Najpóźniej po długim majowym weekendzie mamy poznać ostateczną wersję nowego podatku od handlu.
Z dużym prawdopodobieństwem można już jednak wskazać główne założenia przyjęte przy konstrukcji daniny. Najważniejsze: kwota obrotów zwolniona z opodatkowania na poziomie 204 mln zł rocznie bez względu na to, czy wprowadzony podatek będzie liniowy, czy progresywny. Za przyjęciem tak wysokiego pułapu opowiada się duża część organizacji handlowych, ale – co ważniejsze – ma ono poparcie także wśród posłów PiS.
– Wysoka kwota wolna to słuszny postulat, ponieważ w założeniu miał to być podatek od hipermarketów. Małe lokalne sieci: sklepów spożywczych, księgarni, stacji benzynowych czy aptek daniny nie zapłacą. Poza tym wiele branż zwraca się o wyłączenia, a duża kwota ten problem załatwia. Dodatkową zaletą jest to, że przy niej małe sieci handlowe będą trzymały niskie ceny, co utrudni dużym przerzucenie podatku na klienta – wylicza poseł PiS Adam Abramowicz szefujący sejmowemu zespołowi patriotyzmu gospodarczego.
Co na to rząd? Na razie zaprezentował dwa warianty podatku. Pierwszy, liniowy ze stawką 0,9 proc. i kwotą wolną na poziomie 204 mln zł obrotu rocznie. Drugi, progresywny, ze stawkami 0,4 proc. (dla obrotów 18–204 mln zł rocznie), 0,8 proc. (204 mln – 2 mld zł) i 1,4 proc. (powyżej 2 mld zł obrotu). Ale pomysł najniższej, 0,4-proc. stawki oprotestowali od razu handlowcy, więc bardziej prawdopodobny jest wariant z dwiema stawkami.
– Byłem zwolennikiem stawki liniowej z dużą kwotą wolną jako pewnego konsensusu, ale jeśli przestała się podobać dużym sieciom zrzeszonym w Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji – bo po ostatnich wypowiedziach ich przedstawicieli można odnieść takie wrażenie – to może zostać wprowadzony podatek progresywny. Czas już na to, aby hipermarkety, które korzystają z infrastruktury i rynku w naszym kraju, przyzwyczaiły się do tego, że w Polsce trzeba podatki płacić – podkreśla Abramowicz.
Z naszych rozmów wynika, że w rządzie nikt nie zamierza kruszyć kopii o najniższą stawkę, i to zdanie handlowców z polskich firm przesądzi teraz o ostatecznym kształcie ustawy. – Funkcja fiskalna podatku zeszła na drugi plan, gdy przed Sejmem pojawili się handlowcy – zauważa osoba z rządu. Do budżetu miało wpłynąć z podatku 2 mld zł, teraz będzie to w najlepszym wypadku około 1 mld zł. Obecnie politykom PiS zależy głównie na tym, by podatek wprowadzić szybko w wersji, która w jak najmniejszym stopniu będzie uwierała polski handel, i potwierdzić tym samym, że spełnili wyborczą obietnicę. To m.in. dlatego resort finansów odstąpił od pomysłów opodatkowania franczyzy czy nie wprowadził podatku od firm kurierskich obsługujących sklepy internetowe.
Co na to handlowcy? Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny Polskiej Izby Handlu zrzeszającej małe i średnie sieci, mówi, że z punktu widzenia jego organizacji optymalnym rozwiązaniem byłby dwustawkowy podatek progresywny.
– Wersja liniowa byłaby rozwiązaniem o charakterze stricte fiskalnym. I nie wypełniałaby do końca pierwszych deklaracji o wyrównywaniu szans między małym i średnim polskim handlem a sieciami hipermarketów i dyskontów. Głównie dlatego, że ucierpiałby na tym średni handel. Z tego punktu widzenia optymalnym rozwiązaniem jest podatek progresywny z dwoma stawkami 0,8 i 1,4 proc. z kwotą wolną na poziomie 17 mln zł miesięcznie. Skoro mamy wyrównywać szanse, to to rozwiązanie wydaje się lepsze – mówi Ptaszyński.
Zastrzega jednak, że za wcześnie na podsumowania, bo nadal nierozstrzygnięte są inne kluczowe kwestie, jak definicja powiązań kapitałowych, która ma zastąpić definicję franszyzy. – Bez tego trudno ocenić te propozycje – mówi.
Jednoznaczną ocenę projektu ma natomiast POHiD zrzeszający duże sieci. Andrzej Faliński, dyrektor generalny izby, mówi, że podatek został skrojony tak, by to największe firmy zapłaciły najwięcej. – I to niezależnie, w której z tych dwóch wersji podatek zostanie przyjęty. Każda wypełnia polityczne założenie. Od początku realizacja pomysłu na ten podatek była taka, że konsultowano go z jedną częścią sektora w takim kierunku, by dyskryminować drugą część sektora. To jest nie do przyjęcia – mówi dyrektor Faliński.
Dyrektor zapowiada, że POHiD sięgnie po wszystkie dostępne instrumenty – w tym prawne – by bronić praw zrzeszonych w niej firm.