Z wyliczeń resortu finansów wynika, że już dziś wartość wszystkich ulg, zwolnień, obniżonych stawek i innych preferencji podatkowych w VAT przekracza 32 mld zł rocznie. Tymczasem Sejm przy okazji każdej kolejnej nowelizacji ustawy o VAT zastanawia się nad wprowadzeniem nowych. Pora zatrzymać tę radosną twórczość i zastanowić się, czy nie ma innych, bardziej racjonalnych rozwiązań.
Czesi zapowiedzieli ujednolicenie stawek VAT. Chociaż nie wszystkie preferencje w czeskim VAT znikną, to jednak co od zasady wkrótce nasz południowy sąsiad będzie się mógł pochwalić najprostszym systemem stawek tego podatku w Unii. Najprostszym, bo opartym na jednej tylko stawce. To odważna decyzja. Nie tylko na tle Unii, lecz także ze względów politycznych. Spore grono czeskich podatników będzie musiało przy sklepowych kasach zapłacić więcej, niż ma to miejsce dziś. Ale czeski rząd najwyraźniej całkiem dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że taka decyzja może mu w ostatecznym rozrachunku przynieść więcej korzyści niż strat. Do wyższych cen, szczególnie dziś, gdy z uwagi na uwarunkowania geopolityczne i tak jest on nieunikniony, większość społeczeństwa stosunkowo szybko się przyzwyczai. Jedna stawka ułatwi za to rozliczanie podatku firmom. Rzecz nie do przecenienia.
Tymczasem w Polsce kończą się właśnie prace nad nowelizacją ustawy o VAT. Wśród licznych przepisów znalazło się także kilka takich, które poprawiają różne niedociągnięcia związane z podniesieniem stawek tego podatku o jeden punkt procentowy. Dzięki tej mozolnej pracy, będzie w końcu wiadomo nie tylko, jaka i kiedy stawka obowiązuje na pieczywo przedłużonej świeżości, ale także jaki VAT trzeba zapłacić od wielbłądów i lam. Na tym jednak poprawianie stawek się nie kończy. Ostatnio Senat, przypomniawszy sobie o starych polskich szlacheckich tradycjach, zatroszczył się jeszcze o obniżenie stawki VAT na owies dla koni – do 5 proc. Tym samym owies dla koni stał się równie ważnym towarem jak książki, o które trzeba było stoczyć znacznie dłuższą batalię niż w przypadku końskiej paszy.
Polskie zmagania z VAT i nieustająca walka o objęcie obniżonymi stawkami tego podatku coraz to nowych towarów i usług jest o tyle zastanawiająca, że jak wyliczyło w ubiegłym roku Ministerstwo Finansów, wszystkie te obniżki, zwolnienia i preferencje watowskie mają wartość ok. 34,2 mld zł, czyli 2,54 proc. PKB. Gdyby z nich wszystkich zrezygnować, dokładnie o tyle zmalałby deficyt budżetu państwa, który w tegorocznym budżecie założony został na poziomie 40,2 mld zł. Zniesienie zwolnień i ujednolicenie stawek VAT na jednym poziomie oznaczałoby, że w tym roku w budżecie zabrakłoby zaledwie 6 mld zł. To oczywiście uproszczony rachunek. W praktyce z pewnością tak by nie było. Jednak system polskiego VAT wymaga dziś zdecydowanie bardziej odważnych decyzji niż tylko podnoszenie stawki podstawowej. Nadszedł czas, by tak jak walczymy krok po kroku z przywilejami emerytalnymi (bez względu na to z jakim skutkiem), zacząć też walczyć z przywilejami podatkowymi. Wzorzec czeski nie jest dla tej walki wcale złym przykładem.