Nic nie jest proste. Na pewno nie wtedy, gdy chodzi o podatki i odnoszące się do nich przepisy. W artykułach o odliczaniu VAT przy zakupie aut udowodniliśmy to aż nadto.
Z początkiem 2014 r. wejdą w życie kolejne rozwiązania dotyczące tej kwestii, zapisane już w ustawie o VAT. Pozwalają odliczać podatek w całości w przypadku wielu rodzajów pojazdów: specjalnych, ciężarowych oraz „na oko” osobowych, ale z homologacją ciężarową N1 (te muszą spełniać pewne wymogi odnośnie do prześwitu bagażnika czy odgrodzenia miejsc dla pasażerów od przestrzeni do przewożenia ładunków). Pozostałe auta osobowe będą dawać prawo do częściowego odliczenia VAT (60 proc., nie więcej niż 6 tys. zł). Niby proste. Wątpliwości:
● czy auto musi spełniać warunki wynikające z polskich przepisów o homologacji (rozporządzenie), czy wystarczy, jeśli ma homologację producenta wydaną na podstawie dyrektywy. Problem nie jest teoretyczny. Firmy motoryzacyjne chcą nam jedne i drugie pojazdy oferować jako dające prawo do pełnego odliczenia;
● jakie wewnętrzne przepisy o homologacji powinny być brane pod uwagę, aktualne czy obowiązujące w momencie przystąpienia Polski do UE. Te pierwsze są zdecydowanie bardziej restrykcyjne i dają prawo do potrącenia w przypadku nie wszystkich aut z kratką, lecz jedynie spełniających dodatkowe warunki. Zapewne kwestia doczeka się rozstrzygnięć sądowych.
Chodzi o to, że od 1 stycznia przez pewien czas Polska nie będzie miała prawa stosować ograniczeń w prawie do odliczania VAT w porównaniu z rozwiązaniami unijnymi. Wyjątkiem są tylko te ograniczenia, które obowiązywały już w momencie przystępowania naszego kraju do UE. Pytanie, czy wprowadzone później ostrzejsze regulacje dotyczące homologacji nie przekreślają tej zasady, a co za tym idzie – czy mogą być skutecznie kwestionowane zarówno przed sądami, jak i unijnymi instytucjami (TSUE nie wyłączając).
Później (prawdopodobnie w I kwartale 2014 r.) Polska wprowadzi ograniczenia, na jakie przejściowo zezwoli jej UE. Komisja Europejska przedstawiła projekt decyzji, którą wyda w tej sprawie. Wynika z niej, że co do zasady odliczać będzie można 50 proc. VAT (bez limitu kwotowego). Pełne potrącenie będzie możliwe w przypadku wybranych kategorii pojazdów, np. specjalne, „typowe” ciężarowe czy osobowe (bez żadnych dodatkowych warunków dotyczących homologacji czy czegokolwiek innego) wykorzystywane wyłącznie w celach związanych z działalnością gospodarczą.
Ostatnia regulacja, o ile nie zostanie precyzyjnie (i sensownie) przełożona na język ustawy – a biorąc pod uwagę wszelkie dotychczasowe doświadczenia można zakładać, że nie będzie – wywoła lawinę sporów. Podstawowe wątpliwości:
● co oznacza użytek wyłącznie na cele działalności gospodarczej i gdzie są jego granice (prosta sprawa – dojazd z pracy do domu i z domu do pracy albo zakupy w sklepie na potrzeby i firmowe, i domowe),
● jak weryfikowane będą oświadczenia podatników, że nie korzystają z auta inaczej niż na potrzeby firmy. Jeśli poważnie traktujemy obowiązujące prawo, to przecież urzędy będą musiały, kwestionując rozliczenia, udowodnić, że z auta czyniony jest użytek prywatny. Czy to oznacza, że pojawią się lotne patrole inspektorów skarbowych przed supermarketami i domami przedsiębiorców? Albo że policja będzie zawiadamiać urząd o zatrzymaniu w weekend kierowcy w aucie firmowym? A może jednak trzeba będzie mieć dowody (jakie?) na to, że przebieg auta wynika wyłącznie z podróży związanych z działalnością gospodarczą?
Pytania można mnożyć.
Ale jedna kwestia wydaje się kluczowa: czy można to wszystko robić inaczej? Otóż można. Po pierwsze, zupełnie niepotrzebny jest zamęt z okresem przejściowym (potrwa do czasu implementowania do naszej ustawy decyzji derogacyjnej, nad którą pracuje Komisja Europejska). Przecież można było wystąpić i uzyskać stanowisko KE zawczasu. Po drugie, od dawna znane i przedyskutowane (również pod względem legislacyjnym) powinno być to, co na nasz wniosek w decyzji, a potem w ustawie o VAT się znajdzie. Żeby wątpliwości i sporów nie było lub było jak najmniej. Widać jednak, że podatkowa i legislacyjna partyzantka ma się u nas dobrze. A to znaczy chyba tylko tyle, że wojna z podatnikami trwa w najlepsze.