W zeszłym roku przy okazji premiery Polskiego Ładu premier Mateusz Morawiecki namawiał do opodatkowania ryczałtem. I jak można było przewidywać, zyskuje on na popularności kosztem liniowego PIT.
W zeszłym roku przy okazji premiery Polskiego Ładu premier Mateusz Morawiecki namawiał do opodatkowania ryczałtem. I jak można było przewidywać, zyskuje on na popularności kosztem liniowego PIT.
Po zmianach w Polskim Ładzie nastąpił odwrót od podatku liniowego. Jak wynika z danych Ministerstwa Finansów odniesionych do rozliczenia PIT sprzed dwóch lat, liczba liniowców spadła o prawie 60 tys. – Rolę, którą wcześniej odgrywał podatek liniowy, przejął ryczałt – ocenia Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich. Na liniowy systematycznie przechodziły osoby o najwyższych dochodach, często w ramach optymalizacji opodatkowania. – Poprzednio w podatku liniowym mogliśmy rozliczać składkę zdrowotną ryczałtowo bez względu na zarobki, która w dodatku niemal w całości była odliczana od podatku – podkreśla Filip Kotarski z PwC. W ramach Polskiego Ładu wprowadzono do podatku liniowego liniową składkę zdrowotną 4,9 proc., tymczasem w przypadku ryczałtu płaci się najwyżej nieco ponad 1000 zł.
Poprosiliśmy Ministerstwo Finansów o odpowiedź na pytanie, w jakiej formie rozliczają się podatnicy prowadzący działalność gospodarczą. Według stanu na 20 czerwca 1,48 mln rozlicza się według skali, 990 tys. - ryczałtem, a 705 tys. - podatkiem liniowym. Nie mamy jeszcze danych za 2021 r., ale w 2020 r. podatek liniowy zapłaciły 763 tys. osób. Na tyle, na ile można te dane porównać, widać 8-proc. spadek. To pierwszy raz od 2009 r., gdy widać załamanie rosnącego trendu liczby podatników rozliczających się liniowym PIT.
- Zgodnie z przewidywaniami wprowadzenie Polskiego Ładu skłoniło do wyjścia z tej formy opodatkowania. Zdecydowały zmiany w składce zdrowotnej - tłumaczy Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich. W przypadku podatku liniowego 19-proc. stawka podatku pozostała bez zmian, ale doszła liniowa składka zdrowotna, która wynosi 4,9 proc., więc w praktyce ci podatnicy oddają 23,9 proc. dochodu plus daninę na ZUS.
Głównym konkurentem liniowego PIT stał się ryczałt. Liczba osób rozliczających się w ten sposób rośnie w imponującym tempie. Jeszcze na początku marca ryczałtem od przychodów ewidencjonowanych rozliczało się 906 tys. przedsiębiorców, czyli o 66 tys. osób więcej niż rok wcześniej i aż o 260 tys. więcej niż dwa lata wcześniej. Z najnowszych danych MF (według stanu na 20 czerwca) wynika, że liczba ryczałtowców przekroczyła 990 tys. Jeśli dotychczasowa dynamika się utrzyma, prawdopodobnie jeszcze w lipcu w polskim systemie podatkowym pojawi się 1 mln przedsiębiorców na ryczałcie. W zeszłym roku łączne przychody państwa z ryczałtu wyniosły 5,2 mld zł (dotyczy to zarówno podatku z pozarolniczej działalności gospodarczej, jak i przychodów z najmu, podnajmu, dzierżawy oraz umów o podobnym charakterze). - Alternatywą dla podatku liniowego staje się ryczałt od przychodu. Tam wprawdzie podatek płacimy nie od dochodu, a od przychodu, ale co do zasady od niższych stawek - podkreśla Filip Kotarski z PwC.
Płacenie podatków od przychodu to dobra opcja dla przedsiębiorców, których działalność generuje niskie koszty. - Ryczałt przejął rolę, którą wcześniej odgrywał podatek liniowy - najbardziej opłacalnej formy w ramach wolnych zawodów i samozatrudnienia, gdy działalność zastępuje pracę na etacie - podkreśla Kozłowski. Stawki podatku ryczałtowego są atrakcyjne. Podstawowa wynosi 17 proc., ale medycy mogą płacić 14 proc., przedstawiciele branży IT - 12 proc., a są jeszcze niższe stawki. Wreszcie, w przeciwieństwie do osób prowadzących działalność gospodarczą opodatkowaną liniowo lub według skali podatkowej ryczałtowcy nie muszą starannie rozliczać kosztów. Korzyści dotyczą także składki zdrowotnej, która też jest ryczałtowa i ma górny limit, dla osób z przychodem ponad 300 tys. zł rocznie wynoszący 1007 zł. Po wejściu w życiu 1 lipca najnowszej korekty Polskiego Ładu otwiera się kolejne podatkowe okienko transferowe. Ryczałtowcy do 22 sierpnia mogą zmienić rodzaj opodatkowania na skalę podatkową. To samo liniowcy i ryczałtowcy będą mogli zrobić w rocznym rozliczeniu już po zakończeniu roku podatkowego.
Jak widać z danych, ryczałt podkopał pozycję podatku liniowego, którego pozycja systematycznie rosła od momentu wprowadzenia go przez lewicowy rząd w 2004 r. Stał się on dogodną formą opodatkowania przedsiębiorców, ale także miejscem optymalizacji podatkowej i ucieczki z etatu na samozatrudnienie. Poprzednio tylko raz spadła liczba osób, które rozliczały się w ten sposób. W 2009 r., gdy wszedł w życie system podatkowy oparty na dwóch stawkach podatku zamiast uprzednich trzech, opłacalność przechodzenia na liniowy się zmniejszyła. Ale później nadal przenosili się tam podatnicy o najwyższych dochodach. Dla przykładu w 2020 r. przychód tych podatników wyniósł 1,3 bln zł, dochód 212 mld zł, a podatek należny 37 mld zł, czyli była to ponad jedna trzecia łącznych wpływów z podatku PIT. Pytanie, jakie będą skutki dochodowe przenosin części z tych podatników na ryczałt.
Do tego w 2024 r. mogą zajść kolejne zmiany dotyczące ryczałtu, choć nieodnoszące się do jego płatników, lecz do tych, którzy korzystają na tych wpływach. Dzisiaj to w całości dochód budżetu państwa, ale - jak ujawniliśmy w DGP - resort finansów rozważa przyznanie samorządom udziału w tych wpływach. W tym i przyszłym roku potrwają analizy tego rozwiązania oraz ewentualne zmiany legislacyjne. Wstępnie MF zakłada przyznanie lokalnym władzom nawet połowy wpływów z ryczałtu. To by oznaczało, że za dwa lata otrzymałyby one co najmniej 3 mld zł. To niewiele w porównaniu z tym, co samorządy uzyskują z udziałów w CIT i PIT (74 mld zł w zeszłym roku), gdzie jednocześnie ponoszą największe straty w związku z reformami podatkowymi, częściowo tylko rekompensowane przez rząd. Stąd samorządowcy pozytywnie oceniają możliwość przyznania udziałów w ryczałcie, ale wciąż domagają się zwiększenia udziałów we wpływach z PIT (dziś to ok. 50 proc., a reszta trafia do budżetu państwa) zamiast przyznawania kolejnych subwencji i dotacji rządowych. - Brakuje rozwiązań systemowych, coraz trudniej będzie regulować nasze zobowiązania. Inflacja na poziomie 15,6 proc. oznacza, że 100 mln zł samorządowych dochodów w zeszłym roku to tylko 85 mln zł w tym roku - przekonywał wczoraj prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski.
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama