Im wyższy stopień skomplikowania przepisów podatkowych, tym mniejszy wpływ ustawodawcy na ich rzeczywistą treść. Czy zasada ta odnosi się również do opodatkowania spółek osobowych?
Ustawodawca zaczyna się plątać w gąszczu przepisów, które sam stworzył, i nie jest w stanie utrzymać pełnej kontroli nad skutkami ich działania. Przykładem są reguły opodatkowania spółek osobowych. Fundamentalną zasadą opodatkowania spółek osobowych jest ich transparentność w zakresie podatków dochodowych. Innymi słowy, przyjmuje się, że spółki te nie istnieją dla celów podatku dochodowego, a dochody, jakie uzyskują, są opodatkowane na poziomie wspólników, tak jakby wspólnicy sami je osiągali. Dzięki temu dochody osiągane przez takie jednostki opodatkowane są tylko raz (w przeciwieństwie do dochodów spółek kapitałowych, które są opodatkowane dwukrotnie: na poziomie spółki i wspólnika). Taka korzyść podatkowa spółek osobowych jest konsekwencją odpowiedzialności osobistej wspólnika za zobowiązania spółki. Jednak spójność tej regulacji została zachwiana, gdy w obrocie prawnym pojawiła się hybryda w postaci spółki komandytowo-akcyjnej (SKA), będąca spółką osobową z cechami spółki kapitałowej. Kilka orzeczeń sądów administracyjnych obaliło tą tezę: przyjęto, że dochody akcjonariusza takiej spółki będą opodatkowane dopiero w momencie wypłaty dywidendy. Uzasadnienie takiego poglądu jest mocno akrobatyczne, ale trudno go krytykować, bo każde rozstrzygnięcie w tej sprawie byłoby kontrowersyjne. Gdyby bowiem uznano, że dochody akcjonariuszy SKA będą opodatkowane na bieżąco, to istnienie tej formy prowadzenia działalności gospodarczej praktycznie straciłoby sens.
Na dodatek pojawiły się orzeczenia, z których wynika, że akcjonariusz takiej spółki w ogóle nie będzie opodatkowany w Polsce, jeżeli ma siedzibę w kraju, z którym Polska zawarła odpowiednią umowę o unikaniu podwójnego opodatkowania. Raczej nie taki był cel ustawodawcy, ale wszystko na to wskazuje, że tak napisał w ustawach.