W wywiadzie dla DGP premier Beata Szydło mówiła o rozważanym wprowadzeniu nowego podatku. Zastanawiamy się, jakie powinien spełniać warunki, by okazał się korzystny dla rynku pracy.
Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, wskazują na trzy takie kryteria. – Powinien znieść różnice w opodatkowaniu osób mających takie same dochody przy różnych formach pracy, czyli osób na etacie, na umowach cywilnoprawnych czy samozatrudnionych – wylicza Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych. To podstawowa zaleta tego rozwiązania, ponieważ praca jest opodatkowana identycznie, nie ma motywacji do szukania innych form zatrudnienia, które słabiej zabezpieczają interesy pracownika. – Takie ujednolicenie jest dobrym rozwiązaniem, które zmniejsza lub eliminuje dualizację rynku pracy – twierdzi Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP.
Kolejny warunek to progresja – im mniej ktoś zarabia, tym danina jest niższa. – Jeśli analizuje się wszystkie rodzaje obciążeń publicznoprawnych, to te związane z pracą są w Polsce najbardziej wypłaszczone, co oznacza, że osoby mniej zarabiające są wysoko opodatkowane, wyżej niż w innych krajach OECD – wyjaśnia Kozłowski. – Dlatego taki podatek powinien zmniejszyć klin podatkowy na najniższych płacach – dodaje Piotr Lewandowski. Obecnie pracownik zarabiający najniższą płacę, czyli 1850 zł, dostaje do ręki 1355 zł. Reszta, czyli ok. 27 proc. jego pensji, wędruje na konto fiskusa, ZUS i NFZ. Podobne procentowo obciążenia są przy pensji 5 tys. zł czy 7 tys. zł. Stąd pomysły, by przy najniższych wynagrodzeniach obniżyć obciążenia. – To stanowiłoby zachętę do zatrudniania osób o mniejszym doświadczeniu zawodowym. Zatrudnianie ich byłoby tańsze, a oni chętniej podejmowaliby pracę, gdyby ich wynagrodzenie było mniej obciążone – zauważa Łukasz Kozłowski. Kolejna korzyść to to, że zmniejszałaby się liczba osób, którym państwo jedną ręką wypłaca świadczenia społeczne, a drugą pobiera podatek jak od osób dobrze zarabiających.
Kolejne pytanie – jakie powinny być skutki finansowe takiej ustawy? Grzegorz Maliszewski, ekonomista z Banku Millennium, zwraca uwagę, że w obecnej sytuacji budżetowej skalibrowanie stawek nowego podatku jednolitego powinno przynajmniej gwarantować jego neutralność dla przychodów państwowej kasy. Teoretycznie można by więc tak go skonstruować, aby w przypadku umów cywilnoprawnych stawka była odpowiednio niższa. Ale to przeczyłoby idei jednolitości podatku, mówiącej, że obciążenie jest powszechne i zależy tylko od wielkości uzyskiwanego dochodu, a nie jego rodzaju. Najtrudniejsze decyzje dotyczyłyby właśnie poziomu opodatkowania niższych dochodów nieco ponad pensję minimalną, by nie odbiegało od obecnego oskładkowania umów-zleceń (czyli od minimalnego wynagrodzenia). Bo zwiększenie obciążeń osób pracujących dziś na umowach cywilnoprawnych może zmniejszyć ich dochód, jaki mają do dyspozycji. – Dla całej gospodarki nie będzie to miało większego znaczenia, bo tzw. niestandardowe umowy dotyczą ok. 4,5 proc. pracowników. Ci, dla których umowa śmieciowa jest główną formą zatrudnienia, stanowią ok. 3 proc. rynku pracy. Nawet gdyby nastąpiło wyhamowanie konsumpcji, to nie byłoby ono istotne – podkreśla Grzegorz Maliszewski.
Według Marty Zagajewskiej z Raiffeisen Polbanku możliwy jest też inny scenariusz, w którym pracownicy w takiej sytuacji przenosiliby się do szarej strefy. Efekt byłby taki, że dochody by nie spadły, za to przychody budżetu – owszem.
– W takiej sytuacji nie jestem pewna, czy warto zrównywać formy zatrudnienia takimi metodami, jeśli może to się odbyć naturalnie. Skoro rząd stawia na szybki wzrost PKB i związany z tym spadek bezrobocia, to rynek pracy coraz bardziej będzie rynkiem pracownika. Co oznacza, że będzie mógł on żądać lepszej umowy – przekonuje ekonomistka.
Nasi rozmówcy podkreślają, że nawet jeśli szara strefa zaczęłaby rosnąć, to w wybranych branżach, gdzie umowy tego typu są obecnie najczęściej stosowane – jak usługi ochrony czy budowlanka – bo tam koszty pracy dziś są niskie i to stanowi główny element przewagi konkurencyjnej. Jednak Piotr Lewandowski uważa, że to zagrożenie nie jest aż tak istotne. – Można temu zapobiec i wyobrazić sobie takie skonstruowanie daniny, aby przy płacy minimalnej to obciążenie było niższe niż dziś przy umowach-zleceniach. Zresztą kto miał uciec do szarej strefy, to już uciekł – twierdzi Piotr Lewandowski.