Proponowana przez Ministerstwo Zdrowia nowelizacja Ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi jest niewystarczająca i stanowi ledwie półśrodek – uważa Polskie Towarzystwo Zdrowia Publicznego. Tymczasem potrzebne są pilne działania.
Moim zdaniem rozwiązania ministerialne, choć nawiązujące do rekomendacji WHO, są niewystarczające biorąc pod uwagę wielkość problemu i wieloletnie zaniedbanie. Jako PTZP proponujemy bardziej stanowcze podejście do zakazu reklamowania i eksponowania wszystkich kategorii alkoholi, wykorzystywania treści promujących w mediach społecznościowych czy w trakcie imprez masowych. Dotyczy to także kilku innych aspektów regulacyjnej walki z problemem alkoholowym. Ale po kolei.
Podejście ministerstwa do zmian w obowiązującym prawie idzie w poprzek realnych i jakże pilnych potrzeb społecznych. Jest rozwiązaniem za mało stanowczym. Gdybyśmy w Polsce mieli do czynienia z galopującym tempem zmian legislacyjnych, mógłbym zrozumieć takie podejście, bo zawsze można sprawnie wrócić do nowelizacji. Choćby zwiększając zakres sankcji, gdyby dotychczasowe okazały się w praktyce niewystarczające. Ale, niestety obserwujemy, i to od lat, żółwie tempo zmian w prawie, w rozmaitych jego obszarach. Cała ścieżka jest długotrwała, nie mówiąc już o chęci wsłuchiwania się w potrzeby społeczne, która jest nikła – przynajmniej w tematyce nas, PTZP, interesującej. To wszystko nie napawa optymizmem. Mamy więc do czynienia, w mojej opinii, z niedopracowanym działaniem doraźnym.
Wszechobecna reklama alkoholu
Potrzeby, które sygnalizuję, obejmują kilka problemów, wymagających pilnego rozwiązania. Niestety, nie są uwzględnione w propozycjach rządowych. Najważniejszy to istotna redukcja ekspozycja alkoholi, której skala jest porażająca. Powszechnie w przestrzeni publicznej natrafiamy na reklamę – bardziej lub mnie wprost wyrażoną – alkoholu. Dotyczy to komunikacji w mediach, ekspozycji w sklepach i innych miejscach sprzedaży. W niektórych popularnych sieciach sklepów, od wejściu w oczy rzucają się rzędy różnych alkoholi.
Niekiedy jest to inicjatywa producenta, częściej jednak pochodzi od hurtowników i sieci handlowych. Obowiązujące zakazy i ograniczenia po prostu nie działają. Potrzebujemy zrównania zakazu reklamy w odniesieniu do każdego alkoholu, w tym piwa. Moim zdaniem taki zakaz powinien dotyczyć także produktów bezalkoholowych, które nazwą i opakowaniem nawiązują do napojów zawierających alkohol. Łamanie tego zakazu powinno być zagrożone, np. utratą zezwolenia na prowadzenia całości działalności handlowej czy bezwzględną karą pozbawienia wolności. Obecnie obowiązujące kary finansowe są po pierwsze zbyt niskie, po drugie – nie egzekwowane, nie spełniają więc swojego zadania, nie odstraszają. Dla przeciętnego Polaka grzywna sięgająca wielu, nawet setek czy tysięcy złotych, to wysoka kara, ale na podmiotach obracających dziesiątkami czy setkami milionów nie robi to wrażenia. Naprawdę, skłonni są zaryzykować i łamać bądź naginać interpretacyjnie obowiązujące przepisy. W imię czego? Zysku ze sprzedaży alkoholu. A przecież łamanie ustawy o wychowaniu w trzeźwości godzi bezpośrednio w bezpieczeństwo państwa – jego jeden z filarów, czyli bezpieczeństwo zdrowotne społeczeństwa.
Podatek akcyzowy do zmiany
Drugi palący (a właściwie pijący) problem dotyczy kwestii finansowych. Prawdą jest, że w ostatnim czasie nieco spada spożycie alkoholu w Polsce, potwierdzają to statystyki dotyczące sprzedaży. Spadki obejmują piwo, wina, ale też wyroby spirytusowe, czyli tak zwane mocne alkohole. Proporcjonalnie nadal piwo stanowi ponad połowę wolumenu sprzedaży całego alkoholu. Akcyza jako ważne narzędzie, taka fiskalna podpora zdrowia publicznego, między innymi mogąca hamować sprzedaż alkoholu. Moim zdaniem podatek akcyzowy w tej grupie produktów wymaga szybkich zmian. PTZP z dużym zadowoleniem obserwuje ostatnie działania Ministerstwa Finansów. Ale ponownie – naszym zdaniem są nadal zbyt zachowawcze. Akcyza powinna zostać skokowo podwyższona i ujednolicona pod względem stawki w odniesieniu do wszystkich kategorii alkoholi. Należy wprowadzić jedną, wspólną stawkę akcyzy, w konkretnej kwocie za każdy gram alkoholu, niezależnie w jakim produkcie zawarty. To najbardziej uczciwe podejście w mojej ocenie.
Bezalkoholowe szampany psują dzieci
Co więcej, niezbędne jest wprowadzenie zakazu reklamowania i eksponowania napojów bezalkoholowych, a jednak nawiązujących wprost do alkoholu. Chodzi przede wszystkim piwa i wina zero procent alkoholu oraz produkty dla dzieci – na przykład dziecięcy szampan bezalkoholowy. To wręcz nieprzyzwoite, bezpośrednie przyzwyczajanie dzieci do spożywania w przyszłości „dorosłego” alkoholu. Proszę sobie wyobrazić, że dziecko już w wieku kilku lat wie, że urodzinom towarzyszy szampan, na razie zero procent. Takie dziecko będzie niecierpliwie czekać na dajmy na to siedemnaste urodziny, kiedy rodzice pozwolą mu sięgnąć po kieliszek szampana z zawartością alkoholu. Z tym będą kojarzyć mu się urodziny i wchodzenie w dorosłość. To są działania antyzdrowotne, oczywiście nie jedyne, ale dokładające się do innych czynników powodujących wysokie spożycie alkoholu w Polsce i niski wiek inicjacji w tym aspekcie.
Są dobre wzorce
Jednym z najlepiej znanych rozwiązań obowiązujących w Europie, jeśli idzie o ograniczenie dostępności alkoholu, jest model szwedzki oparty na system sklepów z alkoholem i de facto zakazu sprzedaży poza nimi. Był odpowiedzią na pilną potrzebę przeciwdziałania rosnącemu w tym kraju uzależnieniu od trunków alkoholowych. Niestety także w Szwecji, ponownie rośnie spożycie i skala uzależnienia. Regulacje zwyczajnie bowiem nie nadążają za zmianami rynkowymi i społecznymi. Niemniej jednak brak na półkach sklepów spożywczych i „ogólnych” alkoholi to bardzo słuszny kierunek. Od tego, aby oferować dorosłym pełną gamę trunków, niech będą sklepy monopolowe, do których będzie ograniczony dostęp. Pamiętajmy, że idealnych rozwiązań nie ma. Są za to takie, które skutecznie eliminują dostęp do alkoholu na wyciągnięcie ręki i redukują skalę spożycia. To zaś oznacza efektywne działanie na rzecz zapobiegania alkoholizmowi.
Nocna sprzedaż – kolejny problem polskich miast
Od jakiegoś czasu władze niektórych największych miast w naszym kraju wprowadzają zakaz nocnej sprzedaży alkoholi. Taka prohibicja obowiązuje z powodzeniem choćby w Krakowie, gdzie już odnotowuje się m.in. spadek wybryków chuligańskich oraz drobnej przestępczości w ogóle. To bardzo dobre rozwiązanie, które powinno być moim zdaniem faktycznie w gestii samorządów. Musi być jednak wdrażane skutecznie. Zakaz jedynie na stacjach paliw będzie bezproduktywny, bo zaraz, w sąsiedztwie, otworzy się sklep całodobowy. A przecież policja ma bardzo dobre rozeznanie, gdzie pojawiają się problemy z porządkiem publicznym nocą związane ze sprzedażą alkoholu. Powinien istnieć prosty i szybki mechanizm zgłaszania takich incydentów, które powinny niemal z automatu skutkować zakazami, może najpierw czasowymi, nocnej sprzedaży alkoholu w tym rejonie, powiedzmy w promieniu jednego czy dwóch kilometrów. Wydaje się to drastyczne podejście, ale tylko pozornie, ponieważ zyski społeczne byłyby dużo większe niż bieżące straty sprzedawców. Chyba nikt nie powinien mieć wątpliwości, który interes jest dla nas, społeczeństwa najważniejszy.
Reasumując, wyzwań, naprawę pilnych, jest wiele. Tymczasem propozycje ministerstw są dosyć skromne, czasami wręcz rozczarowujące. Mam nadzieję, że nie są to działania pozorne, imitujące zaangażowanie w rozwiązanie problemu z potężnym uzależnieniem i nadal wysokim spożyciem alkoholu w Polsce, lecz jest to kilka małych kroków postawionych we właściwym kierunku. Na długi marsz w tym kierunku widać musimy jeszcze zaczekać.