- Korzystny dla podatników wyrok Trybunału Konstytucyjnego, o ile w ogóle zapadnie, będzie dowodem niezrozumienia istoty problemu. Kwestionowany przepis nie jest sprzeczny z konstytucją. On jest po prostu źle interpretowany przez sądy administracyjne mówi Robert Gwiazdowski ekspert Centrum im. Adama Smitha
Już wkrótce TK powinien udzielić odpowiedzi na pytanie, czy Skarb Państwa może się bogacić na zbywaniu przez Polaków nieruchomości otrzymanych w darowiźnie lub spadku od najbliższej rodziny, gdy ich sprzedaż następuje przed upływem pięciu lat od nabycia (sprawa o sygn. akt P 1/19). Co pana zdaniem powinien orzec trybunał?
Że kwestionowany przepis jest niezgodny z konstytucją w zakresie, w jakim jego stosowanie miałoby prowadzić do opodatkowania podatkiem dochodowym od osób fizycznych przychodu ze sprzedaży nieruchomości nabytej w drodze spadku lub darowizny w wysokości nieprzewyższającej przychodu z tytułu nabycia tej nieruchomości ustalonego na podstawie przepisów ustawy o podatku od spadków i darowizn.
Cieszy pana, że sprawa trafiła do TK?
Cieszy mnie jedynie to, że ma ona wreszcie szansę doczekać się pozytywnego rozstrzygnięcia dla podatników. Od kilkunastu lat wskazywałem, że nie można gorzej traktować tych, którzy otrzymują w spadku lub darowiźnie nieruchomości, niż tych, którzy dostają pieniądze. Niestety, te argumenty nie przemawiały do sądów administracyjnych.
No dobrze, a co pana martwi?
To, że uwagę na tę niesprawiedliwość zwrócił sędzia sądu karnego. To, że bezwzględnego i niesprawiedliwego fiskalizmu nie dostrzegły sądy administracyjne. A przecież to właśnie one powinny kontrolować działania organów podatkowych. Smuci mnie również to, że światełko w tunelu pojawiło się niemal po 30 latach pobierania nienależnych podatków. Co więcej, uważam, że kwestia ta w ogóle nie powinna była trafić do TK, tylko zostać załatwiona przez Naczelny Sąd Administracyjny. I to jak najszybciej, bo takich spraw w Polsce są dziesiątki albo nawet setki tysięcy.
Przyznam, że nie rozumiem. Przecież od orzekania o zgodności przepisu z konstytucją jest właśnie TK. Co jest dziwnego w tym, że pytanie trafiło właśnie do niego?
Już tłumaczę. Otóż, jeśli zastosowanie jakiegoś przepisu prawa wiedzie do rezultatów sprzecznych z zasadami konstytucji, to przepis taki jest niekonstytucyjny i rozstrzyga o tym TK, a nie sądy administracyjne. Jeżeli jednak do takich rezultatów wiedzie jedynie wykładnia przepisu, to mogą i powinny odrzucić ją sądy administracyjne. Nie wszystkie sprawy przecież trafiają do sądów. Każdego roku umiera ponad 300 tys. osób i wielu w spadku zostawia najbliższym mieszkanie.
No dobrze, ale gdyby sprawą zajął się NSA i zaczął wydawać teraz pojedyncze korzystne wyroki albo nawet podjął korzystną dla podatników uchwałę, to osoby, które zapłaciły już podatek, nie miałyby żadnej szansy na jego odzyskanie. Natomiast wyrok TK daje możliwość wznawiania zakończonych już postępowań i odzyskania nienależnie zapłaconej daniny.
Co do zasady tak, ale w tym przypadku raczej tak nie będzie. Proszę zwrócić uwagę, że wprawdzie Sejm podzielił zdanie sędziego sądu karnego, iż przepis jest niekonstytucyjny, ale jednocześnie chce, żeby TK odroczył utratę jego mocy obowiązującej na 18 miesięcy. A to oznacza, że nawet jeśli TK orzeknie korzystnie, to podatek będzie pobierany jeszcze przez półtora roku i że ci, którzy zapłacili go wcześniej, nie będą mieli szans na jego odzyskanie. TK pracuje zresztą bardzo wolno. Wniosek RPO w sprawie K 31/14, równie ważnej dla przestrzegania praw obywateli, czeka na rozpoznanie od 2014 r. Na wyrok TK możemy więc poczekać pięć lat albo dłużej. Tysiące osób tego rozstrzygnięcia nie dożyje. A NSA problem może rozwiązać niemal każdego dnia przy każdej tego typu sprawie, a czeka ich na rozpoznanie sporo.
Ale może jest szansa, że TK nie weźmie pod uwagę tego zalecenia o odroczeniu utraty mocy obowiązującej przepisu?
Szczerze w to wątpię. Myślę, że po pierwszym wyroku TK w sprawie nieujawnionych dochodów za lata 1998 –2006 (wyrok z 18 lipca 2013 r., sygn. akt SK 18/09), po którym Skarb Państwa musiał oddać podatnikom nienależnie pobrany podatek, państwo zdało sobie sprawę, że nie stać go na taki uszczerbek.
Czyli – z tego, co pan mówi – wychodzi na to, że lepsze byłyby pojedyncze, ale korzystne wyroki NSA lub uchwała poszerzonego składu.
Oczywiście, że tak. Wtedy podatnicy, których sprawy czekają na rozpatrzenie w sądach administracyjnych, mieliby szansę na wygraną. Po wyroku TK natomiast podatek nakładany będzie na następnych obywateli przez kolejne półtora roku. A jak powiedziałem wcześniej, NSA sam mógłby zmienić linię orzeczniczą z lepszym skutkiem dla obywateli.
No dobrze, wróćmy zatem do samej regulacji. Zrozumiałam, że pana zdaniem niekonstytucyjny nie jest sam przepis, tylko jego wykładnia. Czy tak?
Właśnie tak. Zasadniczo uważam, że fiskus ma prawo pobierać PIT od sprzedaży nieruchomości odziedziczonych w spadku lub otrzymanych w darowiźnie, które są sprzedawane przed upływem pięciu lat od nabycia, ale nie od całej ich wartości, a jedynie od zysku uzyskanego przy ich sprzedaży. Jeśli np. w spadku po matce otrzymam mieszkanie, którego wartość w momencie dziedziczenia wynosi 300 tys. zł, i za miesiąc sprzedam je za 300 tys. zł, to podatku po prostu powinno nie być. W świetle obowiązujących przepisów nabycie aktywów w drodze spadku czy darowizny jest opodatkowane podatkiem od spadków i darowizn (także wtedy, gdy jako członek najbliższej rodziny korzystam ze zwolnienia). Nie może więc po raz drugi zostać opodatkowane podatkiem dochodowym. Jeśli jednak sprzedałbym to samo mieszkanie za 350 tys. zł, to Skarb Państwa powinien wyegzekwować ode mnie podatek od tych 50 tys. zł. Bo to jest mój dochód, który podlega opodatkowaniu PIT, i nie był wcześniej objęty podatkiem od spadków i darowizn.
No dobrze, a co pan myśli o argumentacji sądów administracyjnych, że nabycie spadku czy darowizny to czynność inna niż ich zbycie? I dlatego PIT jest należny.
Twierdzenie, że chodzi o opodatkowanie innej czynności (sprzedaży), jest – nie zawaham się użyć tego słowa – absurdalne, albowiem podatkiem dochodowym nie są opodatkowywane czynności, tylko dochód.
Proszę zwrócić uwagę, że gdyby matka zamiast mieszkania zostawiła mi pieniądze, to byłbym w znacznie lepszej sytuacji. A jaki mam wpływ na to, co dziedziczę? Żaden! Czy w związku z tym, że otrzymuję mieszkanie, które chcę jedynie spieniężyć, mogę być gorzej traktowany?
Wydaje się, że nie…
Oczywiście, że nie. Trzeba zwrócić uwagę na charakter ekonomiczny przychodu z tytułu spadku lub darowizny. Spadek jest spadkiem w momencie jego nabycia i pozostaje spadkiem w momencie jego sprzedaży. Podlega więc przez cały czas „przepisom o podatku od spadków i darowizn” – aż do jego zbycia. Podatkowi dochodowemu może więc podlegać jedynie nadwyżka ponad wartość odziedziczoną, która zwiększa majątek, którym podatnik dysponował już wskutek nabycia spadku.
No dobrze, ale identycznie jest w przypadku sprzedaży odziedziczonych czy otrzymanych w darowiźnie samochodów, obrazów i innych rzeczy, które się spienięża. Tylko że tu termin, po którym można je zbyć bez podatku, jest zdecydowanie krótszy, bo wynosi pół roku.
I to też jest absurd. Jeszcze raz powtórzę, zbycie żadnych aktywów nabytych w drodze spadku lub darowizny za kwotę nieprzewyższającą ich wartości ustalonej zgodnie z przepisami ustawy o podatku od spadków i darowizn nie powinno podlegać opodatkowaniu podatkiem dochodowym. Opodatkowana może być co najwyżej nadwyżka, zarobek na tym, co już wcześniej otrzymałem wskutek spadku czy darowizny.
Dlaczego zatem ta – jak się wydaje racjonalna – argumentacja nie przemawia do sądów administracyjnych?
Nie wiem. Nie mam pojęcia. Od lat szukam odpowiedzi na to pytanie i zastanawiam się, czy sądy rzeczywiście nie widzą, że stosowana przez nie wykładnia prowadzi do absurdów, np. takich jak opodatkowanie podatkiem dochodowym straty. Często zdarza się przecież tak, że trzeba sprzedać odziedziczone aktywa po to, żeby spłacić długi spadkowe. Zgodnie z przepisami prawa cywilnego trzeba je spłacać bezzwłocznie i nie można powiedzieć wierzycielowi spadkowemu, że musi poczekać pięć lat – czyli do czasu, aż będzie można sprzedać nieruchomość bez podatku.
Zdarzyło się, że państwo opodatkowano małoletnią sierotę, która po śmierci ojca musiała sprzedać kupione przez niego z mamą mieszkanie, bo matki nie stać było na spłatę kredytu. Identycznie działo się w sprawach, w których podatnicy sprzedawali dopiero co odziedziczone nieruchomości, żeby wypłacić zachowek.
Czy są już jakieś wyroki sądów administracyjnych, które potwierdzają pańskie stanowisko?
Tak, między innymi wyroki dotyczące zniesienia współwłasności nieruchomości. Jako przykład mogę tu przytoczyć wyrok NSA z 28 lipca 2017 r. (sygn. akt II FSK 1432/16). Sąd orzekł w nim, że spadkobierca, który w zamian za udział we współwłasności nieruchomości otrzymuje spłatę, będącą jego równowartością, nie uzyskuje przychodu w rozumieniu art. 10 ust. 1 pkt 8 lit. a ustawy o PIT nawet wtedy, gdy zbycie udziału następuje przed upływem pięciu lat. Innymi słowy, w przypadku zbycia przedmiotu spadku lub darowizny o wzbogaceniu możemy mówić tylko w przypadku wzrostu wartości przedmiotu spadku lub darowizny pomiędzy datą jego nabycia a zbycia. Pora, by ten oczywisty pogląd stał się w orzecznictwie dominującym.
Zakładam, że liczy pan, iż orzecznictwo w sprawie PIT od zbycia majątku rodowego zmieni się w NSA tak, jak zmieniło się w sprawie tzw. ofiar ulgi meldunkowej?
Chciałbym, żeby tak się stało. Naczelny Sąd Administracyjny przez lata orzekał, że bez złożenia oświadczenia potwierdzającego zameldowanie w lokalu przez co najmniej 12 miesięcy przy sprzedaży mieszkania przed upływem pięciu lat od nabycia ulga się podatnikowi nie należy. Nawet wtedy, gdy nie było żadnych wątpliwości co do tego, że faktycznie w tym lokalu mieszkał. W zasadzie linia orzecznicza zmieniła się na dobre dopiero w tym roku. Gdy w sądach pozostała już ledwie resztka spraw, te zaczęły uchylać decyzje organów wymierzające podatek osobom, które takich oświadczeń nie złożyły. I dobrze, szkoda tylko, że nastąpiło to tak późno. W tym kontekście na szczególną uwagę zasługuje wyrok warszawskiego WSA z 25 września br. (sygn. akt III SA/Wa 313/19).
A co w nim takiego szczególnego?
Sprawa dotyczyła podatnika, który nie kłócił się już o to, czy w przypadku braku złożenia oświadczenia podatek powinien być wymierzony, czy też nie. Walczył natomiast o to, by fiskus mu go umorzył. W takich sprawach sądy uznają co do zasady, że decyzja w sprawie udzielenia ulgi zależy od uznania organu administracyjnego. Inaczej mówiąc, jeśli podatek jest należny, to organ może, ale nie musi jej udzielić. Tym razem jednak sąd doszedł do innego wniosku. Stwierdził, że skoro – w świetle najnowszego orzecznictwa – składanie oświadczeń o zameldowaniu nie było konieczne, to decyzja wymierzająca podatek od sprzedaży lokalu w związku z brakiem złożenia takiego oświadczenia jest nieważna i nakazał umorzenie wynikającego z niej podatku. Innymi słowy, sąd uznał, że w takiej sytuacji fiskus nie ma wyboru i musi umorzyć należność.
Czy pana zdaniem ten wyrok daje szansę na umorzenie podatku osobom, wobec których NSA orzekł, że muszą zapłacić PIT od sprzedaży rodowej nieruchomości przed upływem pięciu lat od nabycia w spadku lub darowiźnie?
Tak, gdyby wyrok TK nie zapadł i zmieniła się linia orzecznicza NSA, to myślę, że taka szansa by była. Miałyby ją jednak wyłącznie te osoby, które nie zapłaciły jeszcze podatku z tytułu sprzedaży rodowej nieruchomości przed upływem pięciu lat od nabycia, bo o umorzenie nie można się już starać po uregulowaniu należności. I to też jest bez sensu! Bo niby dlaczego ktoś, kto zapłacił, wziął na przykład kredyt w banku, by uregulować wyimaginowany podatek, ma mieć gorzej od kogoś, kto nie zapłacił?
Trzeba też jednak podkreślić, że wyrok WSA w Warszawie jest na razie nieprawomocny. Niewykluczone, że fiskus złoży od niego skargę kasacyjną, a wtedy dowiemy się, jakie jest stanowisko NSA w tej sprawie. Trzeba się jednak liczyć z tym, że przyjdzie na to poczekać co najmniej dwa lata, jeśli prezes NSA nie zdecyduje się rozpoznać tego wyroku poza kolejnością.
No dobrze, a co pan myśli o tegorocznych zmianach przepisów, z których, mówiąc najprościej, wynika, że spadkobiercy (ale już nie obdarowani) mają liczyć pięcioletni okres, po którym wolno im sprzedać nieruchomość bez PIT, od daty jej nabycia lub wybudowania przez spadkodawcę, a w przypadku małżonków – od momentu nabycia nieruchomości do majątku wspólnego?
Znowelizowane przepisy są korzystne dla podatników, ale moim zdaniem tyko potwierdzają wcześniejsze błędy wykładni. Przez ponad 20 lat sądy administracyjne orzekały przecież, że wdowiec musi płacić podatek od mieszkania kupionego wspólnie z małżonkiem, gdy sprzeda je krótko po jego śmierci. Nakazywały też niekorzystne liczenie pięcioletniego terminu (od daty śmieci spadkodawcy) pozostałym spadkobiercom. W końcu zmieniły swój pogląd. Na szczęście.
Czy nie uważa pan, że najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby przepis, który każe płacić podatek od sprzedaży nieruchomości przed upływem pięciu lat od nabycia (art. 10 ust. 1 pkt 8 ustawy o PIT), w ogóle zniknął z ustawy?
Oczywiście. Podobnie jak przepis, który każe płacić podatek od sprzedaży ruchomości przed upływem sześciu miesięcy od ich nabycia. Dziś te przepisy w ogóle nie mają sensu. Jak ktoś regularnie coś kupuje i sprzedaje, to prowadzi po prostu działalność gospodarczą. I ona jest opodatkowana. Jak ktoś nie rejestruje działalności gospodarczej i się uchyla od obowiązków podatkowych, to narusza prawo. Co zabawne – jak ktoś prowadzi działalność gospodarczą i odziedziczy mieszkanie, to może wprowadzić je do ewidencji środków trwałych według wartości ustalonej na potrzeby podatku od spadków i darowizn i sprzedać po takiej właśnie cenie przed upływem owych pięciu lat i wówczas podatku nie zapłaci.
Ale jeszcze raz podkreślę, że w przypadku nieruchomości odziedziczonych i spieniężanych za tę samą wartość, jaką jest wartość spadku, podatku nie ma! To wykładnia przepisów jest zła. Sędziowie widzą drzewa (poszczególne przepisy – na przykład ten, który pani cytuje), a nie widzą lasu, w którym one rosną. A ten las to art. 2 ustawy o PIT, art. 4a ustawy o podatku od spadków i darowizn, czy w końcu art. 217 konstytucji. Przepisy o opodatkowaniu sprzedaży nieruchomości przed upływem pięciu lat od jej nabycia wprowadzono w warunkach: „głodu mieszkaniowego” i szalejącej inflacji. Celem tej regulacji było uniknięcie spekulacji nieruchomościami, których na rynku zwyczajnie brakowało, a pieniądz tracił na wartości z dnia na dzień. Ale spadkobierca jest nieszczęśnikiem, a nie spekulantem. Dziś już mieszkanie można kupić u dewelopera lub na rynku wtórnym. Lokali jest więcej niż chętnych, inflacji nie ma. Jednak obywatele nadal muszą ponosić skutki fiskalne przewidziane w zamyśle dla „spekulantów”.