Wielu pracowników, którzy mają skorzystać na Polskim Ładzie lub chociaż nie stracić, będzie kredytować państwo nawet przez 16 miesięcy - mówi Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Czy po tym całym zamieszaniu jesteśmy w stanie powiedzieć ilu beneficjentów będzie miał Polski Ład?
Trudno powiedzieć, ilu ich jest w pierwszym miesiącu czy dwóch. Dużo łatwiej powiedzieć, ilu będzie miał beneficjentów po rozliczeniu podatków za cały rok. To zostało dość dobrze zdiagnozowane i oszacowane przez Ministerstwo Finansów na podstawie danych z połączonej bazy ZUS i PIT. Widzimy, że na początku roku, gdy naliczane są bieżące zaliczki na podatek dochodowy, okazuje się, że grono beneficjentów jest istotnie węższe. W konsekwencji wielu podatników, którzy na Polskim Ładzie mają skorzystać, musi poczekać. Niektórzy do późniejszych miesięcy tego roku – dotyczy to osób, które zarabiają powyżej 8,5 tys. zł brutto miesięcznie. Dotyczy ich efekt przesunięcia drugiego progu podatkowego z 85,5 do 120 tys. zł. A niektórzy na rozliczenie roczne, kiedy dostaną zwrot podatku.
Gdzie tu jest problem? Chodzi o samo rozwiązanie czy kwestie operacyjnego wprowadzenia zmian?
Ujawniły się problemy z operacyjnym wdrożeniem. Efekty były liczone i pokazywane w ujęciu rocznym.
Mamy odpowiedź pionu księgowości jednej z firm: „Wynagrodzenie zostało naliczone bez uwzględnienia rozporządzenia z 7 stycznia 2022 r., ponieważ system kadrowo płacowy nie został do niego dostosowany. Różnicę w wynagrodzeniu wyrównamy, jeśli dostawca programu da taką możliwość lub dostanie pan zwrot z urzędu skarbowego przy rozliczeniu rocznym”. Czyli część beneficjentów kredytuje Polski Ład?
Taki problem występuje. Nie doceniono tego, że w dużych organizacjach, biorąc pod uwagę profesjonalizację i automatyzację działalności działów płacowo-kadrowych, modyfikacje systemu będą musiały być znaczące – co jest kosztowne i czasochłonne. Wielu pracowników, którzy mają skorzystać na Polskim Ładzie lub chociaż nie stracić, będzie kredytować państwo nawet przez 16 miesięcy. W momencie, kiedy zdecydowano się jakoś reagować na tę sytuację, poszukiwano rozwiązania uniwersalnego. Złotego strzału, który obejmie wszystkie potencjalne przypadki, których nie weźmie pod uwagę autor rozporządzenia. Ma tym być porównanie zasad ubiegłorocznych z tegorocznymi i jeśli są niekorzystne na poziomie wypłat miesięcznych, stosuje się rozporządzenie i nalicza według zasad z 2021.
Dlaczego osoby, które miały nie stracić, tej neutralności nie doświadczają?
To wina składki zdrowotnej, której nie można teraz odliczać od podatku. W każdym miesiącu tę składkę płaciliśmy i od razu 86 proc. tej składki - bo wynosiła 9 proc., a 7,75 proc. podstawy wymiaru odliczaliśmy od podatku – odejmowaliśmy od zaliczki na podatek dochodowy. I od razu ten efekt był widoczny. Polski Ład zabrał możliwość odliczania składki zdrowotnej, a w zamian dał wyższą kwotę wolną od podatku, ulgę dla klasy średniej i przesunięty próg podatkowy z 85,5 do 120 tys. zł w skali rocznej. Przy czym nie każdy od razu i nie każdy w ogóle zobaczy ten efekt zmian, jakie miały rekompensować utratę możliwości odliczania składki zdrowotnej.
Czyli? Rozumiemy, że oprócz tych widocznych zmian zostały wprowadzone techniczne zmiany rozliczeń podatków w ciągu roku?
Kwotę wolną można wykorzystywać tylko u jednego płatnika i nie każdy też może ją uwzględniać. Bo ktoś, dla kogo umowa zlecenia jest głównym źródłem zarobkowania, nie ma takiej możliwości. Nie może złożyć PIT 2 do swojego zleceniodawcy. Natomiast ulga dla klasy średniej jest czasami problematyczna. W wielu przypadkach może dojść do rozbieżności między kwotą ulgi, jaka zostanie uwzględniona, a faktycznie należną podatnikowi po rozliczeniu rocznym. Jeśli wysokość wynagrodzenia jest nieregularna w ciągu roku albo uzyskuje się przychody z różnych źródeł, to ulga nie jest naliczana w sposób prawidłowy. Dlatego wielu pracodawców zachęca do złożenia oświadczenia o rezygnacji z ulgi dla klasy średniej, żeby nie było konieczności zwrotu. A jeśli ulgi dla klasy średniej się nie uwzględnia, to miesięczna wypłata w najgorszym przypadku może być o 190 zł netto niższa.
Podwyższenie progu podatkowego jest zmianą korzystną dla podatnika, ale odczuwalną dopiero po przekroczeniu jego dotychczasowej granicy, czyli 85,5 tys. zł. Do tej pory, kiedy dochód pracownika uzyskany od początku roku przekraczał tę barierę 85,5 tys. zł, wypłacane mu miesięczne wynagrodzenie netto znacząco się obniżało, bo każdy kolejny złoty zarobiony do końca roku był opodatkowywany stawką 32 proc. W zależności od wysokości miesięcznych zarobków, moment przekroczenia progu mógł następować np. w listopadzie lub już w sierpniu. Polski Ład, przesuwając granicę progu podatkowego z 85,5 tys. na 120 tys. zł, tym samym przesuwa na później moment w roku, w którym miesięczna wypłata się obniża na skutek przejścia na naliczanie podatku według wyższej stawki. Tym samym, dla niektórych pracowników, Polski Ład stosowany wprost, bez zasad wynikających z rozporządzenia MF, powoduje wypłaszczenie wysokości wypłat miesięcznego wynagrodzenia netto na przestrzeni poszczególnych miesięcy – na skutek czego ponoszą stratę na początku roku, a zyskują pod jego koniec.
Czyli księgowa ma zaprognozować, czy ktoś przekroczy próg i już teraz pobierać mu wyższe zaliczki?
Zaliczki obliczone w oparciu o wyższą stawkę podatkową pobierane są dopiero w miesiącu, w którym zostanie przekroczony próg. Mimo to, mogą one być wyższe niż do tej pory z uwagi na wspomnianą już likwidację odliczenia składki zdrowotnej. Choć nie zmieniła się technika obliczania zaliczek, to wydaje się, że w niedostatecznym stopniu uwzględniono, w jaki sposób nałożenie kilku zmian na system podatkowy wpłynie na wysokość wypłat netto. Są pewne grupy, których nie uwzględniono, jeśli chodzi o efekt przejściowy, ale też nie wzięto ich pod uwagę w szerszym ujęciu. Są grupy osób, dla których mimo uzyskiwania dochodów z pracy czy świadczeń mniejszych niż 12 800 zł brutto miesięcznie, efekt Polskiego Ładu jest negatywny. A to dlatego, że ulga dla klasy średniej została określona jako mechanizm pomniejszający podstawę opodatkowania - wielkość tej ulgi zależy od wysokości przychodu. I zostało to skalibrowane dokładnie pod pracowników – osoby uzyskujące przychody z umowy o pracę, stosujące zryczałtowane koszty uzyskania przychodu i które płacą wszystkie składki na ubezpieczenia społeczne.
To kto traci?
Ktoś, kto nie jest zobowiązany do płacenia składek na ubezpieczenia społeczne, rozlicza procentowe koszty uzyskania przychodu lub też korzysta z niektórych ulg podatkowych.
Czyli kto?
Ulga dla klasy średniej nie amortyzuje efektów Polskiego Ładu tym, którzy płacą składkę, a nie są na etacie w rozumieniu prawa pracy. Czyli dotyczy to np. służb mundurowych i emerytów, bo oni płacą tylko składkę zdrowotną. Gdyby zapowiadana ulga dla emerytów miała się pojawić, musiałaby mieć inny algorytm, ponieważ kwota podatku w zależności od przychodu narasta tu w innym tempie. Ulga dla klasy średniej nie działa też w sposób prawidłowy wobec osób stosujących procentowe koszty uzyskania przychodów, czyli np. pracowników, którzy część dochodów czerpią z praw autorskich – np. naukowców, dziennikarzy. I w tym przypadku uniwersalnego wzoru ulgi nie da się stworzyć. Bo każdy ma inny udział tego przychodu, który pochodzi z pracy twórczej. Natomiast osoby pracujące na umowie o dzieło nie płacą składek zdrowotnych obligatoryjnie, czyli to nie ma negatywnych efektów.
Wiele osób było namawianych przez księgowych, by składać wniosek o nieobejmowanie ich ulgą dla klasy średniej. Ma to być forma zabezpieczenia się przed sytuacją, w której przekroczą górny próg stosowania ulgi lub nie dociągną do dolnego. Czy to jeszcze aktualne w obliczu korekt w ładzie - tych już wprowadzonych i tych zapowiadanych przez rząd?
Rezygnacja z ulgi powinna zależeć od tego, jak oceniamy nasz przychód ze wszystkich źródeł – umów o pracę, zleceń, umów o dzieło.
Ale można tego nie wiedzieć – są np. nagrody miesięczne, wynagrodzenie może być obniżone, a pracownik może nie móc tego przewidzieć, mogą wpaść “fuchy” z innych źródeł.
To prawda. Tu Polski Ład robi pewien kłopot - żeby wybrać odpowiednią formę opodatkowania, podatnik musi przewidzieć, jak będzie wyglądał ten rok. I jeśli rzeczywistość rozminie się z oczekiwaniami, forma opodatkowania może się okazać nieoptymalna.
Jeśli w danym miesiącu przekroczymy 12 800 zł, to ulga dla klasy średniej i tak sama się nie naliczy, nawet jeśli z niej nie zrezygnowaliśmy. Tak samo, jeśli będziemy poniżej 5 700 zł brutto miesięcznie. Oczywiście przy nieregularności czy różnych źródłach przychodów mogą powstawać rozbieżności. Jeśli spodziewamy się, że w danym roku zarobimy między 66 tys. a 133 tys. zł, to chyba lepiej z ulgi skorzystać.
A czy wiemy, skąd w ogóle się wzięło to 12 800 zł, o którym często wspomina premier Morawiecki? Czy to chodzi o posłów, bo tyle ich uposażenie wynosiło?
Nie. W Polskim Ładzie mamy kilka przedziałów. W przypadku umów o pracę jest próg 5 700 zł brutto, do którego się zyskuje na ładzie. Przedział od 5700 do ok. 11 tys. zł brutto – to osoby, które by traciły ze względu na nieodliczanie składki zdrowotnej, ale które mogą to wyrównać ulgą. Ale jest też wąskie grono osób zarabiających między 11 tys. i 12 800 zł brutto, które zyskują na Polskim Ładzie, nawet gdyby nie było ulgi dla klasy średniej. Bo dla nich efekt przesunięcia progu podatkowego na 120 tys. zł przeważa nad negatywnym efektem niemożliwości odliczenia składki zdrowotnej. 12 800 zł to ostatni poziom przychodu z umowy o pracę, gdy to jest co najmniej neutralne.
W jeszcze większym stopniu niemożność prognozowania przychodów dotyczy przedsiębiorców. Jeśli nie oszacują przychodów prawidłowo, mogą być bardziej stratni niż gdyby przeszli na ryczałt lub podatek liniowy?
Tak, przedsiębiorcy mają jeszcze trudniej, dlatego że muszą prognozować poziom dochodów z działalności. To kwestia np. wyboru opcji opodatkowania, czyli pomiędzy skalą podatkową a podatkiem liniowym. Przedsiębiorcy muszą też prognozować poziom swojej rentowności. Bo przy wysokiej rentowności może bardziej opłacać się ryczałt. Pojawia się też pytanie, jak prognozować strukturę przychodów, ponieważ przychody z różnych źródeł są objęte różnymi stawkami ryczałtu. To oczywiście powiązane jest z profilem działalności, ale jedna gałąź przychodów może lepiej rosnąć, inna mniej. Nawet przedsiębiorca dobrze rozumiejący Polski Ład – co nie jest łatwe, bo od stycznia system stał się jeszcze bardziej skomplikowany – może nie podjąć najlepszej dla siebie decyzji, bo po prostu nie zna przyszłości.
Komu jaki sposób rozliczenia się opłaca?
Tych wariantów jest wiele. Generalnie skala podatkowa jest najbardziej opłacalna do poziomu ok. 12 tys. zł. dochodu z działalności gospodarczej. Ryczałt jest bardziej opłacalny w wyższych przedziałach dochodowych. Ryczałt też trochę przejmie rolę, jaką dotychczas odgrywał podatek liniowy. Czyli alternatywy dla przedsiębiorców, którzy osiągają dochód przekraczający 2,5 krotność przeciętnego wynagrodzenia. Przy czym ryczałt jest bardziej opłacalny w przypadku działalności bardziej rentownej, gdzie koszty uzyskania przychodu są niewielkie. Czyli relacja między uzyskanym przychodem a dochodem jest nieduża. Co często dotyczy osób samozatrudnionych, które wykonują usługi na rzecz jednego zamawiającego.
A czy to nie jest tak, że Ministerstwo Finansów czy rząd, chcąc zaszyć jedną dziurę, jaką był podatek liniowy, do którego przepływali bardzo dobrze zarabiający samozatrudnieni, stworzył nową, jeszcze większą, z jeszcze bardziej korzystnymi warunkami?
Ryczałt jest obecnie porównywalny z dotychczasowymi warunkami podatku liniowego. Natomiast relatywnie staje się najbardziej opłacalny dla tej grupy. Wydaje się jednak, że taka była intencja, biorąc pod uwagę jak mocno akcentowano zalety ryczałtu podczas licznych publicznych wystąpień dotyczących Polskiego Ładu.
A podatek liniowy i skala? Gdzie tu jest granica?
To poziom ok. 12 500 zł brutto.
A co w sytuacji, gdy ktoś zarabia np. 13 200 zł? Czy nie opłaca się obniżyć wynagrodzeń i być mniej obciążonym podatkami?
Korzyść z takiego obniżenia może polegać na tym, że będzie można zastosować obliczanie zaliczki w oparciu o zeszłoroczne zasady. A to może spowodować, że bieżąca wypłata będzie wyższa. Więc dla płynności finansowej mogą to być korzyści. Natomiast sądzę, że po rozliczeniu rocznym nie byłoby to opłacalne.
Ale ktoś, kto zarabia 12 800 łapie się na ulgę dla klasy średniej i ma zagwarantowane dochody na poziomie zeszłego roku, a ktoś, kto ma 13 tys. zł nie łapie się na ulgę. Może się okazać, że wyższa płaca brutto poskutkuje niższymi dochodami na rękę.
To nie dotyczy ulgi dla klasy średniej jako takiej, ale zasad obliczania zaliczek na podatek dochodowy. Ponieważ na poziomie 12 800 zł ulga dla klasy średniej się zeruje. Ona zaczyna rosnąć powyżej 5 700, osiąga maksymalny poziom przy 8 500 i później znów maleje. Mechanizm złotówka za złotówkę już jest wbudowany w ulgę dla klasy średniej. Oczywiście czasami może się to rozjechać. Jeżeli nie bierze się pod uwagę wahań wynagrodzeń i różnych źródeł, ale zasadniczo dla osób na granicy, to nie ulga, a technika obliczania zaliczek ma znaczenie. I ze względu na to kredytowanie państwa lepiej zarabiać 12 800 niż 12 810 zł.
Czy pomysły zawieszenia Polskiego Ładu mają rację bytu? Czy jesteśmy już skazani i łataninę i korekty korekt?
Jako Federacja Przedsiębiorców Polskich, także w gronie dziewięciu organizacji przedsiębiorców tworzących Radę Przedsiębiorczości, z takim apelem wystąpiliśmy dobre trzy tygodnie temu. Skala problemów jest duża. I doraźne korekty są bardzo trudne. Okazuje się, że ulga dla klasy średniej powinna być inaczej skalibrowana, inaczej pod osoby, które mają wysokie koszty uzyskania przychodu, inaczej pod mundurowych, pod zleceniobiorców. I to wszystko pod presją czasu. Ale wiadomo, że im dłużej taki stan się utrzymuje, tym trudniej wycofać zmiany. Najlepszym rozwiązaniem byłoby zawiesić to, co jest, dać sobie trochę czasu, nie w warunkach bojowych, ale spokojnych, na faktyczne skorygowanie tych rozwiązań. Ale sądząc po gestach ze strony rządu, chyba nie ma woli, by je zawieszać.