Komentarz tygodnia
Minister finansów powinien się kierować interesem fiskalnym. To bezdyskusyjne. Dlaczego jednak działa skrycie i podstępem, gdy wcale nie idzie o ściganie przestępców, tylko o tworzenie prawa, które z założenia ma być jasne, przejrzyste i sprawiedliwe? Czy naprawdę ministrem musi kierować diaboliczny makiawelizm?
Wymiana udziałów nie jest być może transakcją klarowną dla przeciętnego czytelnika, ale to najlepszy przykład pozwalający zilustrować postawioną tezę. Postaram się wyjaśnić możliwie najprościej.
Tworząc spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością lub zwiększając jej kapitał, wspólnicy wnoszą do niej wkład, a w zamian obejmują udziały (w spółce akcyjnej – akcje). Wkład nie musi być w pieniądzu, może być w nieruchomościach, środkach trwałych, mogą nim być również udziały (akcje) w innej spółce. Kodeks spółek handlowych absolutnie tego nie wyklucza.
Zasadniczo u wspólnika, który obejmuje udziały (akcje) w zamian za walory innej spółki, powstaje przychód. Jest jednak wyjątek – wymiana udziałów. Po to, żeby nie było przychodu, muszą być spełnione określone warunki, mówiąc w dużym uproszczeniu – skutkujące uzyskaniem bezwzględnej większości praw głosu w spółce, której udziały (akcje) są nabywane.
Do końca 2014 r. toczył się spór o to, czy warunek ten należy rozpatrywać w odniesieniu do wszystkich wspólników dokonujących wymiany udziałów, czy każdego z osobna. W Naczelnym Sądzie Administracyjnym fiskus przegrywał, bo – jak orzekał sąd – wykładnia organów podatkowych była ewidentnie sprzeczna z unijną dyrektywą 2009/133/WE.
Kres tej dyskusji miała położyć nowelizacja, która weszła w życie od 2015 r. W uzasadnieniu projektu rząd wprost napisał, że nowa regulacja pozwoli oceniać warunki podatkowego zwolnienia „przez pryzmat grupy wspólników, o ile transakcje wymiany udziałów, które doprowadziły do spełnienia warunków do skorzystania ze zwolnienia, nastąpiły w okresie 6 miesięcy”.
Wszystko zdawało się więc zmierzać w kierunku zgodnym z dyrektywą. Tymczasem niezauważenie, przy okazji tej samej nowelizacji, Ministerstwo Finansów zaproponowało zmianę jeszcze innego artykułu – zamieniając w nim słowo „wspólnicy” na „wspólnika”. Dziś to właśnie jest koronnym argumentem dla ministra, że regulacje, owszem, się zmieniły, ale warunki wyłączenia z opodatkowania nadal trzeba rozpatrywać w odniesieniu do każdego udziałowca z osobna.
Pytam więc, po co była ta nowelizacja? Czy nie z powodu orzecznictwa NSA wskazującego na niezgodność polskich regulacji z dyrektywą?
Jedyną instytucją, która już w trakcie prac nad nowelizacją sygnalizowała problem, była Krajowa Rada Doradców Podatkowych. Wskazywała, że zaproponowana przez MF zmiana jest niezgodna z dyrektywą, bo spełnienie warunków dotyczących transakcji należy dokonywać przez pryzmat wszystkich, a nie pojedynczego wspólnika.
Uwaga KRDP (zamieszczona w końcowej części uzasadnienia projektu) przeszła niezauważenie. Dopiero dziś czytelna staje się ówczesna, wymijająca odpowiedź resortu finansów. Ministerstwo rozwodziło się w niej nad mnogością transakcji dokonanych w okresie 6 miesięcy, a słowem nie wspomniało, że wszystkie one mają zostać przeprowadzone przez jednego wspólnika.
Myślę, że resort finansów doskonale rozumiał, o co pyta KRDP, ale wolał odpowiedzieć nie na temat. To jednak wiemy dopiero dzisiaj.