypadkach sprzedawcy obniżyli je nawet bardziej, niż wynikałoby to z reformy stawek. Redukcja VAT na mięso na Węgrzech przełożyła się na ceny niemal w 100 proc. Znów jednak mówimy o bardzo dużych zmianach. Na Węgrzech stawka spadła aż o 22 pkt proc., a w Norwegii o 12 pkt.
Co ciekawe, uchował się jeden przypadek obniżenia VAT na żywność, po którym ceny w ogóle nie zareagowały, a wskaźnik przeniesienia wyniósł okrągłe zero. I jest to przypadek Polski. Mało kto już pamięta, że w 2011 r., przy okazji tzw. tymczasowej podwyżki VAT z 22 do 23 proc., która – cóż za zaskoczenie – obowiązuje do dziś, obniżono też stawkę na podstawowe artykuły żywnościowe (z 7 do dzisiejszych 5 proc.). Mowa więc dokładnie o tych samych produktach, które zostaną de facto zwolnione z opodatkowania od 1 lutego. Według badania Arkadiusza Bernala z 2018 r. ówczesna redukcja stawki nie spełniła pokładanej w niej nadziei i nie przeniosła się na ceny. Trudno jednak porównywać obie sytuacje. Redukcja z 2011 r. była jedynie drugorzędnym elementem reformy podwyższającej podstawową stawkę VAT. Konsumenci oczekiwali więc wzrostu cen, a nie ich spadku. Sprzedawcom łatwo było więc ukryć wzrost marż na podstawowych produktach spożywczych, tym bardziej że ówczesna obniżka była już zupełnie kosmetyczna.
Benzyna benzynie nierówna
Jednym z najświeższych przypadków jest niemiecka redukcja podstawowej stawki VAT z 19 do 16 proc., a obniżonej z 7 do 5 proc. w 2020 r. Według wypowiedzi szefa Federalnego Urzędu Konsumenckiego Klausa Müllera dla Deutsche Welle w przypadku cen żywności korzyści z reformy zostały w pełni przeniesione na konsumentów, za to jeśli chodzi o usługi hotelarskie i gastronomiczne niemalże wcale (co zresztą potwierdza wyżej opisane mechanizmy). Troje ekonomistów z Uniwersytetu w Monachium (Schnitzer, Montag, Sagimuldina) zbadało wpływ tej reformy na ceny paliw. W przypadku najpopularniejszej benzyny E5 zaledwie 40 proc. korzyści trafiło do klientów. Co do mało popularnej i nieco tańszej benzyny E10, zawierającej 10 proc. etanolu, wskaźnik pass-through wyniósł już jednak 61 proc. Redukcja podatku aż w 83 proc. przeniosła się natomiast na ceny oleju napędowego. Dlaczego? Według autorów badania właściciele diesli pokonują samochodami o wiele większe dystanse, w związku z czym starają się kupować paliwo jak najtaniej. Kupujący benzynę są mniej wybredni, więc w ich przypadku stacje paliw miały mniejszą motywację do obniżek.
Polscy kierowcy są bardziej wyczuleni na ceny niż niemieccy, więc jest szansa, że duża część korzyści z tarczy antyinflacyjnej 2.0 trafi do ich kieszeni. Tym bardziej że redukcja stawki w przypadku paliw jest bardzo wysoka – wynosi aż 15 pkt proc. Koszty paliwa stały się ważnym tematem w debacie publicznej, a po rządowych zapowiedziach oczekujemy znaczących ich spadków. Zapewne kierowcy będą kaprysić (i słusznie) i szukać jak najtańszej stacji, więc właściciele tych ostatnich będą zmuszeni do dostosowania cen, jeśli będą chcieli utrzymać klientów.
W kontekście żywności prawdopodobnie również nieco skorzystamy na tarczy 2.0, jednak już znacznie mniej. Redukcja stawki dotyczy bowiem tylko części artykułów spożywczych, w czym większość klientów się nie orientuje, poza tym jest niewielka, więc zawsze będzie można wytłumaczyć się wyższymi kosztami. Potwierdzają to zresztą najnowsze informacje dotyczące Biedronki, która na zaledwie tydzień przed wejściem w życie tarczy 2.0 podwyższyła ceny wielu podstawowych artykułów spożywczych, tłumacząc to „realiami rynkowymi”. 1 lutego zapewne więc nieco obniży ceny, ale już z tych wyższych poziomów. Na tej samej zasadzie działają „promocje” w Black Friday.
Oczywiście w skali roku ceny i tak wzrosną, chociaż zapewne trochę słabiej. Według analizy Banku Pekao, jeśli tarcza 2.0 zostanie przedłużona do końca grudnia, to średnia roczna inflacja w 2022 r. wyhamuje o ponad 2 pkt proc. Czyli i tak wyniesie 6,3 proc. Mimo wszystko lepiej, żeby ta tarcza była, niż żeby jej nie było.