Organizacja mistrzostw Europy w jakiejkolwiek dyscyplinie sportu to wysiłek organizacyjny i finansowy dla gospodarza imprezy. Widać to na naszym przykładzie, gdy w ciągu kilku lat dołożyliśmy sporego wysiłku, by godnie zaprezentować się przed opinią publiczną na Euro 2012.
Co prawda nie do końca nam to wyszło, gdyż autostrad, jak nie było, tak nie ma, ale trud został podjęty. A to już dużo po latach zastoju. Powstały nowe stadiony, ale to oczywiste w tej sytuacji. Trudno byłoby grać na odświeżonych tylko zabytkach z czasów PRL.
Naturalnie nie obyłoby się to bez zaangażowania zleceniodawcy imprezy, czyli Unii Europejskich Związków Piłkarskich (UEFA). Tylko że wydaje się, iż to ona będzie drużyną, która najwięcej zyska na tych mistrzostwach. Na różnego rodzaju imprezach, prawach licencyjnych, autorskich, dywidendach, opłatach serwisowych i transakcjach okołomeczowych zarobi i to bez podatku. Jedno jest pewne – wysiłek finansowy poniesiemy my, a zyskiem podzieli się europejska federacja piłkarska.
Na nic się zdadzą propozycje posłanki PiS Gabrieli Masłowskiej, by nałożyć PIT na organizatorów i inne osoby związane z wykonaniem imprezy. Ich dochody będą nieopodatkowane w zakresie, w jakim zostały uzyskane w związku z wykonywaniem pracy lub świadczeniem usług w związku z Euro 2012. Zaniechanie poboru PIT dotyczy osób delegowanych przez UEFA lub jej spółki zależne w celu zorganizowania turnieju oraz tych, które otrzymały akredytację UEFA.
Tutaj już wcześniej wszystko zostało ustalone. UEFA zleca organizację mistrzostw, ale my zwalniamy uzyskane dochody z podatku. Jak powiedzieliby niektórzy prawnicy – warunek sine qua non organizacji imprezy, czyli konieczne poświęcenie w imię wyższych racji. I na to zwykły podatnik nie ma wpływu, bo gra toczy się o wiele większą stawkę niż medal za zdobycie mistrzostwa Europy.