Jeśli porozumienie G7 pójdzie w kierunku tego, że nie będzie żadnych preferencji, to uderzy np. w polskie małe i średnie firmy - mówi Profesor Adam Mariański, przewodniczący Krajowej Rady Doradców Podatkowych.
Czy porozumienie G7 w sprawie minimalnego CIT na poziomie 15 proc. jest faktycznie przełomowe i historyczne?
Trudno to określić w taki sposób. Ono może być przełomowe w takim sensie, że wprowadzenie minimalnego CIT byłoby początkiem końca tradycyjnego podatku dochodowego. To, że jego formuła się wyczerpała, wiadomo już od przynajmniej kilku lat. Przedmiot opodatkowania, a więc dochód, można bowiem dość swobodnie przenosić pomiędzy różnymi rezydencjami podatkowymi. Mam na myśli nie tylko raje podatkowe, lecz także różne kraje członkowskie UE, do których ten dochód był transferowany, np. do Irlandii czy Holandii. Stany Zjednoczone zobaczyły, że ich
polityka – oparta na wspieraniu koncernów zagranicznych w unikaniu opodatkowania, o ile płacą podatki w USA – nie do końca się sprawdza. Dlatego administracja USA walczyła np. o interesy gigantów technologicznych i broniła ich choćby przed Komisją Europejską. Widać, że nawet Stany Zjednoczone mają dzisiaj problem z podatkiem dochodowym, a jest on kluczowym źródłem dochodów budżetów: federalnego, stanowych czy lokalnych, bo nie ma tam de facto VAT. Dlatego USA chcą doprowadzić do przyjęcia na poziomie OECD minimalnej stawki CIT.
Czy nie znaczy to jednak, że skończy się konkurowanie polityką podatkową o to, kto przyciągnie do siebie najwięcej dużych
firm, np. z sektora technologicznego?
Państwa rozwijające się, jak np. Polska, bardziej potrzebują impulsów fiskalnych, aby pobudzić innowacyjność. Różnego rodzaju ulgi i
zwolnienia jak strefy ekonomiczne, ulgi na badania i rozwój, na pracowników innowacyjnych, na robotyzację, estoński CIT, służą przyciąganiu inwestorów. Z tego punktu widzenia wprowadzenie minimalnego CIT należy ocenić negatywnie. My jesteśmy na tym etapie rozwoju, że potrzebujemy wciąż zachęt dla inwestorów, aby rozwijać innowacyjność.
Tyle że największe firmy technologiczne i tak nie patrzyły na polskie ulgi, nie płaciły u nas zbyt dużych podatków i preferowały np. Irlandię, gdzie
CIT jest niski.
Tyle że porozumienie G7 wcale nie musi oznaczać, że ten problem zostanie rozwiązany. Ono koncentruje się na tym, że firma ma płacić minimalny CIT, ale już nie mówi, gdzie to się ma dziać. Przypuszczam, że Stanom Zjednoczonym chodzi o to, aby był on płacony u nich, a nie za pośrednictwem różnych spółek w Holandii czy na Karaibach. Gdybyśmy chcieli porozmawiać poważnie o podatku dochodowym, to powinniśmy zacząć od tego, czy nie wprowadzić podatku przychodowego. Następnie zmienić definicję miejsca osiągania zysków, czyli zakład. Definicja, którą mamy od kilkudziesięciu lat w umowach o unikaniu podwójnego opodatkowania, w konwencjach międzynarodowych, nie jest możliwa do zastosowania. Widać to po tym, że technologiczni giganci nie mają zakładu w Polsce, ale osiągają tutaj przecież dochód, od którego powinny płacić podatki. Należałoby się zastanowić więc, jak opodatkować dochód albo chociaż przychód w miejscu jego powstania. W przypadku największych koncernów zagranicznych trudno jest ustalić, jakie mają koszty, ale już przychód jest łatwo określić, a tym samym go opodatkować.
Może trzeba zrezygnować z podatków dochodowych?
To pewnie za kilkadziesiąt lat nas czeka na rzecz opodatkowania, np. majątku czy kapitału. Dochodem dość łatwo jest manipulować i przenosić go, a w przypadku majątku i kapitału ta ucieczka jest znacznie trudniejsza. Świat więc pewnie kiedyś pójdzie w tym kierunku. Gdybyśmy u nas chcieli poważnie porozmawiać o systemie podatkowym, to podatek katastralny powinien być jego istotnym elementem. Tylko że dzisiaj jest on przedstawiany populistycznie zarówno przez zwolenników, jak i przeciwników. W UE są też inne typy podatków o takim charakterze, jak np. podatek od nieruchomości w Katalonii, który wynosi 3 proc. rocznie. Tam osiedlają się bogaci ludzie, nie mają rezydencji podatkowej w Hiszpanii, bo ona im się nie opłaca, ale muszą zapłacić daninę od swojej nieruchomości.
Czyli spotkanie G7 niewiele zmienia, jeśli chodzi o sprawiedliwe opodatkowanie dochodów?
To porozumienie jest ciekawe, ale głównie dlatego, że moim zdaniem oznacza zmierzch klasycznego podatku dochodowego.
A samo ustalenie stawki na poziomie minimum 15 proc.? W zdecydowanej większości krajów jest ona i tak wyższa. W Polsce główna stawka wynosi 19 proc. Czy dla nas coś zmieniłoby się w tej sytuacji?
Jeśli porozumienie G7 pójdzie w kierunku tego, że nie będzie w CIT żadnych preferencji, to uderzy np. w polskie małe i średnie firmy, które mają 9-procentowy podatek dochodowy. To może też spowodować, że znikną wszelkie ulgi czy takie rozwiązania jak estoński CIT, gdzie mamy odroczenie podatku. W przypadku prawdziwego estońskiego CIT mamy brak podatku do momentu redystrybucji zysku, więc wydaje się, że to rozwiązanie ucierpiałoby na minimalnym CIT. Nasza wersja z odroczeniem podatku może nie padłaby ofiarą tej inicjatywy. Jednak o CIT dla sektora MSP czy różne ulgi już bym się obawiał. Najmocniej forsowane przez G7 porozumienie uderzy w takie kraje jak Irlandia.
A co z efektywnym opodatkowaniem?
No właśnie. Diabeł tkwi w szczegółach, a tych porozumienie G7 nie zawiera. Weźmy przykład Malty, gdzie podatek dochodowy wynosi 35 proc., ale dzięki systemowi zwrotu on jest de facto na poziomie 5 proc. W Holandii mamy wyższe stawki podatkowe, ale niektóre rozwiązania dla spółek pośredniczących w przekazywaniu należności licencyjnych czy odsetek są niższe, czasami oznaczają nawet zero. To, co politycy ustalają na takich forach jak G7, później rodzi problemy na etapie legislacyjnym. Nie wiemy np., czy będzie potrzebna unijna dyrektywa nakazująca coś krajom członkowskim UE. Konkluzja szczytu G7 na charakter aktu politycznego, więc nie oznacza, że wszystkie państwa UE się z tym zgodzą. Holandia i Irlandia już zgłaszają zastrzeżenia.
Pytaniem jest więc nie tylko, czy minimalny CIT zostanie wdrożony, ale przede wszystkim, jak i kiedy?
Dokładnie. Dlatego ja tylko dostrzegam w deklaracji G7 zapowiedź zmierzchu podatku dochodowego. Natomiast czy i kiedy to stanie się prawem, to jest ciągle otwarte. Od aktu politycznego do realizacji jest długa droga. Na pewno Joe Biden, prezydent USA, może sobie zapisać to porozumienie jako sukces na arenie międzynarodowej, bo ono jest spójne z jego polityką wewnętrzną. Tyle że to tylko PR polityczny. Interesy różnych krajów są tak sprzeczne, że wypracowanie jakiegokolwiek faktycznego rozwiązania dla minimalnego CIT może zająć lata. Wypracowanie wspólnej, skonsolidowanej podstawy opodatkowania CIT trwało w UE 20 lat. Nie przeszliśmy nawet do szczegółów, a pomysł został porzucony. Stawka podatku dochodowego to jedno, ale istotne jest, jak i do którego państwa przypisać sam dochód.