Prezentuje on szczegółowe omówienie dochodów oraz wydatków budżetowych, w tym wykonanie planów finansowych agencji wykonawczych, instytucji gospodarki budżetowej oraz innych państwowych osób prawnych, a także informacje na temat finansowania potrzeb pożyczkowych budżetu państwa oraz państwowego długu publicznego, poręczeń i gwarancji Skarbu Państwa. Choć wspomniany wyżej, liczący grubo ponad czterysta stron treści – w tym tekstu, danych liczbowych i statystycznych, zestawień tabelarycznych, wykresów lub infografik, dotyczących niemal każdej sfery działalności państwa oraz dostarcza szeregu interesujących informacji na temat jego kondycji (niestety, często bardzo pesymistycznych, przykładowo: nieobsadzone kilka tysięcy etatów w policji, przekraczający kwotę 211 mld zł deficyt budżetowy, wyraźnie niższy od prognoz poziom inwestycji) – materiał jest obszerny, skoncentruję się na jednym konkretnym zagadnieniu, jakim jest wpływ podatkowy z tytułu podatku akcyzowego.
Sytuacja, w której dochody państwa z roku na rok zmniejszają się, jest przynajmniej niepokojąca, zwłaszcza w kontekście zwiększających się potrzeb finansowych systemu ochrony zdrowia, rosnącego deficytu oraz aktualnego poziomu długu publicznego.
Przede wszystkim trzeba odnotować generalną tendencję spadku dochodów z podatku akcyzowego w relacji do PKB na przestrzeni ostatniej dekady: z poziomu 3,5 proc. w 2016 r. do poziomu 2,5 proc. w 2023 r., który utrzymał się w 2024 r. O ile jednak w przypadku takich wyrobów, jak: paliwo silnikowe, gaz do napędu silników spalinowych, preparaty smarowe, paliwa opałowe, wyroby węglowe, energia elektryczna, a także wyroby tytoniowe oraz alkohol etylowy – dochody budżetowe w 2024 r. były wyższe od uzyskanych w 2023 r., o tyle negatywnie na tym tle wypada poziom dochodów z akcyzy od piwa, gdzie odnotowano regres względem poprzedniego roku kalendarzowego. Sytuacja ta pozwala sformułować wniosek, że w świetle oficjalnego dokumentu rządowego piwo okazuje się być jedyną używką, której udział we wpływach z akcyzy spada. W tym kontekście przypomnijmy zatem kilka faktów.
Tworzący sto lat temu wpływowy angielski ekonomista, profesor Uniwersytetu w Cambridge Arthur Cecil Pigou uczył, że opodatkowanie – poza funkcją czysto fiskalną – stanowić może rodzaj „rekompensaty” lub „kary” związanej z aktywnościami generującymi tzw. negatywne efekty zewnętrzne, czyli koszty dla ogółu społeczeństwa. W praktyce polega to na tym, że choć konkretna jednostka (na ogół przedsiębiorca lub konsument) zużywa określony zasób – niepożądane skutki tego zachowania odczuwają inni, co niejednokrotnie wymiernie przekłada się na ich wydatki, dobrostan, zdrowie itd. Przykładowo: fabryka produkuje dobra i zatrudnia pracowników, lecz jednocześnie generuje zanieczyszczenie środowiska; palacz odpręża się, puszczając dymek, choć równocześnie zmusza do wdychania dymu papierosowego osoby wokół siebie oraz naraża nas wszystkich na wyższe wydatki państwowej służby zdrowia wobec podwyższonego ryzyka schorzenia układu oddechowego; producent napojów gazowanych dostarcza smacznej i orzeźwiającej oranżady, przyczyniając się zarazem do otyłości i promocji niezdrowego trybu życia. Nieprzypadkowo zatem akcyza i podobne opłaty są nieraz charakteryzowane jako „podatki od grzechu”.
Szczególne miejsce w tej kategorii zajmuje właśnie akcyza nałożona na wyroby alkoholowe, w tym zwłaszcza akcyza na piwo. Zacznijmy od kosztów spożycia, które – zgodnie z szacunkami instytucji państwowych (Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych/Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom) – konsekwentnie od wielu już lat sięgają kwoty ok. 100 (stu!) mld zł rocznie. Obejmują one konieczne wydatki ponoszone m.in. na: zaangażowanie służby zdrowia w związku z chorobami osób uzależnionych, interwencje pogotowia ratunkowego, koszt refundowanych leków, wypadki drogowe, interwencje policji w stosunku do agresywnych osób pod wpływem alkoholu, wzrost przestępczości, a nawet niższą efektywność pracowników na kacu, za którą „płacą” potem ich pracodawcy.
Wydaje się, że – biorąc pod uwagę rozmiar owych negatywnych efektów zewnętrznych – wpływy budżetowe z tytułu podatku akcyzowego nigdy nie będą w stanie w pełni zrekompensować strat wywołanych spożyciem, a konkluzja ta zachowuje aktualność również w przypadku innych używek, np. wyrobów tytoniowych. Sytuacja jednak, w której dochody państwa z roku na rok zmniejszają się, jest przynajmniej niepokojąca, zwłaszcza w kontekście zwiększających się potrzeb finansowych systemu ochrony zdrowia, rosnącego deficytu oraz aktualnego poziomu długu publicznego. Tym bardziej że reprezentanci rządzącej koalicji wielokrotnie już podejmowali działania „prozdrowotne” zmierzające do ograniczenia spożycia lub przynajmniej deklarowali aktywności na polu przeciwdziałania uzależnieniom. Wymienić trzeba choćby: interwencję w sprawie tzw. alkotubek, propozycję ograniczenia sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych lub w godzinach nocnych, nowelizacje przepisów wprowadzające restrykcyjne regulacje w zakresie e-papierosów. Nie wchodząc tu w ocenę sensowności i dopuszczalności konstytucyjnej poszczególnych wymienionych wyżej rozwiązań, rząd wydaje się zdeterminowany na polu zdrowia obywateli oraz wpływów budżetowych – tym bardziej zaskakująca jest liberalna polityka względem piwa, którego zdaje się nie dostrzegać resort zdrowia czy finansów.
Być może źródłem owej taryfy ulgowej jest intuicja, że ten napój alkoholowy jest relatywnie mniej szkodliwy i niebezpieczny? Że mówiąc obrazowo: dokonując wyboru mniejszego zła, uznać trzeba niższą szkodliwość jednego–dwóch piw zamiast butelki wina czy sięgania po alkohole wysokoprocentowe (wódka, whisky, gin, koniak itd.)? Bo piwo to raczej zabawa, dobra energia, niewinny trunek spożywany przy okazji zawodów sportowych czy orzeźwienie w gorący dzień – podczas gdy mocny alkohol to patologia, znak uzależnienia, przyczyna przemocy, choroby i nieszczęścia?
Piwo okazuje się być jedyną używką, której udział we wpływach z akcyzy spada.
Wrażenie takie jest daleko mylące, a wyniki dostępnych badań zaburzają nakreślony wyżej obraz. Ograniczę się do jednego, lecz wymownego, przykładu: spożycia alkoholu w godzinach porannych. Okazuje się, że – wbrew popularnemu wyobrażeniu masowego nabywania małpek przed rozpoczęciem pracy przez osoby uzależnione – najczęściej kupowanym alkoholem w godzinach porannych, tj. od godziny piątej rano do południa, jest właśnie piwo (a nie małpki), z czego aż 402 tys. sztuk dotyczy piw mocnych (na ponad 2,6 mln półlitrowych opakowań piwa), relatywnie tanich, zawierających nawet kilkanaście procent alkoholu, na ogół o bardzo niskiej jakości. To dwukrotnie więcej niż alkohole mocne w małych pojemnościach. Podkreślić trzeba też, że w świetle aktualnie obowiązującego stanu prawnego piwo jest obecnie w Polsce jedynym legalnie reklamowanym napojem alkoholowym mimo konsekwentnie formułowanych postulatów (m.in. przez Światową Organizację Zdrowia, rzecznika praw obywatelskich, instytucje państwowe i społeczne działające na rzecz walki z uzależnieniami) całkowitego zakazu reklamy alkoholu.
Podsumowując: lektura „Sprawozdania z wykonania budżetu państwa za okres od 1 stycznia do 31 grudnia 2024 r.” nie napawa optymizmem, a treść dokumentu prezentuje liczne mankamenty w funkcjonowaniu polskiego państwa. Powinien być zatem poddany wnikliwej analizie oraz dyskusji publicznej, z udziałem ekspertów i interesariuszy, w celu wypracowania optymalnych rozwiązań naprawczych. Jednym z takich zagadnień jest z pewnością kwestia podatku akcyzowego, który w przypadku piwa zdaje się nie realizować swych funkcji fiskalnych ani tych, o których pisał wspomniany wyżej profesor Pigou.