Funkcjonariusze, którzy walczą z nielegalnymi automatami, coraz częściej stają się oskarżonymi. Branża hazardowa kieruje przeciwko nim akty oskarżenia, a państwo nie jest skore, by udzielać swym przedstawicielom pomocy.
Automaty do gier w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna
Branża hazardowa wszelkimi możliwymi sposobami stara się utrudnić życie celnikom, byle tylko nie przychodzili na kontrole. – Zdarzają się przypadki przemocy – przyznaje Piotr Dziedzic, dyrektor departamentu kontroli celnej, podatkowej i kontroli gier w Ministerstwie Finansów, które na naszą prośbę zebrało dane o nieprawidłowościach. – Montowane są elektroniczne zamki do drzwi i kamery umożliwiające prowadzącemu lokal decydowanie, kogo wpuścić do środka, a kogo nie. Zdalnie wyłączany jest prąd, a drzwi niekiedy zostają zaspawane. Można tak wymieniać bez końca – opowiada jeden z celników. – Wizyty w lokalach bywają stresujące. Często nie da się obejść bez pomocy policji – przyznaje Sławomir Siwy, przewodniczący związku zawodowego Celnicy PL.
Gra toczy się o wysoką stawkę. W Polsce jest zakaz urządzania gier na automatach poza kasynami, a mimo to biznes kręci się w najlepsze. Mówiąc prościej: teoretycznie już w żadnym lokalu poza kasynem nie powinniśmy się spotkać z jednorękim bandytą. A jakie są realia? Tylko w 2015 r. Służba Celna przeprowadziła ponad 4500 kontroli, w wyniku których zatrzymała 14 784 automaty do gier.
W dodatku branża nie czeka z założonymi rękami na celników. Właściciele automatów, za pomocą obsługujących ich kancelarii, kierują do sądów prywatne akty oskarżenia. Zarzut? Nadużycie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego. Urzędnicy w tej sytuacji zdani są sami na siebie. Większość oskarżanych o przestępstwa musi zatrudnić adwokata z własnych środków, gdyż oferowana im służbowa obsługa prawna jest czysto iluzoryczna. A zarobki nie należą w tym zawodzie do najwyższych.
– To prawda, zdarzają się zawiadomienia o przestępstwach urzędniczych. Gwarantuję, że to nic przyjemnego być ciąganym miesiącami po sądach w charakterze oskarżonego – podkreśla Sławomir Siwy.
Celnicy, z którymi rozmawialiśmy, największe pretensje mają jednak nie do przedsiębiorców, lecz do państwa. – Wiadomo, że wielokrotnie mamy do czynienia z przestępcami, więc nie dziwi mnie ich zachowanie. Zaskakujące natomiast jest to, że nie dostajemy solidnego wsparcia od swoich przełożonych. Ministerstwo powinno to jak najszybciej zmienić – żali się nam jeden z funkcjonariuszy.
To zresztą kolejny przypadek, gdy państwowi urzędnicy są szykanowani za wypełnianie swoich służbowych obowiązków. Niedawno na łamach DGP pisaliśmy o podobnych problemach inspektorów farmaceutycznych. – Żeby pracować jako inspektor farmaceutyczny, trzeba być szalonym pasjonatem. Zarabia się mało, a oszczędności przeznacza na obronę przed zemstą pełnomocników aptek – mówił nam Adam Chojnacki, lubuski wojewódzki inspektor farmaceutyczny.
O opinię poprosiliśmy Stanisława Matuszewskiego, prezesa Izby Gospodarczej Operatorów i Producentów Urządzeń Rozrywkowych. Twierdzi on, że nie można do tematu podchodzić zerojedynkowo i wybielać celników, a oczerniać przedsiębiorców, często bowiem to właśnie funkcjonariusze łamią prawo, nadużywając swych uprawnień.
– Świadczy o tym najlepiej to, że bardzo często najpierw automaty są zabierane, a po 2–3 miesiącach oddawane – wskazuje. Wynika to najczęściej z przyczyn formalnych: niedopatrzeń proceduralnych popełnionych przy kontroli. Matuszewski oskarża także wielu funkcjonariuszy o złodziejstwo. – Nim automat dojedzie z miejsca A w miejsce B, jest nagminnie okradany przez celników. Z protokołów wynika, że zabierają oni maszyny działające i wyciągają z nich po 50 zł. A przecież większość przedsiębiorców ma przyjęte procedury, że w automacie musi znajdować się co najmniej 1000 zł. To dla celników wspaniały zarobek, prawdziwe eldorado – twierdzi Matuszewski. Dlatego także nie dziwi się, że właściciele lokali bronią się jak mogą.
– Skoro żyjemy w dzikim kraju, to musimy dostosowywać się do obowiązujących realiów – dodaje Matuszewski.
Celnicy obstają jednak przy swoim. Niejednokrotnie są świadkami sytuacji, gdzie zatrudnieni w lokalach nie chcą współpracować z funkcjonariuszami dokonującymi kontroli. Czasem mają przy sobie nawet instrukcję prawników, w jaki sposób utrudniać czynności urzędnicze. W dokumentach tych znajdują się zarówno wskazówki, jak legalnie bronić się przed kontrolerami, jak i metody niedozwolone.
– Najczęściej przedsiębiorcy udają, że nie wiedzą, kto jest właścicielem lokalu, a w telefonie służbowym mają wpisy z samymi imionami i ksywkami, nigdy z nazwiskami – relacjonuje jeden z celników. I podkreśla, że jego zdaniem trudno w tym przypadku mówić o kontroli biznesu. – W praktyce na co dzień walczymy z dobrze zorganizowaną przestępczością – zaznacza funkcjonariusz.