Na scenie politycznej zapanowało pewne ożywienie. Mniejsza o to, jakie są jego przyczyny. Pytanie, jakie będą efekty. Nas oczywiście szczególnie interesuje jedna kwestia – podatków. Otóż zarówno lider koalicji, czyli premier, jak i lider opozycji publicznie zabrali głos w tej sprawie.
Pierwszy zapowiedział gruntowną zmianę systemu podatkowego, począwszy od 2016 r., przede wszystkim zaś jego uproszczenie – tak aby stał się przyjaźniejszy i dla przedsiębiorców, i dla reszty społeczeństwa. Niedawno MF sygnalizowało na naszych łamach, że zmieni się rola urzędów skarbowych, które mają wspierać podatników i im pomagać.
Drugi mówi o szybkim wdrożeniu – po dojściu do władzy – nowego systemu finansów publicznych, w tym ustaw podatkowych, i przebudowie administracji skarbowej. Z konkretów zaś m.in. o nowej stawce w PIT dla najlepiej zarabiających (39 proc.), odpisach na inwestycje i opodatkowaniu obrotu giełdowego.
Gdyby znane były już wszystkie szczegóły obu programów i gdyby wokół nich rozpoczęła się rzeczowa dyskusja, można byłoby powiedzieć, że to jest ten poziom debaty publicznej, o jaki chodzi i jaki może przynieść pożytek zwykłym zjadaczom chleba. Zwłaszcza gdyby ostatecznym rezultatem wymiany argumentów i pewnej – nazwijmy to tak – politycznej rywalizacji o społeczną przychylność był rzeczywiście lepszy – pal sześć nawet, czy prostszy, czy nie, ale po prostu lepszy, przyjaźniejszy, pozbawiony przynajmniej części dokuczliwych wad i absurdalnych rozwiązań – system podatkowy. Na zachętę dodajmy, że zwolenników tezy, iż zmiany – i to radykalne – są pilnie potrzebne, znajdziemy nie tylko wśród ekspertów podatkowych i prawników, przedsiębiorców czy urzędników. Najpewniej jest ich tylu, ilu wyborców...
Na czym powinna się skupić reforma podatkowa?
Wbrew pozorom nie na obniżaniu danin. I nie na podwyższaniu. Nie na rozszczelnianiu systemu, ostatnio z dużym zapałem uszczelnianego przez Ministerstwo Finansów. I rzecz jasna, nie na przykręcaniu śruby. Nie na rozbudowie katalogu ulg, zwolnień, wyjątków i szczególnych regulacji. Ale też nie na likwidacji wszystkich preferencji (choć co do zasady albo stawiamy na prostotę, albo tworzymy gąszcz różnorodnych rozwiązań, wyjątków od reguły czy kazuistycznych przepisów).
Na czym więc? Otóż na porządnej legislacji. Żeby przepis – każdy – był jasny, logiczny, napisany po polsku (z użyciem odpowiednich pojęć, form gramatycznych i znaków interpunkcyjnych), dobrze zredagowany, poprawnie zbudowany, przemyślany, zrozumiały. I jeszcze – oceniony w kontekście innych przepisów i ustaw oraz koniecznie spójny z nimi.
Nie jestem pewien, czy taka – bardzo profesjonalna, posunięta, o ile to możliwe, do perfekcji – legislacja jest w naszym kraju możliwa. Mam mnóstwo wątpliwości (a wszyscy mamy mnóstwo złych doświadczeń). Jednocześnie wiem, że w przypadku podatków jest szczególnie ważna. I oczywiście na liście priorytetów u wszystkich partyjnych i politycznych – a więc i rządowych (bez względu na to, kto rząd w danym momencie tworzy) liderów powinna być jak najwyżej. I najważniejsze – jest ona koniecznym warunkiem tego, by z reformy systemu, obojętnie, jaka ona będzie, naprawdę coś dobrego podatnikom przyszło.