Wciąż wysokie ceny paliw sprawiają, że nie cichnie dyskusja nad koniecznością okresowego obniżenia akcyzy na benzynę i olej napędowy. Dochodzi już do tego, że spór z ulic i prasowych łamów, przeniósł się do ław rządowych. Zdaniem Ministerstwa Gospodarki moment na obniżenie akcyzy i ulżenie kierowcom jest doskonały. Dotychczasowe wpływy z akcyzy i VAT od paliwa okazały się wyższe od założonych w budżecie. Można by zatem podzielić się nieco tym zyskiem z kierowcami. Z tą argumentacją nie zgadza się jednak ani Ministerstwo Finansów, ani premier. Słusznie zwracając uwagę, że nie jest to dobra chwila na obniżanie podatków. Wystarczy popatrzeć na to, co się dzieje w światowych finansach. Z tego punktu widzenia ważniejsze niż zadowoleni kierowcy jest utrzymanie wizerunku Polski jako kraju wypłacalnego z zapewnionym stabilnym finansowaniem. I na tym powinno zależeć nam wszystkim. Tąpniecie na poletku naszej wiarygodności finansowej będzie oznaczało nie klęskę rządu, ale katastrofę dla nas wszystkich.
Nie możemy zapominać, że poprzednia przeprowadzona w 2005 roku czasowa obniżka akcyzy na paliwa zakończyła się totalną klapą. Resort finansów dobrze zapamiętał tamtą lekcję. Cena paliw miała wówczas spaść na stacjach o 30 groszy. Nie spadała. Niższe były za to wpływy do budżetu. Dziś, gdy marże na stacjach (zyski właścicieli) są na koszmarnie niskim poziomie, to że to rynek, a nie kierowcy zdyskontuje skutki obniżki, jest bardziej prawdopodobne niż przed laty.