Kiedy likwidowano obowiązek prowadzenia w szkołach gabinetów lekarskich i stomatologicznych, przekonywano, że poprawi to stan zdrowia uczniów, bo trafią do lekarzy rodzinnych.
Proza życia okazała się inna. Dostać się do lekarza rodzinnego wcale niełatwo, a umówienie się z dzieckiem na bezpłatny przegląd u stomatologa graniczy z cudem. Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem likwidacji medycyny szkolnej wydaje się chęć ograniczenia kosztów budżetu. Trudno jest bowiem zrozumieć sytuację, w której możliwość bezpośredniego kontaktu lekarza z dzieckiem w szkole jest gorsza od sporadycznych wizyt uzależnionych od tego, czy lekarz dba o przeprowadzanie bilansów zdrowia dzieci albo rodzice pamiętają o ich regularnym wykonywaniu. Sama pamiętam jeszcze lekarzy w szkołach. Wydaje się, że to jedyna z niewielu rzeczy, jaka udała się za poprzedniego systemu.