Wkrótce przekonamy się, jak działa klauzula przeciwko unikaniu opodatkowania (nowelizacja ordynacji w tym zakresie wejdzie w życie już po upływie 30 dni od ogłoszenia w Dzienniku Ustaw). Doradcy podatkowi od początku patrzą na nią krytycznym okiem. Pomijając subiektywne oceny, trudno nie przyznać, że jej zastosowanie to duża zagadka.
Weźmy taki oto przykład. Na pierwszy rzut oka jak nic to czysta optymalizacja. Spółka A chce kupić nieruchomość należącą do spółki komandytowej, ale zanim do tego dojdzie, zawiera umowę z podmiotem luksemburskim. Plan jest następujący: podmiot luksemburski kupuje udziały w spółce komandytowej od jej komplementariusza (polska spółka z o.o.) i komandytariusza (spółka austriacka). Następnie przejęte udziały sprzedaje spółce A. Zapłata nie jest jednak jednorazowa, lecz z odroczoną płatnością. Zamiast odsetek podmiot luksemburski nalicza marżę. Dlaczego? Bo jego udziałowcami są pośrednio inwestorzy z krajów islamskich, a im prawo szariatu zakazuje pobierania odsetek. Cała zapłata zostaje więc podzielona na trzy części: wstępną, pobieraną już w chwili zawarcia umowy, pozostałą, odroczoną w czasie oraz wynagrodzenie za odroczenie płatności (czyli marżę, w tym wypadku uzależnioną od trzymiesięcznej stopy EURIBOR).
Spółka będzie chciała zaliczyć sobie tę marżę do kosztów podatkowych, tak jak zrobiłaby to z odsetkami od kredytu lub pożyczki. Fiskus zapewne odmówi jej tego prawa, twierdząc, że wynagrodzenie za odroczenie płatności było kosztem związanym z nabyciem udziałów w spółce komandytowej. Może być on odliczony dopiero przy sprzedaży tychże udziałów, nie wcześniej.
Jak zakończy się ten spór? Gdyby sugerować się orzecznictwem, to wygra podatnik. WSA w Warszawie i NSA orzekały już bowiem w takiej sprawie i nie miały wątpliwości, że wynagrodzenie za korzystanie z kapitału, polegające na odroczeniu przez instytucję finansującą terminu płatności, nie ma nic wspólnego z nabyciem udziałów. Słowem jest zaliczane do kosztów od razu, tak jak odsetki (sygn. akt II FSK 103/11).
Za niewiele ponad miesiąc jednak fiskus może dojść do wniosku, że cała ta operacja to jedna wielka lipa, a jej celem było przede wszystkim osiągnięcie korzyści podatkowej. Bo przecież gdyby spółka z o.o. stała się udziałowcem spółki komandytowej za kredyt, to odsetki od niego zaliczyłaby do kosztów dopiero przy zbyciu udziałów. Celowo więc wynalazła sobie pretekst (nabycie nieruchomości) i umówiła się z podmiotem luksemburskim (o zgrozo!), którego pośrednimi udziałowcami okazali się muzułmanie (dlaczego akurat oni?), a sama umowa została nazwana murabaha facility agreement (jakby nie mogła być zwykłą pożyczką).
Pomińmy już, że nabierając takich podejrzeń, fiskus będzie mógł odmówić wydania interpretacji indywidualnej. Pytanie, co z orzeczeniami sądów, które jednoznacznie potwierdziły, że umowy typu murabaha to znane praktyce gospodarczej instrumenty finansowania dłużnego?