Zdaję sobie sprawę, że skarbówka jest uprawniona do weryfikowania prawidłowości rozliczeń podatkowych wszystkich podatników, w tym lekarzy, ale jestem przekonana, że obrana droga jest nie tylko niezgodna z przepisami, lecz także całkowicie bezsensowna.
Jest oczywiste, że pytając o liczby wystawionych recept, urzędy skarbowe próbują oszacować dochody podmiotu medycznego. Potwierdził to w ubiegłym roku Mariusz Gojny, wiceszef Krajowej Administracji Skarbowej. Tłumaczył, że na podstawie liczby wystawianych recept skarbówka chce ustalić liczbę udzielonych świadczeń medycznych, co miałoby z kolei pozwolić określić szacowaną wysokość dochodów podmiotu medycznego. Podobnie wyjaśnił to obecny szef KAS Marcin Łoboda w odpowiedzi z 6 maja br. na wystąpienie rzecznika praw obywatelskich. Poinformował, że „dane z recept służyły do ujawnienia przypadków, w których lekarz (placówka medyczna) nie ewidencjonował sprzedaży za pomocą kasy fiskalnej, a zapłatę pobierał w gotówce. W takich sytuacjach kluczowym dowodem, że odbyła się wizyta lekarska, jest właśnie m.in. wystawiona recepta lub wystawione zwolnienie lekarskie L4. Porównanie m.in. danych z kasy fiskalnej i recept pozwala na ocenę rzetelności rejestracji sprzedaży na kasie fiskalnej”. To właśnie wydaje się pozbawione większego sensu. Pamiętajmy, że przy okazji jednej wizyty lekarskiej albo konsultacji online może zostać wystawionych kilka recept, co samo w sobie prowadziłoby do przewagi liczby recept nad liczbą paragonów czy faktur. Lekarze mogą też udzielać świadczeń pro bono oraz wystawiać recepty pro auctore (dla siebie) i pro familiae (dla członków swojej najbliższej rodziny). Czy można z tego wysnuć jednoznaczny wniosek, że nie ewidencjonują oni swoich usług?
Należy też mieć na uwadze to, że lekarze, prowadząc swoją praktykę czy pracując lub współpracując z podmiotem medycznym, ustalają cennik według różnych kryteriów, do czego mają prawo jak każdy przedsiębiorca. Skąd więc pytania, które obecnie są kierowane do pacjentów? Jaki przyjęto klucz? Nie da się w ten sposób wiarygodnie oszacować wysokości dochodów, a to przecież jest deklarowanym celem fiskusa.
Pozostaje też sama kwestia wzywania pacjentów do przekazania szczegółowych danych o otrzymanych receptach. Uważam to za niezgodne z przepisami i nieetyczne.
Podstawą prawną wezwań skierowanych do pacjentów jest art. 155 par. 1 ordynacji podatkowej. Zgodnie z tym przepisem organ podatkowy „może wezwać stronę lub inne osoby do złożenia wyjaśnień, zeznań, przedłożenia dokumentów lub dokonania określonej czynności osobiście, przez pełnomocnika lub na piśmie, jeżeli jest to niezbędne dla wyjaśnienia stanu faktycznego lub rozstrzygnięcia sprawy”. W praktyce każde z takich wezwań jest opatrzone „życzliwą” przestrogą, że jeśli pacjent się do niego nie zastosuje, to urząd skarbowy „będzie zmuszony podjąć procedury zmierzające do ukarania Pani lub Pana karą porządkową lub karą grzywny, czego chciałby uniknąć”. W moim przekonaniu nieetyczne jest przerzucanie obowiązku prowadzenia postępowania dowodowego na pacjentów lekarza, którzy nie są stroną postępowania. Nieetyczne jest również domaganie się szczegółowych wyjaśnień od osoby, która nie musi ich udzielać, i to pod jawnie wyrażoną groźbą nałożenia kary. Taką procedurę krytykowały już sądy administracyjne. Na przykład w wyroku z 22 marca 2022 r. (sygn. akt III FSK 512/21) Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że „organ podatkowy przy określonym przez ustawodawcę modelu postępowania podatkowego nie jest uprawniony do przerzucania de facto na stronę postępowania ciężaru dowodzenia przez żądanie złożenia wyjaśnień w trybie art. 155 o.p. w miejsce dowodu z przesłuchania strony. To rzeczą organu podatkowego, a nie strony, jest przeprowadzenie postępowania dowodowego”. Co istotne, nie był to jedyny taki wyrok.
Bo zabraniają tego przepisy. Informacje o realizowanych świadczeniach medycznych i ich charakterze oraz o pacjentach są ściśle chronione przez tajemnicę lekarską. Podstawą są tu art. 40 ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 1287), art. 14 ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 581) i art. 25 Kodeksu etyki lekarskiej. Tajemnica lekarska nie może być ograniczana z uwagi na interes fiskusa. Nie uzasadnia on też łamania przez lekarza wiążących go przepisów.
Gdyby działania KAS koncentrowały się na weryfikowaniu prawidłowości wystawianych paragonów czy innych dokumentów ściśle podatkowych, a nie na angażowaniu pacjentów, wtedy być może miałabym mniej wątpliwości. Całkowicie by one nie znikły, bo i w tych przypadkach bardzo proste byłoby dla fiskusa powiązanie płatności z konkretnym pacjentem. Zwróćmy uwagę, że zapłata za świadczenie medyczne może nastąpić np. za pomocą karty płatniczej. Ponadto do paragonu może zostać wystawiona faktura z danymi pacjenta. Trudno w obu tych przypadkach nie dostrzec ogromnego ryzyka naruszenia tajemnicy lekarskiej.
Należałoby więc je zmienić, a nie naruszać. Zresztą kwestia tego, skąd w ogóle urzędy skarbowe mają dane pacjentów, do których są wysyłane wezwania, budzi nie tylko moje wątpliwości.
Nie mam najmniejszego pojęcia. Natomiast niewykluczone, że to jedna z najniebezpieczniejszych kwestii w całej tej sprawie. ©℗